czwartek, 28 listopada 2013

One Part 26 - Leonetta - "Każdy rani" cz.2

      Wspomnienia blakły, zostawiając po sobie niewyraźne rany, które miały się niedługo zagoić.

- Kochasz? - pytała za każdym razem, gdy wyłapywała jego spojrzenie.
- Kocham. - odpowiadał, bo przecież ją kochał.
Całym sercem, całą duszą. 

Wiedziała, że się zagoją. Przecież wszystko toczy się dalej.

- Dlaczego to robisz? - szeptała, gdy ją przytulał i mówił, że zawsze będzie.
- Bo cię kocham. - mamrotał, ukrywając twarz w jej szyi.
Zawsze pachniała czymś słodkim, jakby truskawkami pomieszanymi z tym, co kryło się głęboko w niej. Czymś, co należało do niej i kojarzyło mu się tylko z nią.

Każdy rani, ale ona już to zrozumiała. Była gotowa na więcej cierpienia, poprzetykanego chwilami szczęścia.

- Gdzie byłeś? - patrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy, jakby zobaczyła kogoś zupełnie innego.
- Na spacerze. Tylko spacerowałem. - odpowiadał, całując ją w policzek.
Już wtedy miała wrażenie, że to nie jest jej Leon.

Raz jest tak, a raz tak. Ale niestety nikt nie może nic poradzić na to, że na świecie jest tyle okrucieństw i cierpienia.

Zaczęło się od tego, że Leon poszedł do sklepu, by kupić coś do jedzenia. Violetta niezbyt dobrze się czuła i bardzo się o nią martwił. Miał pecha, bo był to weekend i połowa sklepów znajdujących się w pobliżu domu Violetty była pozamykana. Musiał więc się przespacerować trochę dalej. Szedł jakieś dwadzieścia minut i już miał zrezygnować, bo na horyzoncie nie dostrzegał żadnego sklepu spożywczego, który był otwarty, ale wtedy coś go zatrzymało. Warkot ciężkich maszyn, zapach oleju i potu zmieszanego z adrenaliną. Nogi same poniosły go w kierunku, z którego dochodziły te przyjemne dla jego ucha dźwięki. Zaraz jednak przypomniał sobie o Violetcie i o tym, że zostawił ją samą w domu, chorą i słabą. Wycofał się, ale już wtedy wiedział, że jeszcze wróci w to miejsce.
Tak, zaczęło się niewinnie, bo Leon po prostu odnalazł to, czego szukał w życiu. Swoją prawdziwą pasję. Violetta nie miała nic przeciwko, bo uwielbiała patrzeć na jego uśmiech, gdy wracał z toru, pełny pozytywnej energii. Starała się nie zwracać uwagi na jego ubrudzone błotem kombinezony, podrapaną twarz i dłonie... Po prostu odrzucała to wszystko od siebie, akceptowała Leona takiego, jaki był. Od dziecka była trochę przewrażliwiona na punkcie porządku, więc nie było to łatwe. Codziennie brudził przedpokój butami upaćkanymi błotem. Naturalnie sprzątał po sobie, ale Violetta i tak musiała się czasami powstrzymywać, by na niego nie nakrzyczeć. I do tego jeszcze ten nieprzyjemny zapach oleju i benzyny, jakim pachniał Leon, gdy wracał. Nienawidziła tego. Zdecydowanie bardziej wolała się do niego przytulać, gdy pachniał swoimi nieodłącznymi perfumami.
Nigdy mu tego wszystkiego nie powiedziała.
Problem z aurą bałaganiarstwa, jaką roztaczał wokół siebie Leon po kilku miesiącach zblakł, bo powstał kolejny. O wiele gorszy. Nie mogła nie zwracać uwagi na coraz poważniejsze obrażenia, jakie Leon przynosił z toru. Pokochała w nim to, że był zawsze taki rozważny i myślał kilka razy, zanim coś powiedział albo zrobił. Ale motory coś w nim zmieniły, sprawiły, że zaczął żyć tak, jakby jutra miało nie być. Raz poszła na zawody motocrossowe, w których startował Leon - była przerażona. Jeździł tak, jakby niczego się nie bał, jakby był przekonany, że ma dziewięć żyć jak kot i nie może umrzeć. Później, gdy on się przebierał, zapytała Larę, dziewczynę tam pracującą, czy jej chłopak zawsze aż tak ryzykuje na torze.
- O tak, Verdas jest... Trochę za bardzo porywczy. - odparła wtedy brunetka. - Ale nie martw się o niego, jest dobry, nic mu się nie stanie.
Oby, pomyślała wtedy Violetta. Jakoś nie przekonały jej słowa Lary.

Ich pierwsza poważna kłótnia odbyła się i tak znacznie później, niż można by się było spodziewać. Violetta tłumiła w sobie strach o Leona i tylko czasami prosiła go, by na siebie uważał. On obiecywał, że następnym razem na pewno pomyśli, zanim wciśnie mocniej pedał gazu. Wiedziała, że nie chce jej okłamywać, ale adrenalina robi swoje. Co innego Leon przy niej, w domu, spokojny, a co innego Leon na motorze, nabuzowany energią i niezbyt jasno myślący. Bała się, cholernie się bała. Ale nie chciała zabierać mu pasji.
Pewnego dnia, gdy zadzwoniła do niej Lara z wiadomością, iż Leon miał wypadek odrobinę poważniejszy niż zazwyczaj i nie wystarczyła tym razem jej apteczka pierwszej pomocy, Violetta nie wytrzymała. Pojechała do szpitala mimo strasznego bólu głowy i siedziała przy Leonie całą noc, dopóki się nie obudził. Rano lekarze oświadczyli, że pan Verdas może iść do domu. W domu czekała go niemiła niespodzianka. Violetta pierwszy raz na niego nakrzyczała i powiedziała mu, co myśli.
- Jak możesz być taki nierozważny?! - krzyczała. - Myślisz, że to dla mnie jest miłe?! Codziennie przynosisz do domu kolejne rany, a ja nie mogę nic z tym zrobić! Och, no co mogę zrobić, skoro ty sam nie chcesz nic z tym zrobić?!
Później się rozpłakała i zamknęła w sypialni, a on musiał spać na kanapie. Rozmyślał całą noc nad słowami Violetty. Zdawał sobie sprawę z tego, że w końcu może mu się coś stać. Ale za bardzo kochał ten wiatr we włosach i uczucie wolności, by zrezygnować z motorów.
Zapomniał o tym, że Violettę też kocha.

Oddalał się od niej coraz bardziej, oddalał się od wszystkich. Nawet Lara zaczynała się o niego martwić. Tu już nawet nie chodziło o motory. Leon rozpaczliwie potrzebował adrenaliny, napędzała go do działania, uzależnił się od codziennej dawki emocji. Wiedział, że coś się wymyka spod kontroli, że to już za wiele i powinien przestać. Ale nie potrafił.
- Leon, a nie możesz sobie dziś odpuścić? - zapytała pewnego dnia Violetta. - Obejrzymy film, spędzimy ten dzień razem...
Nie chciała sie już na niego gniewać, bo przez to wydawał się jej jeszcze bardziej obcy niż zazwyczaj. Bez tego uśmiechu na ustach i błysku w oku to nie był jej Leon, ten, w którym się zakochała. A więc po prostu rzuciła w niepamięć niemiły incydent z wypadkiem i postanowiła zacząć od nowa.
- Violu, możemy obejrzeć film wieczorem. - westchnął Leon, zakładając kurtkę. - Do zobaczenia. - pocałował ją w policzek i wyszedł z domu, zostawiając po sobie słaby zapach męskich perfum.
Myślała cały dzień, jak powinna się zachować. Zdawała sobie sprawę z tego, że już straciła swojego Leona. Próbowała go odzyskać, nawet Lara robiła wszystko, by odwieść Verdasa od coraz to ryzykowniejszych wyścigów motocrossowych. Jego koledzy, przyjaciele, rodzina - dosłownie wszyscy - widzieli, że Leon przesadza. Ale niestety on nie potrafił tego dostrzec. Stawiał sobie nowe cele, dążył do ich realizacji z wielkim uporem, z niezdrowym uporem.
Doszła do wniosku, że spróbuje jeszcze raz. Jeśli się nie uda, to będzie oznaczało, że Leon Verdas nigdy nie był jej przeznaczony.
- Proszę cię, odpuść motory na kilka dni. - odezwała się, gdy tylko wszedł do mieszkania. - Nie chcę, żebyś to rzucał, bo wiem, ile to dla ciebie znaczy. Ale mógłbyś odsapnąć i przemyśleć niektóre sprawy.
Patrzył na nią jak na kogoś, kto mówi w zupełnie innym języku. Westchnęła, bo zdała sobie sprawę, że rzeczywiście od bardzo dawna nie umiała się z nim porozumieć. Tak jakby już nie chciał jej słuchać.
- Kocham cię, Leon. - wyszeptała, podchodząc do niego. - Ale coś się zepsuło. Może to ty, a może to jednak moja wina. Nie wiem. Ale wiem teraz, że każdy rani, a już szczególnie osoby, które darzymy uczuciem tak pięknym, jakim jest miłość. Było przez jakiś czas wspaniale, ale to już przeminęło. Wszystko przemija.
- Violetta, co ty mówisz... - zająknął się, ale ona położyła mu dłonie na policzkach i wzrokiem przykazała, by dał jej dokończyć.
- Ranisz mnie, chociaż tego nie chcesz. - kontynuowała. - Ranisz, bez przerwy. - zamrugała szybko powiekami, by powstrzymać łzy.
  Później pocałowała go ostatni raz. Poczuła słony smak swoich własnych łez, które mimo wszystko popłynęły. Nie objął jej, nie oddał pocałunku. Odsunęła się powoli.
- Przepraszam. Nigdy nie chciałem cię zranić. - pochylił się, jakby chciał jednak ją pocałować, ale zaraz się cofnął.
Wszedł na górę i po chwili pojawił się z powrotem ze swoją walizką. Następnie zniknął z jej życia. A ten pocałunek zawisł między nimi na zawsze.

Opinię zostawiam wam.

15 komentarzy:

  1. Będzie następna część?
    Się rozryczałam normalnie ryczałam, a to do mnie nie podobne ...
    Mam nadzieję, że będzie następna część ...
    ~Kasiaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, Maddy.
    Mam tyle do opowiedzenia o tym dziele, a jednak nie wiem od czego zacząć. Muszę się przyznać, że nigdy nie komentowałam z żadnych Twoich dzieł i rozdziałów. To może dlatego, że jestem leniem i tyle. :D

    Ale teraz muszę. Muszę to skomentować. W podteskście napisałaś "opinię zostawiam wam". To brzmiało trochę... jakby ci się nie podobało i sądziłaśbyś, że to są wypociny. Ale mam nadzieję, że jednak tak nie było ponieważ gdzieś głęboko w środku mnie istnieje takie przeświadczenie, że jednak jesteś dumna z siebie.

    Muszę się w końcu przyznać. Jedna łezka poleciała. :S
    No bo tak pięknie opisałaś Leonettę.
    Ach, Leonetta, Leonetta... To takie piękne słowo, tak idealnie ze sobą współgra.

    Mech, co mogę jeszcze powiedzieć? Tyle słów uwielbienia i pozytywów jest na Twojego OneParta... <33333

    Nic dziwnego, że Vilu się wkurzyła na naszego boskiego Leosia. Ale on też musi zrozumieć, że wpadł w szpony uzależnienia.
    Płakałam jak nie odwzajemnił tego pocałunku. To było smutne. Bardzo, bardzo smutne. Ale też ona nie mogła przecież nic zrobić. Niemoc zabijała ją od środka i tak sobie uświadomiła, że każdy rani.
    Mam nadzieję, że będą szczęśliwi. A będzie cz.3?

    Całuję

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie będzie części trzeciej. Pisałam pod pierwszą częścią, że druga wyjaśni, co się stało i na tym koniec. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm? Czyli jednak nie będą szczęśliwi? Kurde, przegrałam zakład.

      Usuń
  4. kurcze pierwszy raz nie wiem co napisać brakuje mi słów... smutny ten part a zarazem piekny bo pokazuję że miłość nie jest wieczna i że każdy rani pomimo iż tego nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny.
    Trochę smutny, ale i tak cudo.
    Julia

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny.
    Nie skończył się szczęśliwie, tak jak inne party, ale mimo to i tak jest świetny.
    Ukazuje wielką miłość i to, jak niepielęgnowana może wygasnąć. Leon nie przejmował się za bardzo swoim związkiem z Violettą. Nawet w końcówce po prostu wziął walizki i wyjechał. Ale jestem pewna, że i tak bezgranicznie kochał Violę. Bardziej od motocrossów.
    Part piękny. Wiem, komentarz głupi i bezsensowny, ale jakoś nie mam weny. Mam nadzieję, że nie będziesz zła, ja rzadko zostawiam długie komentarze.
    Pozdrawiam <3333

    OdpowiedzUsuń
  7. Śliczny.
    Wspaniały.
    Fantastyczny.

    Maddy, jak ja Cię kocham za te wszystkie smutne historie <3 Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo!...
    Przesłanie bardzo mi się podoba. Opowiada o niepielęgnowanej miłości. Leon... Bardzo zaciekawiło mnie jego podejście do związku z Vilu. Nie zależało mu na niej? Bo przecież wybrał hobby, a nie ukochaną. Nie jest jedyną? A może żadna nie jest jego wybranką? Tyle pytań...

    Całuski,
    Twoja wielka fanka
    Patrycja Verdas ;***

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam do siebie http://disney-violettaa.blogspot.com
    Trwa nabór na nowego redaktora ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. O kurde.
    Maddy, przepraszam.
    Ciągle mi umykało skomentowanie tego Parta, jak to możliwe? :(
    Dzisiaj po prostu krótko i na temat. Nie mam siły, ani ochoty na długie komentarze.
    León i Violetta byli dla siebie bliscy. Obdarzali się miłością, każde z nich dawało jej jak najwięcej, ale w końcu gdzieś ta bliskość zaczęła się powoli niszczyć. Chłopak oddalał się od dziewczyny, uzależnił się od adrenaliny i to właśnie motory stanęły u niego na pierwszym miejscu. "Każdy rani" nawet ten najlepszy, najukochańszy. Nie ma wyjątków.
    Nie zauważył, kiedy wreszcie już oddalił się od niej tak bardzo, że dystans zniszczył wszystko.
    Tylko tyle potrafię napisać.
    Przepraszam.
    Wspaniały Part.
    Caro xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale ja szybko komentuję, no doprawdy.

    Jak to dobrze, że w najcięższych momentach naszego życia spotykamy kogoś, kto stara się nam pomóc.
    Szkoda, że równie szybko go tracimy.
    Niby błahostka sprawiła, że zapomniał o miłości jaką ją darzy.
    Tak czy siak musieli być razem, bo każde z nich dało drugiemu sercu coś bardzo ważnego. Rozstali się, jednak oboje sobie poradzą. Bycie ze sobą, nauczyło ich miłości. Teraz są gotowi na wszystko inne.
    Każdy rani, tak. Nawet ta pozornie idealna osoba. Nie ma człowieka, który ani razu nikogo by nie skrzywdził.
    Nie zależy to tylko od charakteru. Czasami po prostu tak jest i nic nie możemy z tym zrobić.
    Piękny part, Maddy, naprawdę masz talent do pisania takich życiowych, niekiedy smutnych historii.
    I następne opowiadanie skomentuję od razu, a nie po paru miesiącach czy ile mi to tam zajęło.
    hyhy.

    OdpowiedzUsuń
  11. To było......... To było takie... urocze, ale zbyt SMUTNE. Uwielbiam happyendy, ale to i tak było wspaniałe, niesamowite, najbardziej wzruszające jaki kiedykolwiek przeczytałam

    OdpowiedzUsuń
  12. Jaa.. nie jestem zbytnio kreatywny więc napiszę krótko..
    Kolejny Part i kolejna dawka łez...
    Dziewczyno! To co piszesz jest piękne ;*
    ~Miśkaa ^.^

    OdpowiedzUsuń
  13. IIIIIIIIIIIII płaczę,rycze jestem smutna ale jest FAJNIE napisane

    pozdrowionka i papatki
    Jula

    OdpowiedzUsuń