wtorek, 24 września 2013

One Part 14 - Cares - '' Skradzione Serce '' cz. 2





   Kilka tygodni później

   Runął. Po raz kolejny świat Andresa runął niczym domek z kart. Kiedy myślał, że w jego życiu zaczynają się pojawiać nowe kolory, wszystko za pomocą delikatnego podmuchu rozsypało się i znalazło na ziemi. Brunet nie miał już siły zbierać kart i stawiać swojego nowego ''domu'' od nowa. Chłopakowi zabrakło sił i motywacji. Jednak przede wszystkim zabrakło mu wiary. Stracił ją w momencie kiedy Camila wyjawiła mu swój sekret. W chwili kiedy dziewczyna powiedziała mu swoja tajemnicę, wszystkie karty, które tworzyły ''życie'' chłopaka zaczęły spadać na dół. Karta po karcie. Po dwóch minutach nie było już nic. Co pozostało z niewielkiego domku z kart? Z domku pozostała jedynie niewielka kupka, która leżała na ziemi i nikt nie miał zamiaru jej posprzątać.

   Andres leżał na kanapie w ciemnym salonie i rozmyślał o tym jak bardzo nienawidzi Camili. Od kilku tygodni czuł do niej wstręt i obrzydzenie. Zapomniał o tym, co zrobiła dla niego dziewczyna. Zapomniał, że to dzięki Camili zaczął się uśmiechać i patrzeć na świat przez różowe okulary. Nie pamiętał już wspólnie spędzonych wieczorów przy kubku gorącej czekolady i kawałku rolady bezowo-truskawkowej. Rudowłosa dziewczyna już dla niego nie istniała. Chciał jak najszybciej o niej zapomnieć. Nienawidził jej za to, co zrobiła. Nienawidził jej, bo miała serce jego ukochanej, za którą tak bardzo tęsknił. Chciał, aby Camila umarła.
   Bo Camila nie zasługiwała na to, aby żyć.
   Brunet podniósł się z kanapy i skierował swoje kroki w kierunki kuchni, w której także panowały egipskie ciemności. Wszystkie okna w mieszkaniu chłopaka były zasłonięte przez rolety, co spowodowało, że do pomieszczenia nie dostał się ani jeden słoneczny promień. Andres wyciągnął z szuflady zapalniczkę, chwycił do ręki zdjęcie Camili, które leżało na stole w kuchni i usiadł na podłodze opierając się o zimną ścianę.
   - Dla mnie już nie żyjesz - Andres zapalił zapalniczkę i momentalnie podpalił zdjęcie dziewczyny. Chwilę później po fotografii dziewczyny nie zostało nic.
   Andres liczył na to, że jeśli pozbędzie się przedmiotów, które przypominają mu rudowłosą dziewczynę, to ona zniknie z jego serca.
   Mylił się.
   Nawet nie wiedział jak bardzo się myli.
   Brunet chwycił do ręki butelkę z piwem, która leżała na kuchennym blacie i w przeciągu pięciu minut pozbył się całej zawartości butelki.  Od jakiegoś czasu alkohol stał się jego najlepszym przyjacielem. Alkoholem Andres zapijał smutki i leczył złamane serce. Procenty pozwalały mu zapomnieć o tym, co wydarzyło się dwa lata temu, a także kilka tygodni wstecz.
   Tylko czy Andres tak naprawdę potrafił zapomnieć o Camili? Czy umiał wymazać z pamięci dziewczynę, która wprowadziła do jego życia tak wiele kolorów?
   Nie, nie potrafił.
   Andres się tylko oszukiwał, że zapomni o niej, a imię Camila nie będzie mu się kojarzyło z wesołą, rudowłosą dziewczyną.
   Zadzwonił dzwonek do drzwi.
  Chłopak niechętnie wstał z zimnej posadzki i udał się w kierunku drzwi. Nie chciał gości. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać i tłumaczyć im się ze swojego zachowania. Trzymał się tego, co postanowił i nie zamierzał zmieniać decyzji. Rodzice, Marco, Fran oraz rodzice Angeli próbowali go przekonać do tego, aby porozmawiał z Camilą i dał jej szansę wszystko wyjaśnić, jednak Andres uparcie trzymał się jednego. Bo jak już nie raz było powiedziane. Rudowłosa dziewczyna dla niego nie istniała.
   Brunet nacisnął na klamkę, a kiedy otworzył drzwi doznał szoku. Stał przed nim chłopak łudząco podobny do Camili. Te same ciemne oczy, takie same kości policzkowe, podobne usta.  Jedyne, co w tej chwili różniło chłopaka od Camili to smutne oczy, z których bił wielki smutek i ból, oraz brak uśmiechu na twarzy. Andres rudowłosą zapamiętał zupełnie inaczej. Pamiętał ją jako uśmiechniętą dziewczynę, która zawsze miała radosne iskierki w oczach.
   - Hej, mogę wejść? - spytał się niepewnie chłopak.
   - Kim jesteś?
   - Bratem Cami. Proszę, wpuść mnie na chwilę.
   Kiedy Andres usłyszał, że chłopak, który przed nim stoi jest bratem dziewczyny, chciał mu szybko zamknąć drzwi przed nosem. Brat dziewczyny okazał się jednak sprytniejszy i zatrzymał drzwi ręką.
   - Pięć minut - Seba wszedł do środka i udał się do niewielkiego salonu, usiadł na czarnej kanapie, po której były porozrzucane skarpetki, które sadząc po zapachu leżały tutaj o wiele dłużej niż tydzień.  - Muszę z tobą porozmawiać o mojej siostrze.
   - Nie chcę o niej gadać! - warknął wściekły Andres.
   - Ale ja chcę! Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy jak wiele zmieniło się w życiu mojej siostry od waszego ostatniego spotkania! Czy ty wiesz, że ona znowu walczy o życie?! U Camili doszło do przewlekłego odrzucenia serca! Ona znowu musi walczyć!
   - A co mnie to obchodzi?! Niech umrze, zasłużyła sobie na to jak mało kto!
   Sebastian poderwał się z kanapy, na której siedział od kilku minut i ruszył w stronę Andresa, który przez cały czas patrzył na niego z pogardą. Brat Camili chwycił bruneta za podkoszulek i przygwoździł go do pobliskiej ściany.
   - Cofnij, to co powiedziałeś, bo cię zabiję!
   - Twoja siostra, wraz z przyjacielem zabiła moją dziewczynę. Zginął ten chłopak, to teraz pora na Camilę. Słyszałeś o czymś takim jak Karma?! Teraz ta Karma wraca do twojej siostry.
   Sebastian nie wytrzymał. Popchnął Andresa na szafkę, a sam opadł na podłogę i zaczął głośno płakać.
   Camilę z bratem łączyła wyjątkowa i silna więź. Nikt nie był tak ważny dla Sebastiana jak jego młodsza siostra. Całe swoje życie podporządkował Camili. Kiedy dziewczyna leżała w szpitalu on siedział u niej przez cały czas. Nie opuszczał jej nawet na chwilę. Zawsze chciał być pierwszą osobą, którą rudowłosa ujrzy po przebudzeniu. Camila nieprzytomna leżała na szpitalnym łóżku, a Sebastian w jednej ręce trzymał różaniec modląc się do Boga o życie dla swojej siostry, zaś w drugiej ręce ściskał mocno zaciśniętą dłoń dziewczyny. Chłopak wierzył, że jego siostra kiedyś wyzdrowieje, a strach, który towarzyszył ich rodzicom od momentu przyjścia na świat dziewczyny zniknie. Wiara - to pomagało przetrwać rodzinie najtrudniejsze chwile. To w Bogu odnajdywali ukojenie w momencie, kiedy na swoich barkach musieli nieść wielki krzyż bólu i cierpienia. Najpiękniejsze w tej rodzinie było to, że oni nigdy nie zadawali pytania ''Czemu my?'' albo '' Boże, dlaczego nam to robisz?'', zawsze godzili się z tym, co przygotował dla nich los. Kierowali się trzema prostymi słowami. Wiara, nadzieja, miłość. Te trzy proste słowa były ich mottem, które towarzyszyło im zawsze i wszędzie - przez całe życie.
    - Ja jej nie mogę stracić, rozumiesz?! Nie mogę! - wykrzyczał Sebastian i po raz kolejny zaniósł się płaczem. Po policzkach chłopaka spływały grube łzy, a jego ciało trzęsło się jak galareta.
   Andres siedział na przeciwko Sebastiana i dopiero, kiedy uniósł głowę do góry i ujrzał łzy chłopaka, coś do niego dotarło.
   Zrozumiał.
   Dotarło do niego, że Seba cierpi tak samo mocno jak on w momencie, kiedy dowiedział się o śmierci Angeli. Każdy cierpi po stracie ukochanej osoby i przecież każdy zasługuje na drugą szansę.
   Camila nie tylko zasługiwała na  szansę jaką jest życie, ale także zasługiwała na to, aby Andres pozwolił jej wszystko wyjaśnić.
   - Przyjdę do niej za klika dni. Muszę tylko wszystko przemyśleć i przeanalizować, ale przyjdę. Obiecuję.
   - Dziękuje. Nawet nie wiesz ile to dla Cami będzie znaczyć. Mam coś jeszcze dla ciebie - Sebastian wyciągnął z kieszeni kurtki kopertę i położył ją na stole. - Przeczytaj, a wiele zrozumiesz. Trzymaj się Andres.
   - Poczekaj! - Sebastian już naciskał na klamkę od drzwi, ale powstrzymał go Andres, który pojawił się koło chłopaka. 
   - Czy Camila może umrzeć?
   Sebastian nic nie odpowiedział, spojrzał tylko smutno na Andresa i wyszedł z mieszkania zostawiając go samego.
   Andres wrócił do salonu, wziął ze stolika list, który był zaadresowany do niego i wyciągnął z niego zapisaną kartkę.


Andres!

Nawet nie wiem czy przeczytasz ten list, ale mam nadzieję, że jednak tak.
Zwykłe słowa na białej kartce papieru nie będą w stanie w pełni oddać tego, co teraz czuję.
Pragnę jednak przeprosić Cię za wszystkie krzywdy, które Ci wyrządziłam.  Przepraszam, że nie powiedziałam Ci od razu, że mam serce Twojej zmarłej dziewczyny. Musisz mi jednak uwierzyć, że to nie było dla mnie łatwe. Mimo tego, że przez pewien czas cieszyłam się zdrowym sercem, to jednak nie jest łatwo żyć ze świadomością, że żyjesz, bo ktoś umarł.
Niestety w moim przypadku nie było innego wyjścia. Dla mnie jedynym ratunkiem było nowe serce. Kolejne operacje by już nic nie dały. Polepszyłyby mój stan na dwa miesiące, a później znowu trafiłabym do szpitala i walczyła o życie.
Ja choruje od urodzenia. Od małego żyje z wadą serca. Od dwudziestu kilku lat rodzice robili wszystko, abym nie odchodziła z tego świata,
Chcę, abyś zrozumiał moje postępowanie. Chcę, abyś mi wybaczył. I tak miałeś rację. Angela była wspaniałą dziewczyną. Czuję to, bo mam jej serce. Dawała Ci szczęście. Byłeś dla niej najważniejszy. Ale musisz wiedzieć o jednym. Mimo tego, że nie budzisz się już koło niej, to ona nadal jest w twoim sercu, pamięci i umyśle. Ona umarła, ale pamięć o niej nigdy nie umrze. Zawsze będziesz ją pamiętam jako  uśmiechnięta dziewczynę, która kochała jeść roladę truskawkową. Angela teraz patrzy na Ciebie z góry i kieruje w Twoją stronę ciepły uśmiech. Jestem pewna, że jest teraz szczęśliwa. Ty też musisz być szczęśliwy. Andres, pamiętaj o jednym. Życie to wspaniały dar, którego nie możemy zmarnować.
Na koniec mam do Ciebie jedną prośbę. Jeśli przeczytałeś ten list, to proszę Cię przyjdź do mnie do szpitala. Chcę przed swoją śmiercią spojrzeć Ci prosto w oczy i po raz ostatni powiedzieć szczere ''Przepraszam Cię''

Potrafimy kochać i marzyć dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami.
Ja jestem zwycięzcą.
Kocham i nadal marzę.
I nigdy nie przestanę.
Nawet jeśli na zawsze zamknę swoje oczy. 

Camila.

   Sebastian siedział przy szpitalnym łóżku i delikatnie gładził  siostrę po bladym policzku. Camila z dnia na dzień była coraz słabsza. Jej do tej pory waleczny organizm poddawał się i zachowywał się tak, jakby stracił ochotę do walki. Dziewczyna oddychała coraz ciężej, a podnoszenie powiek sprawiało jej coraz większą trudność. Nawet najmniejszy ruch powodował wielki ból. Rudowłosa cierpiała, ale nie narzekała. Starała się walczyć, bo jedyne, co jej zostało to wiara. Lekarze dziewczynie dawali coraz mniej szans, a mimo wszystko ona wierzyła, że będzie lepiej. Camila wierzyła w poprawę, ale jej organizm poddawał się.
   Jednak nikt się nie poddawał.
   Wierzyła Camila. Wierzył Sebastian. Wierzyli jej rodzice.
   - Kochanie, przynieść ci coś? - spytała rodzicielka dziewczyny, która właśnie wyrwała się z objęć swojego męża. Nikt nie opuszczał Camili, ani na krok. Ciągle ktoś przy niej był.
   Camila pokiwała przecząco głową i delikatnie uśmiechnęła się w stronę swojej mamy. Swoimi delikatnym uśmiechem chciała dodać otuchy mamie, tacie i bratu. Widziała jak cierpią. Codziennie, każdego dnia patrzyła w ich zapuchnięte oczy, które były przepełnione bólem i nie mogła znieść tego widoku. Kiedy patrzyła na swoich bliskich serce bolało ją jeszcze bardziej. Było im ciężko z jej powodu, a ona nie mogła nic zrobić, aby ulżyć im w ich cierpieniu.
   Niespodziewanie drzwi do szpitalnej sali otworzyły się i wszedł do nich wysoki chłopak o brązowych oczach. Kiedy Camila zobaczyła swojego gościa uśmiechnęła się delikatnie i z pomocą brata podniosła się na szpitalnym łóżku.
   - Zostawicie nas samych?
   Camila nie uzyskała odpowiedzi. Rodzice wraz z Sebastianem wyszli, a ona została sama z Andresem, na którego tak długo czekała.
   Brunet usiadł na krzesełku, spojrzał na bladą twarz dziewczyny i spuścił głowę na dół. Dopiero, gdy na nią popatrzył zrozumiał jak wielkim kretynem był. Musiał zobaczyć Camilę bladą i wyczerpaną, aby do niego dotarło, jak wiele nieprawdziwych i bolesnych słów powiedział w jej kierunku.
   - Przepraszam - na tyle go było tylko stać. Głos mu się coraz bardziej łamał, a po policzkach zaczęły spływać srebrne krople łez. Camila lekko uniosła rękę do góry i pogłaskała go po mokrym policzku, aby chociaż w ten sposób dodać mu otuchy.
   Nie miała do niego pretensji o to, co jej powiedział kilka tygodni temu. Nie kryła do niego żalu, że nie przychodził do niej tak długo. Teraz kiedy przy niej był, a ona trzymała dłoń na jego policzku czuła się szczęśliwa, a z jej serca spadł wielki głaz, który wcześniej ciążył na jej duszy.
   - To ja przepraszam - powiedziała prawie niesłyszalnie Camila. Jej głos stawał się coraz słabszy, a z każdym wypowiedzianym słowem traciła siły. Andres widząc, że rudowłosa słabnie ułożył ją w pozycji leżącej, następnie sam położył się koło niej i chwycił ją za dłoń. Camila położyła głowę na jego torsie i zaczęła wsłuchiwać się w bicie jego serca. - Połóż dłoń na moim sercu - poprosiła. Andres spełnił prośbę dziewczyny. Chwilę później jego dłoń znalazła się dokładnie w tym miejscu, gdzie delikatny rytm wybijało słabnące serce dziewczyny. - Czujesz jak bije?
   - Tak.
   - Ono bije dla ciebie. We mnie jest cząstka Angeli. Kochałeś to serce, kiedy biło w Angeli. Teraz to serce, które bije we mnie kocha ciebie. Pokochało cię jak brata i między innymi dla ciebie będzie walczyć.
   Znowu się rozpłakał. Podniósł się na łóżku i zakrył twarz w dłoniach. Widząc całe zajście Camila zaczęła masować plecy chłopaka. Kiedy go dotknęła swoją dłonią on poczuł przyjemny dreszcz, który przeszedł przez jego ciało. Poczuł wspaniałe ciepło, które chciał w swojej duszy zostawić już na zawsze.
   - Opowiem ci bajkę, ale musisz się do mnie przytulić i chwycić mnie za dłoń.
   Andres objął dziewczynę i jej dłoń zamknął w swojej dłoni.
   - W małym królestwie żył sobie książę, bardzo smutny książę.  Mimo że miał piękne królestwo i wspaniałych poddanych on czuł się samotny. Każdego dnia ze swojego wielkiego okna podziwiał piękne widoki, które otaczały jego zamek. Piękne widoki nie radowały go. Serce księcia przepełniała wielka pustka. Książe czuł się samotny. Nie miał koło siebie nikogo, kto by ukoił jego duszę. Dusza księcia z dnia na dzień stawała cię coraz słabsza i coraz bardziej pusta. Poddani nie wiedzieli jak pomóc swojemu księciu. Przyjeżdżali do niego różni czarodzieje, którzy posiadali niezwykłe moce, lecz żaden z nich nie umiał mu pomóc. Książe już nawet nie wychodził z łóżka. Wszyscy stracili nadzieję. On też. Jednak pewnego dnia pojawił się ktoś, a może raczej coś, co sprawiło, że mężczyzna wyszedł z łóżka.
   - Jak miał na imię książe?
   - Nie wiem. Może go jakoś nazwiemy?
   - Jak? Może Jamie? Angela zawsze tak chciała nazwać swojego synka..
   - Dobrze, ale słuchaj dalej bajki. Pewnego dnia na oknie pięknego zamku pojawił się piękny, barwny motyl. Kiedy Jamie go zobaczył od razu podniósł się z łóżka i podszedł do okna. Barwy motyl usiadł na ramieniu księcia i zaczął delikatnie trzepotać swoimi malutkimi i delikatnymi skrzydełkami. Za każdym razem, kiedy motyl rozchylał swoje skrzydła, doskonale widać było jak barwny i kolorowy jest. Po raz pierwszy na twarzy księcia pojawił się uśmiech. Jeden barwny motyl sprawił, że książę zaczął się uśmiechać. Jamie nazwał swojego motylka Nadzieja. Od tego momentu, każdego dnia, kiedy Jamie stawał przy oknie podfruwała do niego Nadzieja. Jakiś czas później wraz z Nadzieją przyfrunął piękny słowik o niesamowicie czystym głosie. Ptak swoim śpiewem sprawił, że w sercu księcia zaczęło robić się ciepło, a z duszy spadał zimny głaz. Słowik dostał piękne imię -  Miłość, bo dzięki niemu książe zaczął wierzyć, że istnieje coś takiego jak miłość. Nadzieja i Miłość sprawiły, że Jamie się uśmiechał, a w jego sercu pojawiło się przyjemne ciepło. Teraz każdego dnia księciu towarzyszyły Nadzieja i Miłość. Pewnego, pięknego słonecznego dnia stało cię coś niesamowitego. Kiedy do komnaty księcia wdarły się pierwsze promyki wschodzącego słońca, a Jamie uniósł głowę do góry, na swojej nieskazitelnej czystej pościeli zauważył niebieski kwiat Margaretki. Jednak nie tylko kwiat leżał na pościeli. Koło Margaretki swoje skrzydełka rozchylała Nadzieja, a Miłość zaczęła pięknie śpiewać. I właśnie w tej chwili Jamie postanowił, że nazwie kwiat Wiara, bo właśnie w tym momencie zaczął wierzyć, że cuda się zdarzają.
   Nadeszła taka chwila, że motylek, i słowik już nie odwiedzały księcia, a z kwiatu spadły już wszystkie niebieskie płatki. Jednak książę już nigdy nie zapomniał o Nadziei, Miłości i Wierze. Bo to motyl, kwiat i słowik nauczyły księcia mieć nadzieję, kochać i wierzyć.
   - O czym jest właściwie ta bajka?
   - O Wierzę, Nadziei i Miłości.
   - A ty wierzysz, masz nadzieję i kochasz?
   - Tak. I nigdy nie przestanę. Ty też mi musisz obiecać, że zawsze będziesz wierzył, miał nadzieję i kochał.
    - Przysięgam.

   Kilka minut po przysiędze Andresa Camila na zawsze zamknęła swoje brązowe oczy. Przegrała walkę o życie.
   Camila była zwycięzcą ponieważ do końca marzyła i śniła.
   Mimo choroby zawsze wierzyła, miała nadzieję i kochała.
   Nauczyła Andresa wierzyć, mieć nadzieję i na nowo kochać.
   Camila już zawsze pozostała dla Andresa Wiarą, Nadzieją i Miłością.

KONIEC.
_____________________

Part jest o wiele, wiele, wiele wcześniej.
I jak podobało się wam chociaż tak tyci, tyci, tyci? 
Sama nie wiem, co o tym myśleć, więc ocenę pozostawiam Wam, moje drogie.
Podczas pisania towarzyszyła mi gorączka, ból głowy, ból zęba, ból gardła. (Więc wybaczcie błędy, literówki, itd)
Teraz biorę sobie dłuższy urlop i nie wiem kiedy wrócę. Uciekam walczyć z chorobą, a to trochę potrwa.

UWAGA SPOJLER!
Kolejna moja historia poruszy bardzo trudny temat. Dziewczyny wiedza o co chodzi, ale dla Was pozostanie tajemnicą.
Chcę to napisać, ale nie wiem jak mi to wyjdzie.
Mimo wszystko ja lubię trudne tematy.

Aha i coś jeszcze. Wczoraj wyszła pewna niemiła sytuacja. Znalazłyśmy bloga, który był kopią naszego pomysłu. Tak, nie spodobało się nam to, bo to był nasz pomysł, my pierwsze na niego wpadłyśmy, więc zainterweniowałyśmy. Tylko tyle. Nie kazałyśmy dziewczynie kasować bloga! Nic z tych rzeczy. My nie jesteśmy takie. Wystarczyło tylko napisać na blogu, że pomysł zaczerpnięty jest od nas nic więcej. Naprawdę dziewczyna nie musiała kasować bloga. Ale cóż, my czasu nie cofniemy.  Może teraz w waszych oczach jesteśmy aroganckie, bezczelne, zakochane w sobie, ale tak nie jest. Po prostu już tyle razy nasze blogi, pomysły były kopiowane, że powiedziałyśmy dość. My temu wszystkiemu poświęcały wiele czasu, naprawdę. A najważniejsze jest to, że kochamy The Fazer Feliz i z nikim byśmy się nie zamieniły. Bo nasza 4 tworzy bardzo fajną ekipę, która uwielbia gadać o głupotach. To tyle! :)

Maja Parta doda 28.09, a Maddy 5.10 Już Was na nie Zapraszam! :)

niedziela, 22 września 2013

One Part 13 - Naxi - "Będziemy żyć oboje."





Istnieć nie znaczy żyć…

  Każdy w swoim życiu miał momenty, gdy chciał zniknąć. Nigdy się nie obudzić, nie być. Istnieć, ale nie żyć. W pewnej chwili uświadamiasz sobie, że wszystko, co złego spotkało cię do tej pory, jak najbardziej ci się należało. Jesteś nikim, nie masz prawa się odezwać, bo i tak zostaniesz zbezczeszczony przez ludzi ,,lepszych”, a nawet tych ,,gorszych”. Czy możesz, więc wybrać, gdy nic nie idzie po twojej myśli i toczy się dalej bez twojej zgody? Nie możesz. Dlaczego? Bo jeżeli chcesz przetrwać, musisz być, a ty tylko istniejesz…

Początek czegoś niezwykłego…

    Niska brunetka  z wielkim impetem otworzyła drzwi swojego nowego mieszkania. Była zadowolona. Nie tyle z miejsca swojego M, ale z ucieknięcia od swojego dawnego, bezsensownego życia. Może to nie było najlepsze wyjście z sytuacji, ale nie chciała ponownie mieszać w swoim świecie, który pielęgnował tylko jej dobrobyt. Tak miało być. Natalia postawiła na jedną, jedyną kartę. Nie będzie patrzyła na inne zbędne takie jak miłość, rodzina… To wszystko się wypaliło, a przecież się starała, by było. Na zawsze. Nie udało się.
    Nie uwolniła się jeszcze od myśli, złych myśli. Wciąż twierdziła, że jest złym człowiekiem, niezdolnym do jakiegokolwiek uczucia. Po co ma się przejmować tymi drobnostkami? Kocha samą siebie. Wychodzi jej to nieudolnie, ale próbuje i wciąż się stara. Wyobraźnia jednak zostaje, a ona z nią przegrywa.
    Uciekać od rodziny w wieku osiemnastu lat? Oczywiście. Natalii w niczym to nie przeszkadzało. Tata i tak chodził od pubu do pubu, by tylko napić się i zapomnieć o problemach życia codziennego. Matka ganiała za nim jak głupia, by powrócił do ,,kochającej” rodziny. Ale jak kochać, znosić człowieka, który wyrządza krzywdę najbliższym? Natalia nie rozumiała jak rodzicielka jeszcze chce odzyskać to, co już dawno zostało stracone. Choć była jedynaczką nigdy nie odczuła miłości. Czasem tylko, widzi przebłyski jej szczęśliwego dzieciństwa, ale potem wszystko wraca do swojej szarej normy, a ona pozostaje ze stwierdzeniem, że tego nigdy nie było. Nie ma innej opcji. Trzeba istnieć, ale żyć? Dziewczyna żyła, ale przestała, bo nie warto. Istnienie jest lepszym wyjściem z bólu. Tak jej się zdawało. Czy słusznie?

Czegoś brakuje…

    Zegarek wskazywał godzinę drugą po południu. Z beżowej, małej kanapy podniósł się osiemnastoletni chłopak o iście argentyńskiej urodzie. Jego czarne włosy układały się w urocze loczki, które za dnia ukrywał pod różnokolorowymi czapkami. Ciemnowłosy był dobrze zbudowany, a jego atutem był piękny uśmiech, który potrafił olśnić niejedną dziewczynę.
    Teraz przecierając oczy, kierował się w stronę jeszcze nie wyremontowanej po przeprowadzce kuchni. Wciąż ziewał, bo trudno było mu zasnąć w nocy. Śniła mu się śliczna brunetka o głębokich, brązowych oczach. Była piękna, choć w ogóle się nie uśmiechała. Widać było, że ma jakiś problem i potrzebuje pomocy.
    Maximiliano Ponte był przekonany, że dziewczyna wprowadzi się do tego bloku już niedługo. Nigdy nie wierzył w te bajki o tym, że ludzie się spotykają, bo śnili się sobie lub wymarzyli. To było głupie, lecz w głębi serca doskonale wiedział, że dziewczyna naprawdę istnieje, a Bóg pozwoli się im spotkać. W to wierzył i miał nadzieję, że to ona sprawi, że będzie jeszcze szczęśliwszy.
     Tak, Maxi żył w bezgranicznym raju. Miał wszystko. Miłość rodzinną, pieniądze, powodzenie u płci przeciwnej i wymieniać można by było jeszcze więcej. Brakowało mu tylko jednego, ale wciąż nie mógł odgadnąć czego.
    Dopiero wprowadził się do swojego mieszkania. Chciał się przekonać jak żyje człowiek, który wcale nie jest tak zamożny, więc wybrał takie, które nie było aż tak ekskluzywne. Normalna kawalerka, na którą stać prawie każdego. Czuł się wspaniale, żadnych zobowiązań. Tylko on sam i jego myśli, które wciąż krążyły wokół brunetki. Nie mógł wyrzucić jej sobie z głowy.
    Podniósł z podłogi dżinsy i szybko wciągnął je na nogi. Z uporządkowanej już szafki wyjął białą koszulkę i skierował się do zainstalowanego niedawno telefonu. Wciąż było mu ciężko się udomowić. Pod numerem jego mieszkania można było dodzwonić się do starszego portiera. Chłopak tak też zrobił, a gdy usłyszał znajomy, wesoły głos, przywitał się i zapytał:
    - Dzień dobry, panie Alano. Chciałbym wiedzieć, czy wprowadziła się tutaj niedawno jakaś dziewczyna.
    - Hmmm – zamyślił się portier. – Tak, tak. Niska brunetka, która przez cały czas patrzyła na mnie spod byka i nawet nie chciała się grzecznie przywitać. Burknęła tylko coś pod nosem – westchnął Alano. – Naprawdę nie radzę ci się z nią kontaktować, Maximiliano. Nikt z twojej rodziny nie byłby usatysfakcjonowany z jakichkolwiek bliskich relacji z tą panienką.
    Chłopak miał dość tłumaczenia portierowi, że woli zdrobnienie swojego imienia. Maxi był przekonany, że i tak by nie zrozumiał. Nie byłby przekonany nawet do tego, że brunetka ze snu naprawdę musiała go zaintrygować, bo gdy tylko Alano powiedział o niej, jego serce mocniej zabiło.
    - Wiem, że jest pan mądrym człowiekiem, ale zrobię to, co wydaję mi się słuszne – uśmiechnął się kpiąco Maxi. – A… Numer jej mieszkania?
    Portier głośno westchnął, ale odparł:
    - Mieszkasz z nią po sąsiedzku. Numer 32 – wydukał. – Będą z tego kłopoty, Maximiliano.
    - Cóż – oczy chłopka rozbłysły. – Poradzę sobie z nimi. Dziękuję. Miłego dnia.
    Maxi odłożył słuchawkę i oparł o blat wysokiej komody. Wszystko, co chciał, trzymał w garści.

Zjednoczeni w jedno…

    Pudła stały już od dawna w jej nowiutkim mieszkanku. Kanapa stała na środku malutkiego salonu, a Natalia siedziała na niej, popijając melisę z pomarańczą. Z nią nigdy się nie rozstawała. Herbatka uspokajała jej rozszarpane nerwy.
    Głośny dzwonek do drzwi spowodował, że szklanka w jej dłoni lekko się przechyliła i połowa gorącego napoju wylała się na jej miętowe spodnie.
    - Szlag, by trafił tego gościa za drzwiami! – krzyknęła, ale podniosła się z kanapy i otworzyła drzwi.
    Za nimi stał chłopak o jasnej karnacji, a spod kolorowej czapki wysuwały się czarne loczki. Jego widok co najmniej zapierał dech w piersiach, ale Natalia była przekonana, że koleś po prostu chce pożyczyć szklankę   cukru i tylko dlatego dobijał się jak głupi do drzwi. Nie cierpiała tych wszystkich ludzi, którzy nie pozwalali jej spokojnie dokończyć swoich postanowień na dzień jutrzejszy. Mogłaby ich udusić gołymi rękami, ale tak zadbany chłopak jak ten, któremu otworzyła drzwi, na pewno miał bogatych starych, którzy kochali go nad życie. Sielanka.
     Podniosła brwi do góry, ale nawet to nie zmusiła chłopaka do odezwania się. Wpatrywał się w nią z błogim uśmiechem na twarzy, jakby nieświadomy, że dziewczyna bardziej się denerwuje i jest z tych osób, którzy nie dają sobie w kaszę dmuchać.
    - Ej! – zawołała Natalia. – Czego chcesz?! Halo! Żyjesz?
    Chłopak przechylił głowę na bok i wciąż spoglądał na nią z tym samym uradowanym wyrazem twarzy. Westchnęła i przesunęła się, by wszedł do środka. Nie spuszczając z niej wzroku, zrobił to i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Białe zęby wręcz oślepiły dziewczynę, która z impetem zamknęła drzwi mieszkania. Później podeszła do niego i mocno nim potrząsnęła, a on obudził się z dziwnego transu i wyszeptał:
    - Piękna…
    Natalia wytrzeszczyła oczy w zdumieniu i usiadła obok niego, mówiąc:
    - To mów – westchnęła. – Wariata z siebie robisz, człowieku.
    On uśmiechnął się i odpowiedział:
    - Ja tylko stwierdzam, kochanie. Jestem Maxi.
    Przytaknęła i skrzyżowała ręce na piersi:
   - Świetnie. Ja Natalia – dziewczyna nie był zadowolona z obrotu sprawy. -To teraz czekam na monolog na mój temat.
   Maxi  uśmiechnął się jeszcze raz tak samo błogo i zaczął opowiadać.

    - Koleś, na co ty jesteś chory? – wstała Natalia z nadmiaru wrażeń. – Myślisz, że ci uwierzę? Nic o mnie nie wiesz.
    On spojrzał na nią swoimi brązowymi oczami potrafiącymi skruszyć nawet najtwardsze dziewczęce serca. Musiało się udać. Wierzył, że jest osobą, którą kocha bardziej niż kogoś innego i że uda mu się pokonać nawet marmurowy mur.
    - To dlaczego, gdy teraz tak przy tobie siedzę, onieśmiela mnie twoja bliskość, a strach paraliżuje moje instynkty? Dlaczego tak się obawiam? Naprawdę myślisz, że to bezcelowe? – pytał i przybliżał się do niej.
    Nie umiała się sprzeciwić. Jego ruchy były szybki, a jej oddech płytki. Czy było nią na to stać? Na to, co teraz się działo, a przecież nie powinno. Był już bardzo blisko, a ona zamknęła oczy i chciała się oddać temu uczuciu, który w niej obudził, ale nagle wszystko prysło jak bańka mydlana, a ona otworzyła oczy i piszcząc, odsunęła się. On również spojrzał na nią i patrzył tak długo aż podeszła do okna i powiedziała:
    - To sprzeczne ze wszystkimi moimi przekonaniami – odparła, stojąc plecami do Maxi’ego.
    Nie widziała jego twarzy, która wyrażała zdumienie i niezwykły smutek, który było czuć z każdej cząsteczki jego ciała. Powinien zapomnieć. Ona go nie chciała, nie potrzebowała. Jedynym wyjściem była ucieczka, ale on tak bardzo chciał widzieć jej poruszające się usta, gdy coś mówi, zaskoczone jego obecnością oczy i zadarty nosek, który marszczył się, gdy opowiadał swoją historię. Wszystko, co teraz się działo było tak niefortunne, ale tak wspaniałe jednocześnie, że nie miał zamiaru rezygnować.
    - Jakie są twoje przekonania? – zapytał ciekawy.
    Ona odwróciła się i oświeciła ją jasność. Mógł ją podziwiać w nieskończoność. Nagle jej pełne, malinowe usta się rozchyliły, a ona wyszeptała:
    - Jutro, Maxi.
    Przytaknął i oznajmił w tym samym tonie, co ona, jakby bojąc się zakłócić tą piękną ciszę między nimi:
    - Mieszkam naprzeciwko ciebie. Przyjdź, kiedy będziesz tylko chciała.
    - Nie będę przeszkadzała? – zapytała niepewnie.
    Jego twarz się rozpromieniła na dźwięk niepewności ze strony Natalii. Maxi oparł się o jedno z pudeł i rzekł:
     - Kochanie, przyjmę cię zawsze.
     Ona zarumieniła się, ale szybko odchrząknęła i powiedziała ostro:
     - No! To wynocha! Już, już, już!
    Maxi zaśmiał się mimowolnie, ale zniknął posłusznie za drzwiami mieszkania. Oboje oparli się o nie i wyszeptali ciężko:
     - Będę żyć.
 

    Słońce sunęło po niebie już od paru dobrych godzin, a nasi bohaterowie spali na niewygodnych kanapach, które wydawały się teraz lepsze od podłogi. Ich usta były lekko rozchylone, ale widać było, że śnią o czymś pięknym. Poprawka. O kimś pięknym. Chyba nie trzeba tłumaczyć o kim. Wiadome jest, że tęsknią za sobą, a przecież nie dzieli ich jakaś niepokonana bariera, by zobaczyć siebie i poczuć się w raju, do którego nigdy w życiu nie mogła się przyznać Natalia. Jak miała się poczuć? Jeszcze nigdy nie mówiła czegoś takiemu komukolwiek. Jeszcze nigdy nie opowiedziała swojej historii, która wydawała się niezwykle bolesna, a przecież taka była. A dziewczyna gubiła się w swoim własnym świecie, myliła ścieżki i podążała bezcelowo do miejsc, które wcale jej nieuszczęśliwiany. A gdy teraz wreszcie wyszła na prostą, wszystko wydaje się jakieś takie piękniejsze, zabawniejsze, barwniejsze… Jeszcze nigdy tego nie doznała, ale gdy wreszcie to przyszło, cierpienie ustało, a pojawiła się tęcza, która rozświetliła wszystko. Maxi, natomiast, podziwiał urodę Hiszpanki, która temperamentem mogła uwieść każdego. Najciekawsze było jednak to, że wciąż śniła mu się smutna. Co kryło się za żywiołową Natalią? Czyżby był to ból? Tego miał się niedługo dowiedzieć, choć bardzo bał się tego wyznania. Nie tylko on, zresztą.

Odkrycie siebie…

    Dziewczyna biegała po całym domu, grzebiąc w pudłach. Jak na złość, zapodziała się gdzieś jej kosmetyczka. Cieszyła się, że biały ręcznik jeszcze solidnie trzymał się na jej skórze. Włosy już powoli wysychały, co sprawiało, że delikatnie się kręciły.
    - Aha! – krzyknęła triumfalni, trzymając w dłoni białą saszetkę. – Jest!
    Szczęśliwa wytarła zaparowane lustro w łazience i zaczęła malować swoje oczy, tworząc idealne kreski. Gdy skończyła uśmiechnęła się do swojego odbicia, ale nagle powróciły złe myśli, które obezwładniły jej poczucie, że jednak kimś jest i coś potrafi.
    Skuliła się w kącie pomieszczenia i spojrzała w biały sufit. Łzy popłynęły po jej policzku, ale otarła je dość szybko, jakby bojąc się, że ktoś ją zauważy. Była sama, ale tak bardzo bolało ją zdanie ludzi, że nie chciała okazywać tego nawet, gdy nie było ich w pobliżu.
    Wstała i powolnym krokiem zbliżyła się do lustra. Patrzyła najpierw na swoje gołe stopy, a potem nieśmiało uniosła wzrok i spojrzała w swoje oblicze.
    Przez te osiemnaście lat swojego życia nie umiała zobaczyć w sobie czegoś pozytywnego. Czy chodziło o charakter, wygląd, to nie miało znaczenia. Była tą złą, więc nie miała prawa żyć, jak każdy i być. Normalny człowiek powiedziałby, że przecież tak nie można. Ba, to niemożliwe. A ona doskonale wiedziała, że tak właśnie jest. Była nikim, szarą osóbką, która nie ma wolnej woli, prawa głosu. Sprytnie ukrywała swój ból pod ostrym, hiszpańskim temperamentem, który odziedziczyła po swojej świętej pamięci babci. Jej już nie było, a przecież tylko ona potrafiła ją uratować. Nikt inny nie potrafił uratować jej od kaleczących słów, które powtarzała samej sobie jak mantrę.
     Teraz, patrząc w swoje odbicie, wygrała wszystko, czego jeszcze nikomu nie udało się zdobyć. I wtedy stało się najpiękniejsze.
     Pierwszy raz od kilkunastu lat Natalia podniosła jeden kącik ust, potem drugi i tak powstał szery, najprawdziwszy uśmiech. Pokonała samą siebie. Dokonała czegoś, co nigdy nie miała prawa istnieć. Odnalazła swoje ,,ja”. Spojrzała na siebie z innej strony i udało jej się pokonać lęki i niepowodzenia.
     Natalia Navarro poznała siebie, dzięki jednej osobie, która stanęła na głowie, by tylko ja poznać. I był nim Maximiliano Ponte.

Zaczniemy żyć. Oboje…

    Ostatnie poprawki. Poduszki na sofie ułożone w nienaganny sposób. Koszula w kratę z podwiniętymi rękawami idealnie leżała na jego torsie. Przetarte dżinsy idealnie dopełniały całość. Mieszkanie posprzątane, a na szafkach nie było ani jednego pyłku kurzu. Pudełka schowane w małym pokoiku, który służył na graciarnię. Ściany pozbyto pajęczyn, a w całym mieszkaniu pachniało świeżo. Wszystko było w jak najlepszym porządku.
    I wtedy dzwonek do drzwi.
    Ponte podskoczył i zląkł się. Coś dziwnego działo się z nim od wczoraj. Gdy tylko ją zobaczył cały strach wracał. Ale teraz nie mógł się poddać. Odetchnął i powędrował do drzwi. Chciał wyglądać na rozluźnionego, ale wtedy otworzył, a mieszkanie stanęło otworem przed… Przed kim właściwie? Na pierwszy rzut oka śmiało można powiedzieć, że przed księżniczką. Potem dopiero spostrzegł, że to panna Navarro.
    Miała na sobie zwykłe, ciemne dżinsowe rurki i beżowy sweterek. Resztę dopełniały złote akcesoria, na które trudno było zwrócić uwagę, bo wszystko, co ją przyciągało to uśmiech. Pełny, świetlisty. Jeszcze nigdy nie widział piękniejszego. Ona zaśmiała się perliście, a Maxi prawie zemdlał. Mało brakowało.
    - Co ty taki spięty? – zapytała czarnowłosa, nie przestając się śmiać. – Wpuścisz mnie do środka?
    On z rozchylonymi z wrażenia ustami, przytaknął i ustąpił jej miejsca, by przeszła. Natalia z wdziękiem usiadła na kanapie, rozglądając się z ciekawością po pokoju.
    Maxi dopiero wtedy odzyskał zdolność racjonalnego myślenia. Podszedł do niej i usiadł tuż obok niej, co spowodowało, że ich kolana się stykały, a po ich ciałach przeszły dziwne dreszcze.
    - Dzisiaj w lepszym humorku – uśmiechnął się kpiąco Maxi.
   Przytaknęła energicznie, a niektóre kosmyki jej włosów uwolniły się z niechlujnego koka. Śmiało można było określić ją mianem bogini.
    - Uświadomiłam sobie coś – odparła poważnie dziewczyna. – Opowiem ci to, co działo się w moim życiu. Tylko… - uśmiechnęła się. – Zauważyłam gitarę i jeżeli umiesz grać to… to chciałabym z tobą coś zaśpiewać. Chcę… chcę się upewnić – powiedziała nieśmiało.
    Przytaknął i wziął opierający się o krawędź łóżka, czarny instrument.
    - Na pewno to znasz – wyszeptał i zaczął grać akordy starej piosenki. Masz wszystko…


Zobaczysz mnie, jak spaceruję,
rozmyślając o każdym kroku
czy polegnę.

Zobaczę cię, przy każdej okazji
bo mogę zobaczyć
twoją historię w mojej piosence.

Na wszystko, na nic,
jeśli trafisz, jeśli spudłujesz,
masz wszystko, czego potrzeba,
żeby być kim zechcesz.

Przeciw wszystkiemu, przeciw niczemu,
gdy za dużo, gdy za mało,
masz wszystko, czego potrzeba,
żeby być kim naprawdę chcesz.

    Rumiane policzki Natalii były skarbem dla Maxi’ego. Widział ją, piękną. Poświęcili tyle uczucia, by tylko zmienić siebie.
    - Powiem ci – wyszeptała. – Bo mnie zmieniłeś.
    Rozchylił usta, a ona zaczęła swój historię od nowa. Poprawiając niedociągnięcia. Jej życie było jednym, wielkim bólem, które powodowało samo jej istnienie, jak sądziła. Maxi nie mógł uwierzyć w to, co mówiła. Było to nierealne. Ona nie żyła, tylko istniała. Była nikim, według niej.
    A on? Co o niej sądził? Przeciwieństwa tego, o czym wtedy mówiła. Była osobą, która podarował mu świat. Udało jej się. Pokonała wszelkie bariery. Poznała jego i świat zawirował. Byli swoimi przeciwieństwami , które połączyły się w jedną i… i żyły…
    Gdy skończyła, włożyła dłonie do przednich kieszeni spodni i podeszła do wielkiego okna. Patrzyła się na żywe miasto, oświetlone latarniami. Ono promieniowało na jej zagubionej twarzy.
    On podszedł do niej. Otulił ją, a ona poczuła jego ciepły oddech, który otoczył jej ciepłą szyję. Maxi zsunął z ramienia Natalii sweterek, ucałował jej gładką, opaloną skórę i wyszeptał:
    - Będę księżniczką? – wyszeptała.
    Spojrzał na jej policzki. Piękne, niezwykłe. Tylko ona potrafiła rozbudzić w nim takie uczucia. I teraz był ten moment. Punkt kulminacyjny.
    - Nie, będziesz moją księżniczką – wyszeptał.
    - A będę żyła? – zapytała.
    - Znów się mylisz, kochanie – przerwał. – Będziemy żyć oboje, Naty.

Ten... No... 
Pechowa 13. Może rzeczywiście tak jest.
Part w całej okazałości. Myślę, że jest dobrej jakości. Mam nadzieję, że jakoś się spodoba. :)
Eh... I ponownie wcześniej, ale potem nie mam czasu... 
Nienawidzę gimnazjum.
W ogóle. 
Jejciu trzymajcie mnie...Mam już dość...
Komentujcie, bo dzięki Wam mam ochotę do dalszego pisania. :)
Następny part? 11/12 październik. Ostatnio coś Was bardzo rozpieszczamy, a jak sobie trochę poczekacie to myślę, że nic się nie stanie. xd
Do zobaczenia! :) I zapraszam na Femilę Mai! Hmmm.... Federico <3
X.<3

piątek, 20 września 2013

One Part 12 - Leonetta - "Ulotne chwile"

     Nie możemy tkwić w jednym miejscu w nieskończoność - w końcu nadchodzi czas na zmiany, na które nie zawsze jesteśmy w pełni gotowi. Myślimy sobie, co by tu zrobić, by jeszcze choć przez kilka chwil zostać - by nie odchodzić.
  Violetta Castillo przez długi czas biła się ze swoimi własnymi myślami. Tak naprawdę zawsze była niepewna swoich wyborów i bała się zmian. Mimo, iż od powrotu do Buenos Aires zmieniło się bardzo dużo - wreszcie poznała przyjaciół, poszła do normalnej szkoły, odkryła prawdziwą siebie. Niektóre cechy jej charakteru prawie zanikły. Była kiedyś niewyobrażalnie nieśmiała, ale w pewnym stopniu udało jej się tego pozbyć. Ale mimo krycia się pod maską pewnej siebie dziewczyny, to była nadal ta sama Violetta - i tylko nieliczni wiedzieli, że nie jest ona tak silna, za jaką się podaje.

Piękna. Olśniewająca. Utalentowana. Bogata. Sławna. Wszystkie dziewczyny w jej wieku zazdroszczą jej tego, co osiągnęła. Bo osiągnęła bardzo dużo - jest znana praktycznie na całym świecie. Nie ma osoby, która nie wiedziałaby, kim jest ta idealna szatynka o głębokich, brązowych oczach i anielskim głosie, który podbił serca milionów. 
- Marta! - zawołała dziewczyna głośno, przyglądając się ze sceptyzmem swojemu odbiciu w lustrze. 
W jednej chwili obok niej stanęła kobieta w średnim wieku z grzebieniem w dłoni. 
- Co się stało? - zapytała zaniepokojona.
Szatynka spojrzała na nią i wetschnęła przeciągle.
- Zobacz, jak ja wyglądam. Nie wyjdę tak na scenę.
Kobieta nazwana wcześniej Martą wzięła z toaletki szczotkę do włosów i zaczęła rozczesywać rozczochrane włosy dziewczyny siedzącej przed lustrem. Następnie upięła jej długie fale wysoko na głowie i spryskała utrwalaczem, by fryzura się nie zepsuła podczas koncertu.
- I jak jest? - odezwała się, odkładając swoje "narzędzia pracy" na stolik.
Dziewczyna uśmiechnęła się do swojego odbicia i odparła:
- Perfekcyjnie. Jak zawsze zresztą. - po tych słowach podniosła się z krzesła. 
Udała się do garderoby, gdzie założyła na siebie połyskującą różową sukienkę z tiulu. Na stopy wsunęła buty na obcasie i okręciła się dookoła. 
- Idziemy błyszczeć. - powiedziała sama do siebie, po czym pewnym krokiem wyszła z pomieszczenia.
O tak. Violetta Castillo była gotowa, by błyszczeć. Jak zawsze zresztą.

Weszła na gigantyczną scenę, oświetloną setkami reflektorów i pomachała do tłumu skandującego jej imię. Powoli podeszła do mikrofonu, a gdy tylko rozległa się muzyka, zaczęła śpiewać. Jej głos był nieskazitelnie czysty. Ani jednego potknięcia, cały występ wyszedł idealnie. 
Właśnie wtedy zobaczył ją po raz pierwszy.
Zazwyczaj nie miał czasu na oglądanie telewizji, przeglądanie portali społecznościowych czy czytanie jakiś magazynów. Muzyka była dla niego najważniejsza. Uczył młodszych od siebie gry na gitarze, na fortepianie... Pasja całkowicie go pochłonęła. Wiedział, że nie chce robić niczego innego.
Był szczęśliwy. 
Wtedy pojawiła się ona.
Wraz ze swoim anielskim głosem, słodką twarzyczką i niekończącymi się nogami. Ze swoją delikatnością i subtelnością.
Zawsze bał się tego, jak ona na niego działała. Nawet gdy była jeszcze zwykłą Violettą, tą, która chodziła z nim do szkoły. Wywoływała na jego twarzy uśmiech. Jego serce zaczynało bić szybciej na jej widok. Jego oddech robił się cięższy. Nogi jak z waty. 
Ta dziewczyna zawsze wszystko komplikowała.

Violetta Castillo już dawno zapomniała o tym, co kiedyś było dla niej niebywale ważne. Wyrzuciła wspomnienia z pamięci, jak nic nie warte śmieci. Myślała wtedy, że nie będą już jej potrzebne. Płakała czasami za utraconymi przyjaciółmi, ale zaraz pojawiali się styliści, menadżer i inni, którzy w kółko powtarzali jej, jaka jest wspaniała. 
W końcu zaczęła w to wierzyć. Bo przecież była wspaniała. Potrafiła błyszczeć jak nikt inny. Niezaprzeczalnie urodziła się, by być gwiazdą, tą najjaśniej świecącą. 
Jesteś perfekcyjna, Violetta. Jesteś. W końcu tyle ludzi ci to mówi. Chyba nie rzucają słów na wiatr?
- Violetta! - rozległ się wysoki głosik makijażystki, która właśnie wpadła do garderoby panienki Castillo.
Violetta odwróciła się w jej stronę i westchnęła.
- Dani, nie mam teraz nastroju. Nie chcę makijażu. Jestem idealna i bez niego.
Drobna osóbka otworzyła usta ze zdziwienia, choć ostatnie zdanie ani trochę jej nie zaniepokoiło. Violetta miała tendencję do słodzenia sobie i chwalenia się wszystkim, jaka to jest idealna. 
- Dobrze. - odparła ostrożnie Dani. - Ale mówiłaś, że chcesz iść na miasto. Wyjdziesz... tak?
Violetta pokiwała głową energicznie i wstała z krzesła. Zarzuciła na ramię torebkę i uśmiechnęła się szeroko do zszokowanej jej zachowaniem Dani.
- Dzisiejszy dzień spędzę normalnie. Mimo blasku, jaki wokół siebie roztaczam, powinno się udać. - po tych słowach szatynka odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
Dani pokręciła głową z powątpiewaniem. Violetta ostatnimi czasy zrobiła się strasznie kapryśna. Co chwilę miała ochotę na coś innego i w najmniej spodziewanych momentach przychodziły jej do głowy dziwne pomysły. 
Jak na przykład ten, by wyjść na miasto bez makijażu, w dresach i wytartej bluzie. Violetta Castillo była ikoną stylu dla wielu ludzi na świecie. Poza tym media śledziły każdy jej krok. Dani już wyobrażała sobie nagłówki gazet, magazynów dla nastolatek... O tym się będzie mówić. 
A to wszystko dlatego, że panienka Castillo zażyczyła sobie zwyczajnego spaceru. 

Lubiła błyszczeć, lubiła być na scenie. Ale czasami miała po prostu dość. Pierwszy raz odkąd jej życie diametralnie się zmieniło, wyszła do ludzi bez przebrania. Wyszła jako prawdziwa Violetta Castillo. 
Odetchnęła świeżym powietrzem i wsunęła na nos przyciemnione okulary, by nikt jej nie poznał. Marne na to były szanse, bo twarz Violetty znał prawie każdy na kontynencie, a może nawet na świecie. Ona jednak w tamtym momencie o tym nie myślała. Chciała po prostu odpocząć.
Popchnęła drzwi prowadzące do małej kawiarenki i weszła do środka powolnym krokiem. Liczyła na to, że w tym niezbyt zaludnionym miejscu zazna odrobiny spokoju. Usiadła na jednym z obdrapanych krzeseł, położyła torebkę na stoliku i spuściła głowę. Mężczyzna stojący za ladą przyglądał jej się z zaciekawieniem, a ona modliła się w myślach, by jej nie poznał. 
- Załatwię to jutro, Cami, nie martw się! - usłyszała wołanie i do lokalu wszedł wysoki mężczyzna. 
Rudowłosa dziewczyna, która podążała za nim, pokazała mu język i wyszła na zewnątrz. On tylko pokręcił głową z rozbawieniem i podszedł do lady. Przywitał się serdecznie z przyglądającym się jej wcześniej mężczyzną, po czym usiadł przy jednym ze stolików.
Patrzyła na niego przez jakiś czas. Sama nie wiedziała nawet dlaczego. Chyba wyczuł jej wzrok na sobie, bo podniósł głowę znad jakiś notatek i zmarszczył brwi. Prawie zachłysnęła się powietrzem, już myślała, że zacznie krzyczeć jak inni fani i rozpęta burzę. On tymczasem tylko uśmiechnął się do niej lekko i powrócił do poprzedniego zajęcia.
Nowością dla niej było to, że ktoś nie piszczy na jej widok. Przecież wyraźnie widział jej twarz. Może ten koleś nie miał w domu telewizora? Nie czytał gazet?

Wszedł do tej kawiarenki mimowolnie, bo właśnie do niej przychodził za każdym razem, gdy miał na głowie jakieś zmartwienia. Próbował udawać szczęśliwego, tak jakby nic się nie stało... I chyba nawet mu wychodziło. Ani Camila, ani Ludmiła, ani Francesca - żadna z nich nie zapytała go dziś, czy na pewno wszystko w porządku. Najwidoczniej nie zauważyły w jego zachowaniu nic dziwnego. I dobrze. Tak powinno być.
Ale niestety, gdy otwierał drzwi lokalu, nie spodziewał się, że spotka się zaraz ze swoim przeznaczeniem, od którego tak rozpaczliwie próbował uciec.
Siedziała sobie w najodleglejszym kącie baru. Skulona, ubrana w zwykłą bluzę. Brązowe włosy spływały falami po jej ramionach, ciemne u nasady, coraz jaśniejsze na końcówkach. Na twarzy nie miała makijażu, ale i tak wyglądała jak najpiękniejszy anioł. 
Nie tak ją sobie wyobrażał. Po obejrzeniu koncertu Violetty Castillo w telewizji, widział tylko i wyłącznie ubraną w tiulową suknię gwiazdę sceny. Kompletnie go zaskoczyła.
Bił się z myślami przez dłuższą chwilę. W pierwszym odruchu chciał uciec. Bał się tego, jakie uczucia w nim obudziła. Wiedział przecież, że ich związek kiedyś istniał, ale już wyparował. Ona najzwyczajniej w świecie zapomniała o tym, że był kiedyś w jej życiu jakiś Leon Verdas. A on, jak kompletny idiota, nadal robił sobie nadzieje. Ona mogła mieć każdego.
W końcu była wielką gwiazdą.
Zdecydował, że wyjdzie i raz na zawsze zapomni o tym, że Violetta Castillo istnieje.  No cóż, przynajmniej spróbuje... Już się zbierał do wyjścia, gdy usłyszał krzyk z zaplecza. Zerwał się na równe nogi i kilkoma susami podbiegł do klęczącego na podłodze Martina.
- Ej, stary, co się stało? - zapytał zaniepokojony. 
Martin był jego kumplem od dłuższego czasu. Poznali się dosyć dawno, Leon przyszedł wtedy do kawiarni kompletnie załamany. Pokłócił się z Lu i nie wiedział jak się zachować - Martin mu pomógł i doradził. Od tamtej pory rozmawiali przez telefon praktycznie codziennie, a Leon odwiedzał lokal przyjaciela po pracy. 
- Skończyły mi się cukierki. - odparł blondyn. - Leon, przecież to katastrofa!
Leon pokręcił głową z rozbawieniem i już chciał coś powiedzieć, ale Martin przepchnął się obok niego, krzyknął coś w stylu "pilnuj mi baru" i wybiegł, zatrzaskując za sobą drzwi zaplecza. 
Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Violettą. Dopiero teraz zorientował się, że pobiegła za nim, gdy Martin tak przeraźliwie krzyknął. Przeszedł obok niej, starając się nie patrzeć jej w oczy i nacisnął klamkę, ale ona ani drgnęła. Szarpnął mocniej, marszcząc brwi.
- Zacięliśmy się chyba. - usłyszał pewny głos Violetty. - Te drzwi się otwierają tylko od zewnątrz.
Gdy zobaczyła jego wzrok, od razu wiedziała, że niezbyt cieszy go jej towarzystwo. Ale co ją to obchodziło? Cała reszta świata oddałaby wiele za znalezienie się w sytuacji, w jakiej obecnie znalazł się ten chłopak. Powróciła jej pewność siebie, gdy tylko pomyślała o tysiącach ludzi, którzy są jej fanami.
- A skąd to wiesz? - zapytał Leon, nie odwracając się do dziewczyny. 
Poczuł jej delikatną dłoń na ramieniu i jego oddech momentalnie zrobił się cięższy. Starał się to ukryć, ale nie potrafił jej odtrącić.
- Szarp mocniej, to urwiesz klamkę i będzie jeszcze większy problem. - powiedziała. - Trzeba poczekać na tego faceta.
Leon westchnął przeciągle, ale musiał przyznać jej rację. Pamiętał doskonale, jak kiedyś zatrzasnął się w schowku w Studio z Ludmiłą i spędzili w nim cały dzień, czekając na Beto. Ale teraz sytuacja wyglądała nieco inaczej - po pierwsze, wiedział doskonale, że Martin tak szybko nie wróci, a po drugie utknął w jednym pomieszczeniu z Violettą Castillo. 
To się nie mogło dobrze skończyć.

Dobre dwie godziny później nadal tkwili w schowku. Ich jedyną nadzieją był Martin, który wyruszył w poszukiwaniu cukierków. Leon modlił się, by nikomu nie przyszło do głowy wejść do kawiarenki, która sprawiała wrażenie pustej. Nie chciał później wysłuchiwać żalów Martina, gdy jego jedyny dobytek zostanie wyjęty z kasy.
Leon nie odezwał się ani słowem, choć Violetta kilka razy próbowała go zagadać. Czuł bijącą od niej pewność siebie i nie mógł wyjść z podziwu, że tamta niepozorna osóbka stała się kimś takim. 
- No wiesz, ale z ciebie gbur. - odezwała się po chwili ciszy. - Jeśli już mamy tu siedzieć, to przynajmniej porozmawiajmy. Nie wyszłam z domu tylko po to żeby się patrzeć w ścianę.
Spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem, pod wpływem którego kiedyś spuszczała głowę i przygryzała wargę, zawstydzona. Tym razem jednak patrzyła mu prosto w oczy, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Więc po co wyszłaś z domu? - zapytał.
Violetta zawahała się odrobinę, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Nie znam nawet twojego imienia. - wzruszyła ramionami. - Nie będę ci się zwierzać.
Leon mimowolnie się zaśmiał.
- Leon Verdas. - przedstawił się. - Ty nie musisz mi się przedstawiać. Znam cię.
Nie było to dla niej zaskoczeniem, choć zdziwiło ją, że jeszcze nie poprosił jej o autograf. Nawet jeśli nie słuchał takiego rodzaju muzyki, jaki ona tworzyła, to przecież musiał mieć jakąś młodszą kuzynkę, siostrę, kogokolwiek, kto dałby sobie uciąć rękę za świstek papieru z jej podpisem. 
- Z telewizji. Z gazet. Wiem. Wszyscy mnie znają. - powiedziała, kiwając powoli głową.
Leon parsknął śmiechem i pokręcił głową.
- Nie. - zaprzeczył. - Ja cię znam. Tak naprawdę. A przynajmniej kiedyś cię znałem.
Przyjrzała mu się dokładniej, ale nie dostrzegła w jego przystojnej twarzy nic znajomego. Dopiero w chwili, gdy się szeroko uśmiechnął, a w jego zielonych oczach zatańczyły ogniki...
- Leon. - szepnęła, spuszczając głowę.
Nie mogła uwierzyć. Kompletnie zapomniała. Twarze przyjaciół widziała kiedyś w snach, ale niedawno to ustało. Może jej przeznaczeniem było spotkać ich, a potem tak po prostu zapomnieć. To, co przeżyła wtedy w Buenos Aires, było piękne. Najlepszy okres jej życia. Ale wszystko ma swój początek i koniec.
Leon się nie odezwał. Tak naprawdę nie wierzył w to, że go jakimś cudem zapamiętała. Uśmiechnął się, by obudzić w niej jakieś wspomnienia. Przecież kiedyś codziennie się do niej uśmiechał. Mówiła, że kocha jego uśmiech. 
- To niesamowite. 
Przytaknął jej. Niesamowite, że tyle czasu minęło, a on nadal ją kochał. Niesamowite, że ich drogi znowu się spotkały. 
- Skoro już znamy swoje imiona, to powiesz mi, dlaczego wyszłaś z domu? - uniósł brwi, na co ona się zaśmiała.
Miał szczęście, że siedział. Gdyby nie to, pewnie runąłby jak długi na ziemię. Pod wpływem jej uroczego śmiechu kolana miałby jak z waty.
- Chciałam się wyrwać. - odparła. - No wiesz, od tego wszystkiego. Uciec. Chociaż na chwilę.
- Myślisz, że wybrałaś dobrą drogę? - zapytał cicho, niepewnie przeciągając dłonią po włosach.
Odrzuciła włosy na plecy i splotła dłonie.
- Oczywiście, że tak. - zapewniła go. - Jestem stworzona, by błyszczeć. Nic na to nie poradzę.
Skrzywił się na te słowa. Teraz przypominała mu dawną Ludmiłę - tak pewną swojej wartości, że aż denerwującą. Jednak nie mógł wyzbyć się wrażenia, że ona wcale taka nie jest. Że znowu wybrała krycie się pod maską kogoś innego.
- Naprawdę tak myślisz? - gdy zobaczył w jej oczach niepewność, już wiedział. - To nie jesteś prawdziwa ty.

Oglądali zdjęcia, które Leon miał na swoim telefonie, śmiali się z siebie wzajemnie, wspominali, żartowali... Cieszyli się sobą i swoim towarzystwem. Nie potrzebowali rozmawiać wtedy na jakieś poważne tematy - odrabiali cały ten czas, który stracili. Poznawali się na nowo. 
- Uważaj, bo wiem coś. - pogroził jej żartobliwie palcem, gdy zaczęła się śmiać z jego miny na jednym ze zdjęć.
- Co takiego? - zapytała, unosząc brwi. 
Leon uśmiechnął się domyślnie.
- Masz łaskotki. Wszędzie.
Nie zdążyła zaprotestować, bo zaczął ją łaskotać po brzuchu. Wybuchła niekontrolowanym śmiechem i zaczęła wierzgać nogami, byle tylko go od siebie odepchnąć. On jednak był sprytniejszy od niej. Pochylił się nad nią i przygwoździł do podłogi swoim ciężarem, po czym kontynuował łaskotkowe tortury.
- Przestań! Leon... No proszę! - wydusiła z siebie międzym kolejnymi napadami śmiechu. 
- No dobra. - westchnął, przerywając łaskotanie jej. - Ale za to mi coś powiesz.
Zmarszczyła brwi, ale zgodziła się. Nachylił się delikatnie, bojąc się jej reakcji. Ona tylko patrzyła na niego tymi swoimi wielkimi oczami, w których można utonąć. Chciał ją pocałować. Bardzo chciał ją pocałować. Zanim zdążył pomyśleć nad konsekwencjami, złączył ich usta w pocałunku. W pierwszym odruchu położyła dłonie na jego torsie i lekko go odepchnęła. 
- Chyba miałam ci coś powiedzieć. - uśmiechnęła się lekko. 
- Powiedz... Tęsknisz? Chociaż trochę? - pogłaskał ją po policzku opuszkiem palca. 
Wiedział dobrze, że Violetta sama domyśli się, o co mu chodzi. Po prostu chciał usłyszeć z jej ust: tak, tęsknię, zostań ze mną. Pragnął z nią zostać. Ona zamiast mu odpowiedzieć przyciągnęła go do siebie i złożyła na jego ustach czuły pocałunek. 
- Miałeś mi pilnować baru, stary, a nie podrywać laski! - rozległ się zdenerwowany głos Martina. - Poza tym udało ci się poderwać dosyć sławną laskę, bo tam na zewnątrz tłoczą się setki fotoreporterów.
Leon i Violetta oderwali się od siebie i podnieśli na nogi. Ona wiedziała, że skończyła się jej chwila wytchnienia, a on wiedział, że niepotrzebnie robił sobie nadzieję. 
- Muszę iść. - wydukała, otrzepując szare dresy z niewidzialnego kurzu. - Ale zapamiętaj jedno, Leon. Nikogo nigdy nie pokocham tak, jak kochałam ciebie. - po tych słowach dała mu buziaka w policzek i wyszła.
Śledził ją wzrokiem dopóki nie zniknęła w tłumie ludzi z aparatami w rękach. Błyskały flesze, a Violetta Castillo znów była w swoim żywiole. Spędził kilka chwil z prawdziwą Violettą.
Ale chwile są ulotne.

Noł koment.
Opinię zostawiam wam. 
Chciałabym zaznaczyć, że do "załogi" bloga nie przyjmujemy nikogo.
Prowadzimy go we cztery i tak zostanie.
Dodaję dzisiaj, bo jutro nie dam rady.
To chyba tyle ode mnie.
Kocham Was!
Buziaki,
M. ;*

czwartek, 19 września 2013

Jedna szelka, tańczące gąsienice, wypięty tyłek, chusta do chlustania i inne...

Wyobraźcie sobie pewną rzecz.
Jest środa, późny wieczór. Trzy ciule nie mają co robić i piszą sobie na gg. ( pozdrawiamy z tego miejsca naszą Xenię ).
Do rzeczy. Nasza rozmowa miała być poważna, bardzo poważna.
Wyszło coś innego. Co? 
Że mamy fazę na punkcie gąsienic!
O co chodzi? Przeczytajcie naszą rozmowę, a się dowiecie. 
Ps. MY TU NIKOGO NIE OBRAŻAMY. My po prostu jesteśmy zryte, bardzo zryte. xD
A kto? Agusia, Majeczka, Madziusia.
Ps. Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem, lub psychologiem, gdyż ta rozmowa może pozostawić na Twojej psychice trwały ślad. xD

Ag: Ale to aż dziwne, że Lara nie wyskoczyła zza drzewa i nie było - LEON! :D
Madzia: Ona się na Violkę zaczaiła. xD
Ag: Ale ja lałam z tego "Leon jest mój. Jak go nie zostawisz bd miała ze mną do czynienia" :D
Madzia: "Ze mną i z moją szelką!" :D
Aga: Ciekawe, co jej zrobi? Walnie Viole w głowę młotkiem czy motorem przejedzie? ;D
Madzia: Albo jej z szelki przywali xD Boże, mam fazę na tą jej szelkę xD
Ag: Leon ją obroni! Ja też, nie przejmuj się :D
Maja: I ja! :D
Ag: To z Leonem na randkę nie idzie tylko Lara, ale także jej szelki? :D
Maja: Hahahah, też :D A całując się jej szelka bierze w tym udział? Madzia?! :D
Ag: Dobra, nie śmiejmy się ze stylu Lary :D
Madzia: Jej szelka nawet się z nią kąpie xD No dobra, już się nie śmieje xD
Maja: Ciekawe czy jej szelka jest dobrym mechanikiem ;o Bo myśli, że jest modna :D
Madzia: Hahahaha, Maja xD
Ag: Pamiętacie odcinek, jak Viola jechała z Leonem na motorze? :D Nie zastanawiało was, jak ona w tak krótkiej kiecce ujechała? :D
Madzia: Mnie to zastanawiało jakim cudem jej dupa nie wystawała, ale nie ważne xD
Ag: <lol2>
Maja: <lol2> A mnie, że Leon nie reagował na to, że w każdej chwili może przeżyć koszmar ujrzawszy jej tyły ;o ;D
Madzia: Albo przody.
Ag: Dziewczęta, opanujmy się! :D
Madzia: Jezuuu, zamykam się! xD
Ag: Maddy, ona w przodzie ma dużo ;D
Madzia: <lol2>
Ag: większy przód ma niż ja. <lol2>
Maja: Na temat  jej przodu to się nie wypowiem ;D
Madzia: <lol2>
Maja: Me gusta obgadywanie Lary i Violki <3
Ag: Ale wiecie jaki Diego ma tył wielki?! ;D
Maja: A rozum proporcjonalnie mały :D
Ag: Zauważyłam, że on ma strasznie wypięty tyłek :D
Maja: Chce być sexi! :D
Madzia: Ale nie jest <lol2>
Ag: Ej, będziecie na chwilę poważne?:D
Madzia: On ma uszy jak elf! xD
Maja: Musimy gdzieś wpiąć magiczną szelkę do opowiadania <lol2> Będzie szał :D Dokładnie Madzia <lol2> I zgryz jak u małpy.
Ag: A Leon nad oczami ma dwie tańczące gąsienice :D
Maja i Madzia : <lol2> x3334356575676 :D
Maja: Chyba stojące :D Na widok Violki wymachującej rękami to raczej w stylu "WTF?! Uciekajmy gdzie się da!" xD
Madzia: <lol2>
Ag: LINK <------- ej, tu widać jaki tyłek ma Diego :D Przypatrzcie się :D
Madzia: Miałyśmy być poważne przez chwilę, a ty nam tutaj o gąsienicach nawijasz Aga! :D
Maja: Nie wiem czy zniosę ten widok ;P Co dupa...;o Jak szafa dwudrzwiowa <lol2> :D
Ag: A na tym filmiku co śpiewał Leon Violi był wściekłą wiewiórką z dwoma gąsienicami :D
Maja i Madzia : <lol2> x3123123345456
Maja: Wiewióra i szelka, co za połączenie ;D ;o
Madzia: Przestań bo się zsikam ;D
Ag: Spokojnie:d
Maja: Sikaj, szelka posprząta ;D
Ag: A gąsienice tanczyły rumbę <lol2> Tańczą zawsze, gdy widzą Diego ;D
Madzia: A stoją jak widzą Viole xD
Aga i Maja : <lol2>  x234234353265
Madzia: *le bez skojarzeń* xD ;D
Ag: Ja miałam skojarzenie :D
Madzia: No właśnie ja też, boję się siebie xD
Ag: LINK <---- a tutaj mamy płaski tyłek Leona :D
Maja: Aga, on jest, ale jak gada z Violką to wciąga :D
Madzia: UCIĘLI MU DUPE.
Ag: Tutaj się zastanawiam, czy on chce ją za biust chwycić, czy za biodra :D
Madzia: Za biust na pewno, Aga xD
Maja: Też obstawiam, że biust. Bardziej się rzuca w oczy niż te biodra krzywe ;D
Ag: Ej, szukajcie za drzewem gdzieś Lary :D
Madzia: Nie ma Lary, bo ona musi swoje szelki pielęgnować. ;D
Maja: Ona zrobi Power Rangers i zleci z drzewa, może ma przyjaciół wiewiórki ;D
Ag: No co, chce sprawdzić czy ma twardy czy miękki biust :D <lol2>
Madzia: Niech wymaca xD
Ag: Przecież Violetta i Leon są doświadczeni w kwestii TEGO ;D
Maja: Żeby w razie „w” użyć jako tarczy przed Larą, jak twardy to okej, jak nie to szuka innej. TO się jakoś nazywa, Aga :D
Madzia: Oni wiedzą jak się pieprzyć. ;D
Maja: <lol2>
Madzia: A nie jakieś TO, rzeczy się po imieniu nazywa xD Będę się śmiała całą noc wyobrażając sobie Leona z tańczącymi gąsienicami na twarzy i wiewiórką na głowie, pieprzącego się z Violką xD Boże. Zryta psycha xD
Ag: Ja tu zaraz z krzesła spadnę! ;D
Maja: I Lara z Power Rangers szelkami :D
Ag: A gąsienice śpiewają ''Chodź tu do mnie poczuj się swobodnie!'' EJ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :D
Maja: A Szelki Lary " I chcę cie bardzo i nie mogę mieć!" Coo? :D Się drzesz? :D
Ag: Zapomniałyśmy o jednej kwestii! :D
Madzia: JAKIEJ?
Ag: Lara i jej chusta na głowie! Tez ją ciągle ma! :D
Maja: Chusta do chlustania Leona po dupie :D
Ag: Zawsze jak się ciumali ona chustę miała :D
Madzia: Jakby ją złapał gdzie nie wolno, to by go chlasnęła chustą ;D
Maja: Madzia xD Szelka by sobie sama poradziła, ta niedopięta xD
Ag: Pamiętacie taką bajkę Disco Robaczki? :D Leon ma Disco-Power-Gąsienice ;D
Maja: I piosenka: Ciągle męczy mnie ADHD ! ;D
Ag : Zryte jesteśmy... <lol2> :D
Madzia: <lol2> Tak troszeczkę  xD
Ag: Troszeczkę ? :D
Madzia: Ej, ja miałam iść xD Będę jutro po szkole. :*
Maja: Pa Madzia :* <3
Ag: Pa :* ;) Maja ciulu gdzie jesteś?
Maja: Tutaj ;D
Ag: Czyli gdzie, naprowadź mnie :D
Maja: W dupie u Diega, ciulu :D
Ag:  Pff.. Hahah :D Agusia sobie idzie :D <lol2>
Maja: Agusia zostaje! :D

Itd...  Itp... Cdn...

środa, 18 września 2013

One Part 11 - Femila - " Randka w Ciemno " cz.1




Pierwszą część Miniaturki dedykuję Madżalenie <3 ;* [Maddy].


Federico:
Jestem Dwudziestoletnim mężczyzną, który za namową kumpli zgodził się wziąć udział w telewizyjnym show „ Randka w Ciemno”. Normalnie nie wziąłbym udziału w takim czymś, ale co mi szkodzi? To ma być zabawa. Dziewczyny, kasa, sława - same korzyści. Nie wierzyłem w miłość, a tym bardziej od pierwszego wejrzenia. Dlatego moje związki z kobietami polegały na zasadzie, że po prostu były. Bez zobowiązań - kilka dni/tygodni i koniec. Do tej pory łamałem im serca i wybiegały z płaczem. Ale co poradzić? Nie umiałem się  zakochać, albo po prostu nie znalazłem jeszcze swojej wybranki, jak to w kółko powtarza moja rodzicielka. Wracając do tego show. Polega on na tym, że przedstawiciele programu wybierają mężczyznę – w tym przypadku mnie i usadawiają go na wygodnym skórzanym fotelu, oddzielając go grubą krwisto czerwoną ścianą, zza którą znajdują się trzy kandydatki; nie widzą się wzajemnie, tylko słyszą po przez małe mikrofony umocowane w okolicach uszu. Spiker zadaje kandydatkom pytania, na które odpowiadają. Ja natomiast słysząc ich odpowiedzi wybieram jedną, której odpowiedź przypadła mi do gustu. I tak cztery rundy; następnie panna, nie pani, ponieważ udział mogą wziąć tylko niezamożne kobiety zostaje pokazana facetowi, którą wybrał i spędzają ze sobą trzy dni na Hawajach, po czym wracają do programu i na koniec najcięższy wybór. Mam wybrać czy wybieram  milion złotych w gotówce  czy kobietę, z którą spędziłem trzy dni. W moim przypadku to proste, że kasa, chociaż jej to akurat mi nie brakuje. Ale po co mam wybierać dziewczynę i psuć jej życie tym, że nie potrafię jej obdarzyć uczuciem na jakie zasługuje, bo przecież się nie zakocham w pierwszej lepszej prawda? A może jednak się coś zmieni i zauroczy mnie ktoś i sprawi że uwierzę w miłość? Dobra dość tego! Wstałem od ogromnego stołu w salonie i ruszyłem do pokoju, aby założyć coś bardziej okazyjnego, bo w końcu idę do telewizji. Założyłem jasno -  beżowe rurki i koszulę w kratę wpadającą w odcień błękitu oraz granatu. Poperfumowałem się jeszcze najdroższymi perfumami i zbiegłem po schodach na dół.
- Wychodzę ! – rzuciłem w stronę rodziców, którzy jak zwykle przeglądali te swoje papiery. Nigdy specjalnie się mną nie przejmowali. Fakt, miałem wszystko, co chciałem i nie jeden kumpel zazdrościł mi samochodu itp. Ale no kiedyś trzeba znać umiar. Jestem ich synem - prezentami i niespodziankami przekupiać mnie mogli do dziesiątego roku życia. Być może to przez nich nie nauczyłem się jak to jest kogoś pokochać. Oni nigdy nie okazywali mi rodzicielskiej miłości. Zawsze tylko praca i praca. Wsiadłem do swojego srebrnego lamborghini i ruszyłem w miasto, prosto do studia telewizyjnego. Czy miałem tremę? Nie sądzę. Jakoś nie odczuwałem tego, że zaraz będę w najpopularniejszym show w Buenos Aires. Zaparkowałem auto na ogromnym parkingu, założyłem ciemne okulary i pewnym krokiem ruszyłem do budynku z napisem „ On Beat”. Przekraczając próg placówki wpadła na mnie jakaś dziewczyna, która z impetem runęła prosto na mnie. No przynajmniej miała miękkie lądowanie.
- Nie nauczyli cię jak chodzić? – spytałem zdejmując okulary, zaplatając je za bluzkę.
- A ciebie nie nauczyli kultury?- spytała z sarkazmem zbierając swoje rzeczy z podłogi.
- Dobra, wyluzuj, pomogę ci – powiedziałem, chwyciłem ją za jej delikatną dłoń i przyciągnąłem, aby wstała. Dopiero teraz, gdy była bliżej mnie dostrzegłem jak piękny ma uśmiech, który roztopiłby nie jeden lodowiec. Dobra, stop! – nie rozpędzaj się tak, od kiedy z ciebie taki poeta? – skarciłem się w myślach.
- Jak chcesz to potrafisz być gentelmanem – powiedziała zarzucając swoją torebkę na ramię.
- O widzisz, czasem mi się zdarza – zaśmiałem się i podałem jej ostatnią teczkę, która leżała na ziemi – Twoje imię to? – spytałem unosząc wzrok do góry.
- Nie jest ci potrzebne – wycedziła z szerokim uśmiechem.
- To chociaż numer – powiedziałem błagalnie i dreptałem za nią. Popatrzyła na mnie z pod byka i przystanęła na chwilę, odwracając się w moja stronę patrząc z politowaniem – Proszę? – dodałem.
- Mhmm niech się zastanowię… Nie  – odparła i ruszyła przed siebie, pozostawiając mnie samego. Z wrażenia otwarłem buzię.  Jak ona mogła mnie tak potraktować? Widziałem tylko zgrabną sylwetkę dziewczyny, która oddalała się coraz bardziej. Była pierwszą, która zignorowała moje zaloty! Jak to możliwe w ogóle?! Muszę się dowiedzieć jak ma na imię. Nie mogę tak tego zostawić. Jest w niej coś innego, co przyciąga mnie do niej. Nie wiem jeszcze co, ale się dowiem.

***
Ludmila:
Zgłosiłam się do jakiegoś programu randkowego, nie ze względu, iż poszukiwałam mężczyzny, ale pieniędzy, które dostaje za udział. Nie byliśmy najbiedniejsi, ale brakowało nam na moje studia. Nie chcę prosić rodziców o pieniądze, aby nie przysważać im problemów. Wystarczy, że mają już nadgodziny i pracują do późna. Po mimo tego nie zamieniłabym się z jakimś bogaczem. Kocham swoją rodzinę, a oni mnie. Zrobiliby dla mnie wszystko, o każdej porze dnia i nocy. Są najważniejsi. Zaspałam na autobus i śpieszyłam się do Studia. Modliłam się w duszy, aby mnie nie zdyskwalifikowali. Jeśli tak się stanie, to mogę zapomnieć o studiach, o których tak marzyłam. Wchodząc do budynku wpadłam na wysokiego bruneta. Muszę przyznać, że był przystojny, ale widać, że to  jakiś bogacz, a z takimi nie chcę mieć nic do czynienia. Nie dam się mu wykorzystać i porzucić, bo tacy tylko to potrafią. Dlatego odmówiłam mu jakichkolwiek informacji na mój temat… po mimo tych jego czekoladowo-brązowych  oczu, które hipnotyzowały zapewne każdą damską część, najwyraźniej w świecie odmówiłam i ruszyłam nie oglądając się do tyłu. Zignorowałam go i ruszyłam w poszukiwaniu sali z numerem „48”. Weszłam do ogromnego pomieszczenia, gdzie nie było widać końca. Z jednej strony widać było miejsca w której zasiadała widownia, a na  przeciw niej ogromny fotel oddzielony grubą ścianą, zza którą znajdowało się trzy miejsca, w tym jedno moje, w którym spędzę najbliższą godzinę życia. Wokół było porozstawiane mnóstwo kamer, reflektorów i innych sprzętów ułatwiających nagrywanie. Nie wiedziałam do kogo się skierować, więc podeszłam do jakiegoś przypadkowego mężczyzny.
- Przepraszam jestem Ludmila Ferro, mógłby mi pan wskazać gdzie znajdę Xaviera Arango?
- Miło mi, we własnej osobie – powiedział i ucałował moja dłoń – Zapraszam cię do naszej  makijażystki, którą znajdziesz w tamtym pomieszczeniu – odparł i wskazał palcem na drzwi po lewej stronie. Nie skupiałam się na moim wyglądzie. Ważne było dla mnie kim będzie mężczyzna, z którym być może spędzę trzy dni. Na samą myśl o tym, przed oczami staje mii brunet, z którym miałam mały incydent. Powinnam się opanować, ale co poradzę jak te jego oczy chodzą mi po głowie? Z letargu wyrwał mnie głos stażystki, która wywołała mnie, abym weszła i zajęła swoje miejsce. Muszę przyznać, że wyglądałam bardzo ładnie i jak najbardziej w moim stylu. Włosy lekko pofalowane, delikatny, uroczy makijaż – nie przesłodzony, ołówkową spódniczkę w paski, czarną bokserkę, jeansową katanę do pasa z rękawami ¾ i czarne wysokie koturny. Efekt był zadowalający. Nigdy nie chodziłam w tak wysokich butach, ale nie jest tak najgorzej - są całkiem wygodne. Zajęłam trzecie krzesełko, a obok mnie siedziały  dwie dziewczyny. Jedna brunetka, a druga szatynka. Na temat ich wyglądu nie wyraziłam opinii. Wyglądały trochę jak wymalowane lalki Barbie. Pomijając fakt, że nie są blondynkami, a przecież kolor włosów nie świadczy o inteligencji. Przewróciłam tylko oczami słysząc jak rozmawiają o tym,że ten mężczyzna będzie ich. Współczuje  mu jeśli wybierze, którąś z nich.

***
Federico:
Zająłem swoje miejsce, które było naprawdę bardzo wygodne. Prowadzący oznajmił, że za kilka sekund zaczynamy. Usadowiłem się wygodnie na swoim miejscu i głośno odetchnąłem. Nie z zdenerwowania, bo wcale nie byłem przerażony. W ogóle nie myślałem o tym show. Po mojej głowie chodziła urocza Blondynka, która powaliła mnie na kolana swoim uśmiechem. Chyba pierwszy raz mogę przyznać że podoba mi się jakaś dziewczyna. Podoba, a nie, że zaraz kocham!  Dla sprostowania! Rozległ się głośny dźwięk, co oznaczało, że jesteśmy na antenie i na żywo.
- Witam wszystkich serdecznie w drugiej serii „Randki w Ciemno”! – wygłosił Prowadzący, a na Sali rozległ się głośny krzyk i brawa – Dzisiaj przed Federiciem Pasquarelli stanie nie łatwe zadanie. Będzie musiał wybrać po między trzema uroczymi pannami: Estrellą Cancion , Susy Colucci  i Ludmilą Ferro – dokończył – Jesteście gotowi, aby zacząć pierwszą rundę?
- Tak, jesteśmy – odpowiedzieli chórem.
- A więc pierwsze pytanie brzmi: Co jest dla ciebie najważniejsze? – wypowiedział pytanie i skierował je stronę dziewczyn. Uważnie nadsłuchiwałem odpowiedzi. Pierwsze dwie dziewczyny były płytkie i bezsensowne. No bo od kiedy w życiu najważniejszy jest makijaż i to jak układa się nam grzywka? Miałem nadzieję, że trzecia odpowiedź będzie normalna, bo nawet jeśli miałbym spędzić te trzy dni, to z kimś normalnym.
- Panienka Ferro, a jaka jest pani odpowiedź? – powiedział prowadzący kierując pytanie w stronę dziewczyny.
- Najważniejsze jest uczucie, którym potrafimy obdarzyć drugiego człowieka. Nie stanem majątkowym, posadą czy czymś innym, ale miłością i sympatią. To jak potrafimy okazać to, co czujemy, chociażby w rodzinie, przyjaźni, miłości do drugiej osoby. – odpowiedziała, a mnie zatkało. Powiedziała to tak przekonująco i szczerze. Jej odpowiedź ucieszyła mnie i to bardzo, tym bardziej, że ja o uczuciu miłości nie wiedziałem nic. Być może będzie miała okazję, aby pokazała mi jak to jest kochać i być kochanym – jeden punkt dla Ludmily – pomyślałem w myślach.
- Dziękujemy za kompletną wypowiedź – powiedział spiker – Wszystko pan przeanalizował czy powtórzyć? – skierował pytanie do mnie, na co ja przytaknąłem.
- Kolejne pytanie: Co jest najgorszą rzeczą jaka może się wydarzyć według ciebie?
- Złamany paznokieć. To jest naprawdę straszne uczucie, kiedy twój maniciure jest nie dokładny… - powiedziała skrzywionym głosem Estrella, na co tylko przewróciłem oczami .
- Gdy twoja fryzjerka odmówi ci w ostatniej chwili, to dopiero masakra – zaczęła Susy.
- Naprawdę dziewczyny? – zaczęła Lu – A waszym zdaniem najgorszą rzeczą nie jest stracić rodzinę, przyjaciół? Są rzeczy i osoby ważniejsze niż kosmetyki, wygląd i ubrania. Ja was nie oceniam, bo być może nie doświadczyłyście tych pięknych wartości jakimi są;  uczucia bólu po stracie – dokończyła, a mnie zatkało po raz kolejny. Oczywiście zaczęły się małe wymiany zdań, ale nie interesowały mnie one. Po jej wypowiedzi byłem pewny, że tego właśnie jest mi brak. Brakuje mi poczucia, że jestem dla kogoś ważny. Rodziców mam, że mam, ale nic po za tym. Nie potrafie kochać... Nie ważne, co by się działo, muszę spędzić z tą dziewczyną kilka dni.
- Przedostatnie pytanie brzmi z kolei : Co jest najpiękniejsze, co może się wydarzyć?
- Oczywiście wypad do centrum handlowego! – pisnęły wraz Susy i Estrella, ale to nie ich wypowiedzi oczekiwałem, tylko dziewczyny, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
- Proste. Być w otoczeniu najbliższych i być szczęśliwym razem z nimi – odparła, przyznałem jej kolejne dwa plusy.
- Ostatnie pytanie brzmi: Na co przeznaczysz pieniądze otrzymane za udział w programie?
- Ciuchy! Kosmetyki – wyrwała się podekscytowana Susy. No jak można być tak płytkim, bierze udział w tym konkursie ze względu na kasę… Estrella odpowiedziała podobnie.
- Może wydać się to dziwne, ale ja przeznaczę je na studia, na które nie stać mojej rodziny. Nie wstydzę się o tym mówić… moi rodzice robią dla mnie dużo i jestem dla nich najważniejsza, ale nie mogą dać mi wszystkiego. Dlatego chcę im ułatwić życie i sama je sobie opłacić – powiedziała twardo i szczerze. Wcale nie obchodzi mnie, że nie jest najbogatsza. Zaintrygował mnie jej charakter i to jak mówi o uczuciach. Mój wybór był jasny i prosty. Chciałem te trzy dni spędzić  z panną Ferro. Tajemnicza blondynka z pięknym uśmiechem musi poczekać. Pewnie też była tak samo płytka jak te dwie.
***

Ludmila:
Z pytaniami trafili prosto pod mój charakter. Mówiłam to, co czuje i myślę. Ten zadufany, bogaty palant, który pewnie nie umie docenić tych wartości, o których mówiłam wybierze, którąś z tych lalek. Ale ja jestem z siebie dumna. Powiedziałam całą prawdę i co najważniejsze nie udawałam kogoś kimś nie jestem. Siedziałyśmy na swoich miejscach i oczekiwałyśmy na wyniki. Szczerze mówiąc denerwowałam się trochę. No bo jednak jeśli wygram, to będzie oznaczało, że ktoś docenia to samo, co ja i ma podobne poglądy na życie jak ja. Rozległ się głośny dźwięk werbli i spiker wyszedł na wielki podest.
- Uwaga, Uwaga! Pan Federico wybrał dziewczynę, z którą chce spędzić najbliższe trzy dni. A imię jego partnerki, to Ludmila Ferro! Gratulujemy – powiedział, a publicznośc zaczęła bić brawo i piszczeć. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Niepewnym krokiem wstałam i podeszłam w stronę podestu, na którym znajdował się prowadzący.
- Panie Pasquarelli zapraszamy, Może pan wyjść już do nas – zarządził i nagle  zza wielkiej zasłony dymu pojawił się ten sam mężczyzna, którego oczy utkwiły mi w głowie. Cała zesztywniałam, nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Czy to możliwe, że ktoś taki jak on wybrał właśnie kobietę taką jak ja?
***
Federico:
Xavier wypowiedział moje imię, a ja już wyjątkowo zdenerwowany tym, co zobaczę. Ruszyłem do przodu. Znałem charakter dziewczyny po części, ale nie wiedziałem jak wygląda, kim jest. No bo jednak wypadałoby, żeby chociaż trochę przypadła mi do gustu. W końcu mam spędzić z nią trzy dni. W zasadzie to nie rozumiem samego siebie. Mam mieszane uczucia. W głowie zawróciła mi blondynka, która zignorowała mnie w drodze do programu, a znowu zachwyciła dziewczyna, która właśnie na mnie czeka. Najlepiej byłoby, gdyby to właśnie, ta blondynka była tą dziewczyną o takim sercu jak ta, która zaraz ujrzę. Wyłoniłem się zza dymu i to co ujrzałem zaskoczyło mnie i to zniewalająco. To co chciałem żeby było właśnie się wydarzyło.
- To ty? Nie wierzę – powiedziała w nie małym szoku.
- Też się cieszę, że cię widzę – powiedziałem z uśmiechem a ona się rozpromieniła.


_______________________________________

Tak zrobiłam Femile!<3 większość osób chciało aby zmienić parring, więc tak tez się stało, już wszystko zmienione jak zauważyliście bądź nie xD. Tego parta podzielę na 3 części, bo chcę dokładnie wszystko opisać. Pierwsza część jak zawsze najnudniejsza i wiem że nie wyszła ale miałam taki pomysł i tak jakoś chcę go wykorzystać ;). Może i głupi ale tak mnie kusiło to napisać… Oczywiście piszcie śmiało jak wam się nie podoba, będę wdzięczna za szczere komentarze i na pewno się nie obrażę J, normalny jest fakt ze wam się nie spodoba. Hmm drugą część zapisuje na 28.09.2013? może być ? xD. Wcześniej nie zdąże na pewno.
No nic życzę wam dużo zdrówka i ładnej pogody bo brzydka ! J
Maja ;)