czwartek, 28 listopada 2013

One Part 26 - Leonetta - "Każdy rani" cz.2

      Wspomnienia blakły, zostawiając po sobie niewyraźne rany, które miały się niedługo zagoić.

- Kochasz? - pytała za każdym razem, gdy wyłapywała jego spojrzenie.
- Kocham. - odpowiadał, bo przecież ją kochał.
Całym sercem, całą duszą. 

Wiedziała, że się zagoją. Przecież wszystko toczy się dalej.

- Dlaczego to robisz? - szeptała, gdy ją przytulał i mówił, że zawsze będzie.
- Bo cię kocham. - mamrotał, ukrywając twarz w jej szyi.
Zawsze pachniała czymś słodkim, jakby truskawkami pomieszanymi z tym, co kryło się głęboko w niej. Czymś, co należało do niej i kojarzyło mu się tylko z nią.

Każdy rani, ale ona już to zrozumiała. Była gotowa na więcej cierpienia, poprzetykanego chwilami szczęścia.

- Gdzie byłeś? - patrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy, jakby zobaczyła kogoś zupełnie innego.
- Na spacerze. Tylko spacerowałem. - odpowiadał, całując ją w policzek.
Już wtedy miała wrażenie, że to nie jest jej Leon.

Raz jest tak, a raz tak. Ale niestety nikt nie może nic poradzić na to, że na świecie jest tyle okrucieństw i cierpienia.

Zaczęło się od tego, że Leon poszedł do sklepu, by kupić coś do jedzenia. Violetta niezbyt dobrze się czuła i bardzo się o nią martwił. Miał pecha, bo był to weekend i połowa sklepów znajdujących się w pobliżu domu Violetty była pozamykana. Musiał więc się przespacerować trochę dalej. Szedł jakieś dwadzieścia minut i już miał zrezygnować, bo na horyzoncie nie dostrzegał żadnego sklepu spożywczego, który był otwarty, ale wtedy coś go zatrzymało. Warkot ciężkich maszyn, zapach oleju i potu zmieszanego z adrenaliną. Nogi same poniosły go w kierunku, z którego dochodziły te przyjemne dla jego ucha dźwięki. Zaraz jednak przypomniał sobie o Violetcie i o tym, że zostawił ją samą w domu, chorą i słabą. Wycofał się, ale już wtedy wiedział, że jeszcze wróci w to miejsce.
Tak, zaczęło się niewinnie, bo Leon po prostu odnalazł to, czego szukał w życiu. Swoją prawdziwą pasję. Violetta nie miała nic przeciwko, bo uwielbiała patrzeć na jego uśmiech, gdy wracał z toru, pełny pozytywnej energii. Starała się nie zwracać uwagi na jego ubrudzone błotem kombinezony, podrapaną twarz i dłonie... Po prostu odrzucała to wszystko od siebie, akceptowała Leona takiego, jaki był. Od dziecka była trochę przewrażliwiona na punkcie porządku, więc nie było to łatwe. Codziennie brudził przedpokój butami upaćkanymi błotem. Naturalnie sprzątał po sobie, ale Violetta i tak musiała się czasami powstrzymywać, by na niego nie nakrzyczeć. I do tego jeszcze ten nieprzyjemny zapach oleju i benzyny, jakim pachniał Leon, gdy wracał. Nienawidziła tego. Zdecydowanie bardziej wolała się do niego przytulać, gdy pachniał swoimi nieodłącznymi perfumami.
Nigdy mu tego wszystkiego nie powiedziała.
Problem z aurą bałaganiarstwa, jaką roztaczał wokół siebie Leon po kilku miesiącach zblakł, bo powstał kolejny. O wiele gorszy. Nie mogła nie zwracać uwagi na coraz poważniejsze obrażenia, jakie Leon przynosił z toru. Pokochała w nim to, że był zawsze taki rozważny i myślał kilka razy, zanim coś powiedział albo zrobił. Ale motory coś w nim zmieniły, sprawiły, że zaczął żyć tak, jakby jutra miało nie być. Raz poszła na zawody motocrossowe, w których startował Leon - była przerażona. Jeździł tak, jakby niczego się nie bał, jakby był przekonany, że ma dziewięć żyć jak kot i nie może umrzeć. Później, gdy on się przebierał, zapytała Larę, dziewczynę tam pracującą, czy jej chłopak zawsze aż tak ryzykuje na torze.
- O tak, Verdas jest... Trochę za bardzo porywczy. - odparła wtedy brunetka. - Ale nie martw się o niego, jest dobry, nic mu się nie stanie.
Oby, pomyślała wtedy Violetta. Jakoś nie przekonały jej słowa Lary.

Ich pierwsza poważna kłótnia odbyła się i tak znacznie później, niż można by się było spodziewać. Violetta tłumiła w sobie strach o Leona i tylko czasami prosiła go, by na siebie uważał. On obiecywał, że następnym razem na pewno pomyśli, zanim wciśnie mocniej pedał gazu. Wiedziała, że nie chce jej okłamywać, ale adrenalina robi swoje. Co innego Leon przy niej, w domu, spokojny, a co innego Leon na motorze, nabuzowany energią i niezbyt jasno myślący. Bała się, cholernie się bała. Ale nie chciała zabierać mu pasji.
Pewnego dnia, gdy zadzwoniła do niej Lara z wiadomością, iż Leon miał wypadek odrobinę poważniejszy niż zazwyczaj i nie wystarczyła tym razem jej apteczka pierwszej pomocy, Violetta nie wytrzymała. Pojechała do szpitala mimo strasznego bólu głowy i siedziała przy Leonie całą noc, dopóki się nie obudził. Rano lekarze oświadczyli, że pan Verdas może iść do domu. W domu czekała go niemiła niespodzianka. Violetta pierwszy raz na niego nakrzyczała i powiedziała mu, co myśli.
- Jak możesz być taki nierozważny?! - krzyczała. - Myślisz, że to dla mnie jest miłe?! Codziennie przynosisz do domu kolejne rany, a ja nie mogę nic z tym zrobić! Och, no co mogę zrobić, skoro ty sam nie chcesz nic z tym zrobić?!
Później się rozpłakała i zamknęła w sypialni, a on musiał spać na kanapie. Rozmyślał całą noc nad słowami Violetty. Zdawał sobie sprawę z tego, że w końcu może mu się coś stać. Ale za bardzo kochał ten wiatr we włosach i uczucie wolności, by zrezygnować z motorów.
Zapomniał o tym, że Violettę też kocha.

Oddalał się od niej coraz bardziej, oddalał się od wszystkich. Nawet Lara zaczynała się o niego martwić. Tu już nawet nie chodziło o motory. Leon rozpaczliwie potrzebował adrenaliny, napędzała go do działania, uzależnił się od codziennej dawki emocji. Wiedział, że coś się wymyka spod kontroli, że to już za wiele i powinien przestać. Ale nie potrafił.
- Leon, a nie możesz sobie dziś odpuścić? - zapytała pewnego dnia Violetta. - Obejrzymy film, spędzimy ten dzień razem...
Nie chciała sie już na niego gniewać, bo przez to wydawał się jej jeszcze bardziej obcy niż zazwyczaj. Bez tego uśmiechu na ustach i błysku w oku to nie był jej Leon, ten, w którym się zakochała. A więc po prostu rzuciła w niepamięć niemiły incydent z wypadkiem i postanowiła zacząć od nowa.
- Violu, możemy obejrzeć film wieczorem. - westchnął Leon, zakładając kurtkę. - Do zobaczenia. - pocałował ją w policzek i wyszedł z domu, zostawiając po sobie słaby zapach męskich perfum.
Myślała cały dzień, jak powinna się zachować. Zdawała sobie sprawę z tego, że już straciła swojego Leona. Próbowała go odzyskać, nawet Lara robiła wszystko, by odwieść Verdasa od coraz to ryzykowniejszych wyścigów motocrossowych. Jego koledzy, przyjaciele, rodzina - dosłownie wszyscy - widzieli, że Leon przesadza. Ale niestety on nie potrafił tego dostrzec. Stawiał sobie nowe cele, dążył do ich realizacji z wielkim uporem, z niezdrowym uporem.
Doszła do wniosku, że spróbuje jeszcze raz. Jeśli się nie uda, to będzie oznaczało, że Leon Verdas nigdy nie był jej przeznaczony.
- Proszę cię, odpuść motory na kilka dni. - odezwała się, gdy tylko wszedł do mieszkania. - Nie chcę, żebyś to rzucał, bo wiem, ile to dla ciebie znaczy. Ale mógłbyś odsapnąć i przemyśleć niektóre sprawy.
Patrzył na nią jak na kogoś, kto mówi w zupełnie innym języku. Westchnęła, bo zdała sobie sprawę, że rzeczywiście od bardzo dawna nie umiała się z nim porozumieć. Tak jakby już nie chciał jej słuchać.
- Kocham cię, Leon. - wyszeptała, podchodząc do niego. - Ale coś się zepsuło. Może to ty, a może to jednak moja wina. Nie wiem. Ale wiem teraz, że każdy rani, a już szczególnie osoby, które darzymy uczuciem tak pięknym, jakim jest miłość. Było przez jakiś czas wspaniale, ale to już przeminęło. Wszystko przemija.
- Violetta, co ty mówisz... - zająknął się, ale ona położyła mu dłonie na policzkach i wzrokiem przykazała, by dał jej dokończyć.
- Ranisz mnie, chociaż tego nie chcesz. - kontynuowała. - Ranisz, bez przerwy. - zamrugała szybko powiekami, by powstrzymać łzy.
  Później pocałowała go ostatni raz. Poczuła słony smak swoich własnych łez, które mimo wszystko popłynęły. Nie objął jej, nie oddał pocałunku. Odsunęła się powoli.
- Przepraszam. Nigdy nie chciałem cię zranić. - pochylił się, jakby chciał jednak ją pocałować, ale zaraz się cofnął.
Wszedł na górę i po chwili pojawił się z powrotem ze swoją walizką. Następnie zniknął z jej życia. A ten pocałunek zawisł między nimi na zawsze.

Opinię zostawiam wam.

środa, 27 listopada 2013

[EDIT] POŻEGNANIA NADSZEDŁ CZAS - AGA SIĘ JEDNAK ŻEGNA - CARES - ''NIE ZOSTAWIAJ MNIE'' CZ.3



'' Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść
Niepokonanym ''

'' Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać''

ZA NIM BĘDZIECIE KOMENTOWAĆ, PRZECZYTAJCIE WSZYSTKO, CO TU JEST. TO WAŻNE!

TO, ŻE ODCHODZĘ NIE JEST WINĄ ANI XENI, ANI MAI, ANI MADDY. TO JEST MOJA DECYZJA!

Zadaje sobie sprawę z tego, że w głosach było 174 do 10, ale jednak zmieniło się kilka rzeczy.
Wczoraj jeszcze Mój Ptyś napisał, że zostaje. Jednak, od tego czasu wiele się zmieniło, bardzo wiele. Chcę zaznaczyć, że moja decyzja jest przemyślana i w pełni świadoma. Wiem doskonale, czego chce i zdania nie zmienię. Ale może przejdę do początków tego wszystkiego. Pragnę zaznaczyć, że nie odchodzę, bo ktoś tam nie lubi, czy nienawidzi Cares. Szczerze? To mam akurat gdzieś, bo każdy ma swoje gusta. Jeśli woli Bromilę, od Cares, to ja nie mam nic przeciwko. U mnie nie liczyła się para. U mnie liczyło się przesłanie. Mogłabym pisać o Leonettcie, a nie zmieniłabym swojego nastawienia. Nadal w Partach byłoby przesłanie i przekaz. W życiu nie napisałabym o 17 letniej parze, która spodziewa się dziecka i się z tego cieszy, a później żyje sobie spokojnie, nie mając żadnych problemów. Przepraszam, ale to nie jest moja bajka. Ja inaczej patrzę na życie.
Nie ukrywajmy, że wszystko, to co się dzieje w chwili obecnej, to jest moja wina. Dlaczego? To ja zrobiłam tą całą sondę i ja nie potrafiłam siedzieć cicho. Niestety ja jestem bezpośrednia, mówię, co myślę i nie owijam w bawełnę. Szczerze? Jest mi głupio, że załatwiam, to w taki sposób, ale tak będzie najlepiej. Nie chcę swoją osobą wywoływać jeszcze większej wojny. Co to to nie. Dlatego ja odchodzę z TFF. Maju, Maddy, Xeniu mam do Was Wielką Prośbę. Proszę Was, prowadźcie nadal tego bloga. Nie ważne, czy Was będzie trójka, czy przyjmiecie kogoś nowego. Proszę Was nadal wstawiajcie tu swoje wspaniałe Party. A Ty Maju, proszę nie rób tego, co mi wczoraj pisałaś. Maja, proszę Cię.
Wraz  moim odejściem skończy się to, co się zaczęło. 
Skończy się to, co zaczęłam ja sama. Więc ja to kończę. 
A teraz przejdźmy do podziękowań. Bo się należą. 
Dziękuje Każdej z Was. Bez wyjątku. Dziękuje za każdy komentarz, za ciepłe słowo. Dziękuje. Są jednak osoby, którym zawdzięczam wiele bardzo wiele i z tego miejsca muszę skierować do nich kilka słów.

Maja (Ptyś mój kochany ) - Ptysiu, wiesz, że Cię kocham. To dzięki Tobie zawdzięczam to, że na jakiś czas powróciłam do pisania. To ty sprawiłaś, że w moim życiu pojawiły się piękne kolory. Znamy się już ... (Ty wiesz jak długo i niech to będzie naszą słodką tajemnicą, dobrze?). Jesteś dla mnie jak młodsza siostra. Kocham Cię, Wielbię Cię i nic tego nie zmieni. Pamiętaj, że masz coś do spełnienia. Pisz nadal, nie kończ tego, bo jesteś w tym naprawdę bardzo dobra. Szczerze? Tak naprawdę jestem jedną z nielicznych osób, które widzą jaki wielki postęp zrobiłaś w pisaniu. Sprawdzałam wszystkie Twoje odcinki. Wiem, ile serduszka wkładałaś w napisanie każdego odcinka. Ile cię to kosztowało. I dlatego teraz napisze to przy Wszystkich. Maja, Skarbie jestem z Ciebie dumna. Cholernie dumna. Zrobiłaś wielki postęp. Nie będę Ci już pisała, jak bardzo Cię kocham i co o Tobie myślę, bo masz to wszystko na gg. Ale Maja, zrób to dla mnie i nie rób tego, co planujesz. Maja, proszę. I Maja na koniec najważniejsze. Nigdy w siebie nie wątp. Wierz w siebie. Wierz, tak mocno jak ja w Ciebie.
Kocham Cię Maju <3 

Leoś - Nawet nie muszę pisać Ci jak bardzo Cię kocham. Ty doskonale o tym wiesz, bo codziennie Ci to pisze. Tak samo bardzo kocham Twojego bloga, to co piszesz. Bo tego nie da się nie kochać, koło tego nie da się przejść obojętnie. I nie rozumiem ludzi, którzy od Twojego bloga wolą ciąże i cięcie się siedemnastolatki. Naprawdę. Nie wiedzą, co tracą. Ja to wiem. Tak samo wiem to, że jesteś fantastycznym człowiekiem. Pokochałam się od pierwszego naszego ''spotkania'' I teraz co? Nie wyobrażam sobie dnia bez Mojego Leosia. Nie wyobrażam. Rozumiesz? Niespodziewanie wkroczyłaś do mojego serca i tak już zostało. Przecież tyle nas łączy. Rozpoczynając na tym, że oglądamy ''Ranczo''. a kończąc na tym, że mamy takie same sieci komórkowe i to, aż dwie. To tylko jedne z nielicznych dowodów jak wiele nas łączy. Ale my tylko o tym wiemy i zostawimy to dla Siebie.  Bo my jesteśmy jak Timon i Pubma. Jak Viola i Leon. Jak Nala i Simba. Będę Ci codziennie przypominać jak bardzo cię Kocham.
Leoś, nie zapominaj, że cię Kocham <3

Xenia - I co ja ci Kochanie mogę napisać? Tyle mam rzeczy do powiedzenia, a czym bliżej końca, tym mi jest coraz trudniej. Wiesz, chcę żebyś nigdy nie zapomniała jak bardzo jesteś wyjątkową osobą. Żebyś nie zapomniała o wielkim talencie jaki posiadasz. Abyś zawsze wierzyła w siebie. Abyś pozostała sobą i nie zmieniała się Tylko, bo inni chcą. Zapamiętaj sobie rady starszej koleżanki i się nie zmieniaj, bo nie warto. Nadal pisz piękne Party o Naxi. Nadal na blogu o Fedmile pisz o złej Violi. Rób to co kochasz, bo trzeba robić, to co sprawia nam przyjemność. Też kocham Cię jak młodszą siostrę. Bo jesteś niepowtarzalna. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy weszłam na '' Jak uciec od piosenki...'' i pamiętam dzień, kiedy skończyłaś. I wiesz, co ci powiem, Kochanie? Rozkwitłaś przy tym opowiadaniu, po prostu rozkwitłaś. Xenia, Ciebie też proszę, abyś zrobiła wszystko, aby TFF nadal istniało. Bo wszystkie wiemy ile ten blog dla nas znaczy. Zrobisz to dla mnie?
I pamiętaj, może mnie na TFF już nie będzie, ale w innym miejscu zawsze będę. Wiesz, gdzie mnie szukać.

Maddy - W życiu bym nie pomyślała, że wchodząc po raz pierwszy na Twojego bloga, w moim życiu tak wiele się zmieni. A jeszcze bardziej nie powiedziałabym, że będziemy razem tworzyć bloga. A jednak życie potrafi zaskakiwać. Tak, jak ty mnie zaskakiwałaś na swoim blogu i w Partach. Madzia, masz talent do pisania tak samo jak dziewczynki wyżej. Dlatego, do Ciebie teź prośba. Nie zmarnuj tego talentu. Pisz nadal, bo wychodzi Ci to świetnie, i taki talent, jak ty nie może się marnować. Dziel się z innymi swoimi pomysłami.  Pokazuj im swój punkt widzenia. Ucz ich wartości życiowych, bo przez czytanie Twojego bloga można się ich nauczyć. Też jesteś dla mnie jak młodsza siostra i też Cię Kocham. Nie zapominaj o tym. Dobrze? Ja nie zapomnę o rozmach na temat gąsienic, szelek, i tym, że Viola coś brała, bo miała swoje urojenia. Nie zapominaj o tym wszystkim, bo ja o Tobie nie zapomnę. I Prosze Cię, tak samo jak Maję i Xenię, nie pozwól na to, aby TFF przestało istnieć. Dobrze?

Tinistas Polonia (Paula ) - Myślałaś, że zapomnę o Tobie kochana? Co to to nie! Nie ma takiej opcji! Bo Tobie też się należy kilka słów. Inni mogą Cię nie kojarzyć z komentarzy u mnie. Ale ja pamiętam każdą recenzję, każdego Partu na moim gg. Pamiętam każde słowo, które tam napisałaś. Wszystko. Kochana, dziękuje Ci za to, że pokochałaś Cares. Dziękuje za nasze rozmowy na gg. Wiesz chyba jednak, że to nie koniec naszych rozmów, co? Bo my aktualnie mamy się czym jarać i o czym prowadzić rozmowy. Więc wiesz. To, że już nie przeczytasz nic mojego, nie oznacza, że nie będę Cię męczyć. Czekają Cię męczarnie z mojej strony, więc się przygotuj a nie. Psychicznie. Zresztą, wiesz, że my mamy pewne plany, co?
Nie będę Cię już przynudzać. Dziękuje Ci jeszcze raz. 

Maja, Leoś, Xenia, Maddy, Paula - Dziękuje Wam za wszystko. Dziękuje, że pokochałyście Cares, ale przede wszystkim dziękuje Wam, że byłyście i będziecie?

Podziękowania należą się także Wam Moje Drogie. Dziękuje każdej, która zostawiła po sobie, chociaż jeden komentarz. Dziękuje. Dziękuje każdemu, kto pokochał Cares. Dziękuje też tym, którzy nie lubili tej pary, a czytali.  Dziękuje także tym, którzy czytali, ale nie komentowali. DZIĘKUJE KAŻDEMU.
A więc Dziękuje :

Sapphire, Tinni <3, Patricia Williamson, Carolina Verdas Łodyga, Mechi :* (Mechi Verdas), Pycia :*, Karolina K, Zuzanna Słowik, Violetta Castillo, J, MartuLLa, Angiee, Kornelia80,Lety Castillo, Milena Verdas, Pani Dominguez, Sandrulka, Mechi, LuLLu Comello, Zuza, Marcela Ferro, Domi, Agnieszka Rybicka, Lady Godiva , Violetta, Naxi sta, Nikaś Verdas, Hania
Alexandra Comello, Angie, Panna W, Andzia *-*, LuLu, Mia, Wercia :*, Wera Castillo, Teddy
Naty Nawarro, Evelcia Comello, Ja i Ona, Julia, Lissa Bells, Patrycja Verdas, Funka <3 , Lisa Verdas, Hanna Blaszczak, Martusia714, Kriena Ponte, Magda Skiba, Martyna Ferro, Anonimowi, który napisał, że nienawidzi Cares, Anonimowi, który napisał, że nienawidzi Cares, ale Lubi moje Party i je czyta i Każdemu Anonimowi, który skomentował i pozostawił po sobie ślad, oraz każdemu, kto czytał, ale nie komentował. 
Jeśli o kimś zapomniałam, to przepraszam,

Chcę zaznaczyć, że nie czuję się pokonana, ani niszczona, wręcz przeciwnie. Myślę, że wygrałam. Bo moje decyzja jest świadoma. Nie robię tego pod przymusem. Ja wiem, czego chce od życia.
Nie zapominajcie, że są jeszcze Party Maddy, Xeni, Mai. Trzy parringi, którzy wszyscy uwielbiają. Mnie już tutaj za kilka chwil nie będzie. Ale proszę was Dziewczyny, nie zapominajcie o tym, że są tutaj jeszcze trzy wspaniałe osóbki z wielkimi talentami. Proszę Was, nie zapominajcie o nich. Proszę. Co ja Wam jeszcze mogę powiedzieć? Czułam się wspaniale pisząc dla Was Party moment od 18 sierpnia do 27 listopada był cudownym okresem w moim życiu. Nie żałuję żadnego Parta, który napisałam. Może nie byłam z nich zadowolona, ale nie żałuję. Przez pisanie ich wiele się nauczyłam. Bardzo wiele. Jednak najbardziej w moim sercu pozostanie ''Skradzione serce''. Nie będę mówiła, że to mój najlepszy Part, bo nie mnie to oceniać. Może Wy mi to powiecie, co?
Pamiętajcie nie odchodzę pokonana. Odchodzę z podniesioną głową i z tarczą. 


A na koniec. Nie chcę zostawiać Was bez nie dokończonej Historii, bo tak się nie robi. Wstawię 3 część NZM, a zarazem ostatnią rzecz, którą tutaj wstawię. 

A więc ....

One Part 25 - Cares - '' Nie zostawiaj mnie '' cz.3 


Cała historia jest dedykowana mojemu Kochanemu, Najlepszemu, Najukochańszemu, Prywatnemu Leosiowi na świecie. Leoś Kocham Cię <3 (tnz. - mojej Dianie - żeby nie było xD)


   Na czym tak naprawdę polega ludzkie szczęście? Co zależy od naszego szczęścia? Co tak naprawdę daje nam radość i sprawia, że na naszej twarzy pojawia się szeroki uśmiech? Czy tak naprawdę liczy się dla nas, tylko nasze szczęście, czy może szczęście naszych najbliższych. Jak to w końcu jest? Odpowiedź na to pytanie z pozoru wydaje się prosta, jednak jest zupełnie inaczej.
   Jednego możemy być pewni. Prawdziwego szczęścia nie kupimy na straganie w sklepie. Dlaczego? Bo szczęście jest skarbem, którego możemy poszukiwać latami. A jak już je znajdziemy, to musimy je pielęgnować, jak najpiękniejszy kwiat, w naszym ukochanym ogrodzie.  Dla każdego z nas szczęście ma inny wymiar. Każdy z nas poszukując swojego szczęścia, wędruje inną drogą. Wędrujemy, poszukujemy i marzymy. Czy warto? Oczywiście, że warto. Dlaczego? Bo każdy z nas chce być szczęśliwy. Jednak, aby osiągnąć szczęście musimy o nie walczyć, nie ważne, że droga do naszego szczęścia, zamiast usłana, czerwonymi, pięknymi różami, będzie pokryta kującymi kolcami. Musimy walczyć, po prostu walczyć i się nie poddawać. Każdy z nas pragnie szczęścia. Pozostaje tylko pytanie; o jakie szczęścia tak naprawdę nam chodzi? Materialne, czy może duchowe? Co da nam więcej szczęścia? Miliony na naszym koncie bankowym, czy może zdrowie naszego dziecka, które od kilku lat walczy z ciężką chorobą?
   Szczęście duchowe. Same w swojej nazwie jest piękne. Dlaczego? Niesie ze sobą naukę, prostotę i piękną duszę. Idealnym przykładem szczęścia duchowego jest kobieta z baśni Ch. Andersena pt '' Calineczka''. Ten kto czytał tą baśń doskonale wie, o czym kobieta marzyła. Marzyła o dziecku, a kiedy jej największe marzenie się spełniło, jej dusza osiągnęła szczęście.
    Co jest jeszcze piękne w tej baśni? Kobieta osiągnęła szczęście, dzięki pięknemu kwiatu. Jeden kwiat, a zmienił jej całe życie. Kwiat sprawił, że nareszcie była szczęśliwa. Jednak w tej części nie chodzi o baśń, a o to, że nasze szczęście może być pięknym kwiatem. Kwiatem, na który czasami musimy czekać latami, ale nigdy nie możemy się poddawać.
   Nigdy.


   Czteroletni chłopiec, szedł ulicami, pochmurnego dziś Buenos Aires. Przechodnie, którzy mijali chłopca, w ogóle nie przejęli się tym, że tak małe dziecko, przechodzi przez ruchliwą ulicę, zupełnie samo. Przechodzili koło niego, nie zwracając uwagi na to, że mimo grubego deszczu, który padał z szarego nieba, ma na sobie tylko krótkie spodenki i podkoszulek z krótkim rękawkiem. Twarz chłopca idealnie komponowała się z pogodą, która dzisiaj panowała w jego rodzinnym mieście. Po policzkach Nico spływały łzy smutku i bólu. Został dzisiaj bardzo zraniony. Jego malutkie serduszko, nie wytrzymało wszystkich obelg, którymi obrzucali go koleżanki i koledzy z przedszkola.
   Nico od zawsze nie miał łatwo. Wychowywał się bez ojca i nie miał pojęcia jak to jest, kiedy tata czyta bajkę na dobranoc i tuli do snu. Miał kochającą mamę, która kochała go najbardziej na świecie, jednak dla czteroletniego dziecka, to nie było wystarczające. Potrzebował ojca - człowieka, który za kilka lat będzie jego oparciem i pokaże mu świat. Świat, który jest okrutny, i wszędzie czai się niebezpieczeństwo.
   Trzymając w rączce swojego ukochanego misia, Nico szedł w stronę bloku, gdzie mieszkał jego ukochany wujek. Andres był w tej chwili jedyną osobą, do której mógł udać się chłopiec. Camila była w pracy i nie miała zielonego pojęcia, że jej synek uciekł z przedszkola. Czterolatek doszedł pod blok i cierpliwie czekał, aż ktoś przyjdzie i otworzy główne drzwi, aby mógł wejść do środka, i zapukać do drzwi Andresa. Nico usiadł pod drzwiami i przytulił się do swojego misia. Po policzkach chłopca spływało coraz więcej łez. Był teraz sam i mógł liczyć tylko na siebie. Jego niski wzrost nie pozwolił mu na otworzenie drzwi, a brak telefonu sprawił, że nie miał jak skontaktować się z Andresem. Chłopiec starł rączką łzy, które spływały po jego policzkach i z powrotem przytulił się do ukochanego misia, którego ofiarował mu Andres, w dniu jego drugich urodzin.
   - Nico? - chłopiec uniósł głowę do góry i ujrzał swojego wujka, któremu towarzyszył Sebastian.  Czterolatek nie czekając ani chwili dłużej, poderwał się na równe nogi i z całej siły przytulił się do Andresa.
   - Nie zostawiaj mnie wujku, proszę Cię. Nie zostawiaj mnie, tak jak, zostawił mnie mój tata.
   Andres wziął swojego chrześniaka na ręce i mocno go do siebie przytulił. Znał chłopca doskonale i wiedział, że w tej chwili, cierpi bardziej niż kiedykolwiek. Sebastian ściągnął z siebie swoją kurtkę przeciwdeszczową i okrył nią czterolatka, którego ciało trzęsło się jak galareta. Seba otworzył drzwi, a Andres z Nico na rękach wszedł do środka, kierując się w stronę swojego mieszkania.
   - Jesteśmy - powiedział Andres. Mężczyzna położył chrześniaka na kanapie i szczelnie okrył go kocem, który leżał na skórzanej kanapie. Brunet usiadł koło chłopca i nie spuszczając go z oka, zaczął głaskać po go główce. Nico nadal cały się strząsł i nie chciał nic powiedzieć.
   - Nico, co się stało? - Sebastian kucnął przy chłopcu i chwycił go za rączkę, która była lodowata i cała  drgała.
   - Smyku, nam możesz powiedzieć wszystko. Co się stało? - spytał się Andres.
   Nico nadal milczał. Z zamkniętymi oczami, leżał przykryty kocem i ściskał swojego misia. Sebastian i Andres wpatrywali się w chłopca z przerażeniem w oczach. Dziecko, które było wesołe i nie przestawało się uśmiechać, nagle straciło całą swoją radość, którą zarażało wszystkich dookoła.
  - Zadzwonię po Cami - powiedział Sebastian i już miał wyciągać telefon z kieszeni, kiedy powstrzymał go Andres.
   - Nie dzwoń do mamusi, proszę - poprosił Nico i wdrapał się na kolana Andresa, chowając główkę w zagłębieniu jego szyi.  - Dzieci z przedszkola śmieją się ze mnie, bo nie mam taty. Mówią, że jestem głupi i dlatego nie mam taty.
   - Nie daruje - powiedział Sebastian, tak cicho, aby jego słowa nie dotarły do Nico.
   - Uciekłem z przedszkola, proszę nie mówcie tego mamusi.
   Andres spojrzał na chrześniaka, pocałował go w główkę i delikatnie zaczął masować jego plecy. Gdyby tylko mógł, to już by go tutaj nie było. Miał wielką ochotę wpaść do przedszkola, do którego chodzi Nico i zrobić wszystkim awanturę, za to, jak traktują czterolatka. Zawsze, kiedy widział jak Nico płacze, lub jest smutny, jego serce pękało. Nie mógł znieść, że tak ważna osoba w jego życiu cierpi, a on nie potrafi nic z tym zrobić. Szczęście i radość Nico, było dla niego najważniejsze.
   - Myślę, że powinniśmy go zaprowadzić do przedszkola, jeśli Camila po niego pójdzie i dowie się, że Małego nie ma, to wpadnie w panikę. Możemy to zostawić dla siebie i nie powiedzieć jej, że mały uciekł. Pogadamy z tymi babami, powiemy im kilka ostrych słów i może się nauczą. - powiedział Sebastian, który przez cały czas wpatrywał się w chłopca, dla którego chciał być ojcem. Teraz, kiedy zobaczył, jak Mały cierpi, tylko utwierdził się w przekonaniu, że chce zostać tatą Nico i zrobi wszystko, aby tak się stało. Tym razem się nie podda. Będzie walczył o Camilę i o Nico. Zawalczy o osoby, na których zależy mu coraz bardziej. Tym razem się nie podda.
   Bo o szczęście się walczy.


   - Jak to mój synek uciekł?! - Camila od kilku minut wrzeszczała nad przedszkolanką, która nie wykazywała żadnej skruchy. Dziecko sobie poszło i tyle. Przecież nie może skupiać swojej uwagi na jednym dziecku, tylko dlatego, że nie ma ojca, bo kilka lat temu jego matka raz zaszalała i teraz płaci za błędy. - Gdzie pani była w momencie, kiedy moje czteroletnie dziecko zniknęło?! Gdzie cholera jasna pani była?! Nico ma dopiero cztery latka, nie zna miasta! A co jeśli ktoś go porwał?! Nie obchodzi, to pani?!
   Była coraz bardziej zdenerwowana, z jej oczu biła wściekłość. Gdyby można było zabijać wzrokiem, to przedszkolanka by już nie żyła. Bezradna Camila opadła na ławkę i zakryła twarz w dłoniach. Była przerażona, nie wiedziała, co teraz dzieje się z jej dzieckiem. Przed oczami miała najgorsze scenariusze. A co jeśli jej synek wpadł pod samochód, albo, co najgorsze, ktoś go porwał? Nigdy, nigdy tak się nie bała jak teraz. Nawet pięć lat temu, kiedy obudziła się sama w ciemnym pomieszczeniu, nie była tak przerażona jak teraz. Wtedy chodziło o nią, a teraz chodzi o jej synka, jej najcenniejszy Skarb, jaki posiada.
   - Znajdzie się - powiedziała ze stoickim spokojem przedszkolanka, która nadal nie robiła sobie nic z faktu, że z przedszkola uciekło małe dziecko.
   Zdenerwowana Camila podniosła się z ławki i już miała ruszyć w stronę kobiety, aby jej wydrapać oczy, kiedy zauważyła, że w jej stronę idzie Anders i towarzyszy mu Sebastian, który trzyma na rękach jej synka. Camila podbiegła do Nico i mocno go do siebie przytuliła. Nie zwracała teraz uwagi na to, że przytulając synka znalazła się przy okazji w ramionach Sebastiana. Po raz pierwszy ona i jej synek czuli się bezpiecznie. Pierwszy raz od bardzo dawna poczuła, że nic jej nie grozi. Brunet jedną ręką trzymał na rękach chłopca, a drugą obejmował Camilę.
   - Już wszystko dobrze. Jestem przy was i nic się wam nie stanie. Nie zostawię was, przysięgam - powiedział cicho Sebastian i mocniej przytulił do siebie Camilę i jej synka.
   - Jest pani idiotką! Kompletną idiotką! - Andres stał na przeciwko, kobiety, która pozwoliła na to, aby Nico uciekł z przedszkola i krzyczał na nią tak głośno, że wszyscy którzy znajdowali się w budynku słyszeli, każde słowo, które wypowiadał zdenerwowany brunet.  - Jak pani mogła pozwolić na to, aby takie małe dziecko uciekło?! Jak można być tak nieodpowiedzialnym?! Jak pani w ogóle może pracować na takim stanowisku?! Przepraszam, ale czy pani ma wszystko z głową w porządku?! Pomyślała pani o tym, że Nico mógł zostać uprowadzony, albo coś mu się mogło stać?! Gwarantuje pani, że gdyby mojemu chrześniakowi, coś się stało, to zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, aby pani przestała pracować w swoim zawodzie! Ma pani szczęście, że jest kobietą, bo gdyby pani była mężczyzną, to gwarantuje, że straciłaby pani wszystkie zęby i wylądowała w szpitalu w krytycznym stanie. I jeszcze jedno, jeśli jeszcze raz, dowiem się, że Nico jest tutaj dyskryminowany, z powodu braku ojca, to rozpętam tutaj takie piekło, że wszyscy mnie popamiętają. Wszyscy, łącznie z panią. - krzyknął po raz ostatni Andres i udał się w kierunku Cami, która nadal stała przytulona do Sebastiana.
   I wtedy Andres zrozumiał, że tylko Sebastian może jego przyjaciółce i chrześniakowi zapewnić szczęście. Postanowił, że zrobi wszystko, aby połączyć tą dwójkę. Pomoże przyjacielowi zdobyć serce Camili.


   - Nico, kochanie, leci twoja ulubiona bajka - Camila zawołała swojego synka, który siedział w swoim pokoju na parapecie i podziwiał przez okno otaczający go świat.  - Kochanie, co się dzieje? - Camila wzięła chłopca na kolana i usiadła z nim na łóżku. Czterolatek nic nie odpowiedział, tylko oplótł rączki wokół jej szyi i mocno przytulił się do mamy. Dwudziestopięciolatka, palcem wskazującym, uniosła podbródek synka do góry i spojrzała mu w oczy.
   I wtedy pękło jej serce.
  Po raz kolejny w ciągu trzech dni zobaczyła jak jej synek płacze. Oczy Nico były przepełnione bólem i cierpieniem, wyrażały wszystko, co najgorsze. Z oczu nie bił blask, a na twarzy nie widniał szeroki uśmiech, który Camila, tak bardzo kochała. Wszystko zmienił jeden dzień. Dzień, w którym chłopiec poczuł się gorszy, bo nie miał taty. W dniu, kiedy Nico uciekł z przedszkola wszystko się zmieniło. Czterolatek zbudował wokół siebie wielki mur, którego nikt nie potrafił zburzyć. Próbowali wszyscy. Próbowała Camila, dziadkowie, Andres, ale nikomu z nich nie udało się zniszczyć muru, który z każdym dniem stawał się coraz większy. Rudowłosa była bezsilna wobec zachowania synka. Sama z dnia na dzień była coraz słabsza. Po raz pierwszy od bardzo dawna zabrakło jej siły do walki i nie ukrywała tego przed nikim. Kiedy płakał Nico, płakała też Camila. Cierpieli wspólnie. Radość, która panowała w ich niewielkim mieszkaniu znikła. Przegrała walkę z bólem i cierpieniem. Po pomieszczeniu roznosił się już tylko smutek. Nie było nic. Zupełnie nic. Wszędzie panowała czarna otchłań. Zero radości i szczęścia. Wszystko znikło jak za dotknięciem złej różdżki, która zabiera ludziom wszystko, co najlepsze, a obdarowuje ich ogromnym bólem, który powoduje, że serce ludzkie pęka na tysiące malutkich kawałeczków.
   - Cami, Nico? - po mieszkaniu rozległ się głos Andresa. Brunet wszedł do pokoju chłopca i ujrzał Camilę, która trzymała na kolanach swojego synka i lekko go kołysała. Mężczyzna podszedł do Camili, kucnął przy niej i delikatnie uśmiechnął się do niej, mając nadzieję, że doda jej to trochę otuchy. Rudowłosa wstała z łóżka i położyła na nim swojego synka, który zasnął podczas kołysania, przykryła go kocem, ucałowała w policzek i wraz z Andresem wyszła z pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi.
   Cami oparła się o drzwi, zjechała po nich, zakryła twarz w dłoniach i po raz kolejny wybuchła płaczem.
  - Andy, ja nie daje rady, jestem słaba, cholernie słaba i nie potrafię sobie z tym poradzić - przekręciła głowę i spojrzała na przyjaciela, który teraz siedział koło niej oparty o ścianę i ściskał jej dłoń.  - Nie potrafię sobie w tym wszystkim poradzić, nie umiem.
   - Nie jesteś sama. Masz mnie, rodziców i Sebastiana...
   - Jego?
   - Tak. Nie mów, że nie zauważyłaś tego, jak bardzo zależy mu na waszej dwójce. Kiedy dowiedział się, że Nico uciekł z przedszkola był wściekły. On się o was martwi. Chce się wami zaopiekować, ale ty musisz mu pozwolić zbliżyć się do siebie. Sebastian nigdy nie przestał cię kochać. Kocha Ciebie i pokochał też Nico. Ja wiem, że  będzie trudno, ale on nie cię nie skrzywdzi. Jestem tego pewien. Daj mu szansę, a gwarantuje ci, że nigdy was nie zostawi.
   - Boję się, Andres ja się tak bardzo boję - wyszeptała i mocno przytuliła się do swojego przyjaciela, który był przy niej zawsze wtedy, kiedy go potrzebowała. Nigdy jej nie opuścił. Był zawsze i oboje wiedzieli, że zawsze będzie.
   Bała się. Camila bała się zaufać. Bała się, że jeśli zaufa Sebastianowi, to on skrzywdzi ją i Nico. Nie chciała tego. Nie zniosłaby kolejnego cierpienia. Nie była gotowa na to, aby jej cierpienie podwoiło się. Jej serce, tak jak, w przypadku Sebastiana, toczyło walkę z rozumem. Serce głośno mówiło '' Ty, go nadal kochasz. Zaufaj mu'' , a rozum podpowiadał '' Chcesz znowu cierpieć? Jeśli nie, to nie pozwól mu się jeszcze bardziej do siebie zbliżyć. '' . Nie wiedziała, co ma robić. Była w rozsypce, która pogarszała jej stan psychiczny. Codziennie, każdego dnia zastanawiała się, czy powinna zaufać Sebastianowi i ponowie ofiarować mu kluczyk do swojego serca. Klucz do serca miała schowany bardzo głęboko i robiła wszystko, aby nikt go nie odnalazł. ''Złoty klucz'' był schowany na dnie jej cierpiącej duszy. Duszy, która cierpiała i nie potrafiła pozbyć się tego bólu.
   Był jeszcze jeden klucz, który był tak samo cenny, jak klucz do serca Cami. Klucz należał do Nico, ale nie był ukryty, tak głęboko, jak klucz Camili. Nico był gotów ofiarować swój klucz. Był gotowy na to, że ktoś otworzy jego serce i sprawi, że w jego życiu na nowo zagości radość. On był gotowy, ale jego mama chyba jeszcze nie.
   - Cami, chciałabyś być szczęśliwa?
   Camila pokiwała twierdząco głową.
   - Jeśli chcesz być szczęśliwa, to ofiaruj Sebastianowi to, co masz najcenniejsze. Ofiaruj mu swoje serce.

   Czekał na nią na ławce w parku. Miała tutaj przyjść w towarzystwie Nico. Był gotowy na to, aby jej wszystko powiedzieć. Chciał wyznać jej wszystkie swoje uczucia. Chciał, aby wiedziała, że ją kocha i zależy mu na niej. Jednak najbardziej marzył o tym, aby jej i Nico dać szczęście, którego tak bardzo pragną i tak bardzo potrzebują. Od jakiegoś czasu wytrwale szukał klucza do jej serca. Mimo że niekiedy wydawało mu się, że znalezienie go graniczy z cudem, to nigdy się nie poddawał. Kiedy do jego głowy wkradały się czarne myśli, to jak najszybciej je odganiał. Tym razem już doskonale wiedział czego chce. Jego serce wygrało walkę z rozumem. Pokonało go w decydującej walce. Walka była zacięta i trwała do ostatniej rudny, ale to serce zadało decydujący cios i pokonało rozum.  Dlaczego to właśnie serce wygrało, a nie rozum? Bo to w sercu i w duszy znajduje się szczęście i miłość. To w sercu są ukryte najpiękniejsze uczucia. To serce jest skarbem duszy. Gdy jesteśmy szczęśliwi, to raduje się nasze serce, a nie rozum. Rozum jedynie pozwala nam zwiększyć szczęście. Tylko od czasu do czasu rozum walczy z sercem. Prawda jest taka, że powinnyśmy słuchać głosu serca. Sebastian wybrał głos serca. A Camila? Tego jeszcze nie wiedział. Miał jednak nadzieję, że kiedyś ofiaruje mu klucz do swojego serca. Nie musi być teraz. Ważne, aby kiedyś to nastąpiło. Wierzył, że kiedyś Camila ofiaruje mu swój klucz.
   Obrócił głowę w prawą stronę i wtedy zobaczył ją. Serce zabiło mu mocniej, a przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Szła trzymając za rękę Nico. Wyglądała pięknie w zwiewnej, kwiecistej sukience. Na jej rumianej twarzy widniał delikatny uśmiech, a niesforne kosmyki, rudych włosów, które opadały na jej twarz, dodawały jej tylko uroku. Podeszła do niego i delikatnie się uśmiechnęła, a jemu serce znowu zabiło mocniej.
    Ona znalazła klucz do jego serca i już dawno się do niego wkradła. Teraz kolej na niego.
   - Chciałam ci podziękować - usiadła na ławce, trzymając na kolanach Nico i spojrzała na Sebastiana. Po raz pierwszy od bardzo dawna, zajrzała jakiemuś mężczyźnie, głęboko w oczy. Nagle jego oczy, zaczęły odzwierciedlać jego duszę. Oczy były piękne, ale dusza jeszcze piękniejsza.  Widziała w niej wszystko, co najpiękniejsze - dobroć, szlachetność, bezpieczeństwo, miłość. Miał to, czego ona i Nico potrzebowali. - Dziękuje ci za wszystko, co zrobiłeś  dla mnie i Nico. Dziękuje.
   - Mogę zrobić jeszcze więcej - wyszeptał i chwycił ją za jej filigranową dłoń. I znowu przeszedł go przyjemny dreszcz. Za każdym razem, kiedy ją dotykał, czuł, że straci grunt pod nogami. Nie potrafił oderwać od niej wzroku. Widział każdy szczegół na jej twarzy. Nic nie uszło jego uwadze. Zapamiętywał, wszystko, co było z nią związane.
   - Nie musisz.
   - Nie muszę, ale chcę.
  - Chcesz ? - Nico, który przez dłuższą chwilę siedział w ciszy i wpatrywał się czubek swoich bucików, odezwał się. - Chcesz zostać moim tatą? Jeśli chcesz, to musisz mi obiecać, że nigdy nie zostawisz mnie i mojej mamusi. Obiecaj.
   - Obiecuję - Nico zeskoczył z kolan Camili i usiadł na kolanach Sebastiana, oplótł swoje rączki wokół jego szyi i mocno się do niego przytulił.
   Camila poczuła ciepło, które przeszło przez jej ciało. Widok, któremu właśnie się przyglądała sprawił, że po jej policzkach spływały łzy szczęścia. Poczuła szczęście? Tak, poczuła je. Po raz pierwszy, widziała, że jej synek czuje się bezpiecznie i jest szczęśliwy, a jego radość była dla niej najważniejsza. W pewnym momencie, wszystkie złe wspomnienia, ulotniły się gdzieś daleko. Strach przed miłością i bliskością, zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Liczyło się to, co jest teraz. Liczyli się Oni.
   Oparła głowę o jego ramie i zamknęła oczy. Słońce delikatnie muskało jej twarz, a delikatny wiaterek rozwiewał jej włosy.  Otwierała się przed nim coraz bardziej. Nie bała się już jego dotyku, nie bała się jego bliskości. Nie bała się już miłości. Dzięki niemu powoli zapomniała o tym, co złe. Zaczęła wierzyć w miłość i szczęście. Uwierzyła w to, że może być szczęśliwa. Ukradkiem spojrzała na swojego synka, który nadal siedział na kolanach Sebastiana, a swoją główkę, opierał o jego tors. Na twarzy Nico widniał szeroki uśmiech, a z oczu biła radość. Wielka radość.
   Chciał krzyczeć i tańczyć ze szczęścia. To o czym marzył i śnił powoli się spełniało. Rudowłosa otwierała przed nim swoją duszę, a Nico mu zaufał. Czy chciał czegoś więcej? Tak. Chciał jednego - doznawać takich doznań, codziennie, każdego dnia.
   Nico zaskoczył z kolan Sebastiana, chwycił mamę za rękę, a drugą podał Sebastianowi i pociągnął ich w stronę pobliskiego parku. Szli w trójkę, trzymając się za ręce. Splecione dłonie całej trójki sprawiły, że stanowili jedność. Ich serca powoli też stawały się jednością. Trzy szczęśliwe dusze, które za jakiś czas, mogą stanowić, jedną, wspólną całość. Połączą się jak puzzle, którym brakowało odpowiedniego elementu układanki, aby powstał najpiękniejszy obraz, jaki widziały oczy. Camila, Nico, Sebastian - każdy z nich był innym elementem układanki, różnili  się od siebie, ale kiedy się ich połączy, to powstaje przepiękny widok, który zachwyca i nie można przejść koło niego obojętnie.
   - Możemy się spotkać jutro o tej samej porze? - spytała się Camila.
   - Tak - Sebastian spojrzał na rudowłosą i odpowiedział jej szerokim uśmiechem.
   Camila już doskonale wiedziała, co chce zrobić. Teraz wystarczył tylko jeden krok, aby już zawsze była szczęśliwa.

   Siedziała na kocu oparta o pień drzewa i przyglądała się temu, co działo się niedaleko niej. Przed oczami miała piękny obrazek, a do jej uszu docierała najpiękniejsza melodia świata - śmiech jej synka. Od godziny Nico grał w piłkę z Sebastianem i w ogóle nie wyglądał na zmęczonego. Wręcz przeciwnie, wraz z upływającym czasem Nico miał w sobie coraz więcej siły. Od wczorajszego spotkania w jej życiu zmieniło się wiele. Bardzo wiele. Już doskonale wiedziała czego chce. Pragnęła szczęścia. Tylko szczęścia.  A może, aż szczęścia? Nie. W jej przypadku to było szczęście. Nic innego nie chciała. Marzyła tylko o tym, aby być szczęśliwą. Czuła, że po wielu latach wędrówki i poszukiwań odnalazła najpiękniejszy skarb świata - szczęście. Jej życie nie było usłane różami, stąpając po ścieżce, nie czuła pod stopami, delikatnych płatków kwiatów, tylko szkło i kolce, które nie tylko raniły jej stopy, ale także duszę.  Kolce, a raczej przeszłość zadawały ból jej wnętrzu, sprawiając przy tym, że po pięknym, czystym sercu, spływała krew, która powodowała przeszywający ból, który zabijał ją od środka. Teraz było inaczej. Zupełnie inaczej. Kiedy bosymi stopami stąpała po zielonej trawie, czuła delikatny i przyjemny dotyk. Na ścieżce, która prowadziła do szczęścia, nie było już kolców i odłamków szkła. Cała droga była usłana pięknymi kwiatami. Teraz już wystarczył tylko jeden krok, aby jej wędrówka dobiegła końca. Wystarczyło jedno słowo, jeden gest, aby brama do krainy szczęścia otworzyła się przed nią szeroko i zaprosiła ją do siebie na zawsze.
   Ten gest miała wykonać właśnie dzisiaj. Zdawała sobie sprawę, że szczęście nie będzie czekało na nią wiecznie.
   - Wykończy mnie - zmęczony Sebastian usiadł na kocu koło Camili i uśmiechnął się do niej. Ujrzał  w jej oczach, coś innego. Po raz pierwszy zobaczył, że bije z nich pełen blask. Dojrzał w jej spojrzeniu, radosne iskierki, które chcąc podzielić się swoim szczęściem z innymi, tańczyły radośnie. - Pięknie dziś wyglądasz - powiedział przybliżając się do niej. Znalazł się przy niej teraz tak blisko, że stykali się nosami, a na swoich twarzach czuli swoje oddechy. Dzieliło ich teraz klika centymetrów. Wystarczył jeden ruch, a ich usta, połączyłyby się w delikatnym pocałunku.
   - Mam coś dla ciebie - piękną ciszę, która teraz panowała między nimi przerwała Camila. Chwilę później na kolanach Sebastiana znalazła się czerwona szkatułka.
   W środku szkatułki krył się symbol. Symbol do serca Cami i jej synka. Wystarczyło tylko, aby Sebastian przyjął prezent.
   Brunet otworzył szkatułkę, a jego oczom ukazały się dwa złote klucze. Klucze, które symbolizowały wiele. Teraz wiedział, że już nie musi dalej szukać. To czego szukał odnalazł, a raczej zostało mu to ofiarowane. Camila sama oddała mu to, co ma najcenniejsze - swoje serce, swoją miłość, swoją duszę.
   - Czy to...? - niepewnie spojrzał na Camilę.
   - To jest klucz do mojego i Nico serca. Oddaje ci to, co mam najcenniejsze.
   - Czy to znaczy, że mogę otworzyć twoje serce?
  - Już odnalazłeś drogę do mojego serca, otworzyłeś odpowiednie drzwi. Moje serce już na zawsze będzie należało do ciebie.


   Bo każdy z nas ma własny klucz do swojego szczęścia. Wystarczy tylko ofiarować swoje serce odpowiedniej osobie, a szczęście w naszym życiu zagości na zawsze.
   Bo szczęście i miłość są najpiękniejszymi skarbami świata.


KONIEC

Żegnajcie, dziękuje Wam za wszystko, a teraz uciekam się jarać pewną dwójką.
Kim?
A nimi!
Całuje Was Ag :*








wtorek, 26 listopada 2013

Wszyscy Happy - Aga zostaje! ^^


Cześć Wszystkim ! ;)
Maja ma sprawę, nie wiem czy zauważyliście ale 174 głosy jest za tym żeby AGA została, a 10 na nie [ policzę się z tymi na 
osobności! haha xD].
Agunia zostaje! Tak, tak, wiem Aga powinna to zrobić i ogłosić, ale jestem taka zadowolona i jaram sie tym, że musiałam! ^^
KOCHAM SE JĄ <3 i wszystkich normalnie i mam nadzieję że cieszycie się tak samo jak ja, że ona zostaje i dalej będzie pisać swoje najwspanialsze Cares:D
Z tego miejsca pozdrawiam całą załogę TFF ;)
Martunię, Dianę ;* i wszystkich nooo kocham normalnie! ;)
HAPPY !:)
Maja ;)


wtorek, 19 listopada 2013

BARDZO WAŻNA RZECZ! AGA MÓWI DOŚĆ.

UWAGA!

Proszę Was przeczytajcie To. Jestem cierpliwa, ale powiedziałam dość. Dostaje coraz więcej wiadomości, że czemu pisze o Cares skoro ich nie ma, że lepsza Bromila. Nie będę się z tego tłumaczyła. Ja wiem dlaczego.
Ale okej. Chcecie Bromilę? To być może tak będzie.
Ale jeśli chcecie Bromilę, to oznacza, że ja odchodzę. A na moje miejsce dziewczyny przyjmą kogoś kto będzie pisał o tej właśnie parze, bo ja nie umiem i nie będę umieć.
Ja potrafię pisać o Cares, Semi, czy Leonettcie. O nich potrafię.
Ale okej, pojawiła się Ankieta. Niech każdy odda swój głos. Nie chcecie Cares, to nie chcecie mnie. To ja się wtedy usunę w cień i będziecie sobie czytali o Bromile. Pojawi się ktoś lepszy, z ciekawszymi pomysłami.
Oddawajcie swoje głosy. Zobaczymy. Jeśli będziecie chcieli Bromilę, to proszę bardzo :)
Głosujcie. Macie tydzień czasu :)
Jeżeli przyjdzie mi się z Wami pożegnać, to pożegnam się z Wami :)
I dziękuje, że mimo wszystko czytacie mnie i komentujecie. 
Całuje, Ag :*

Maja, Xenia, Maddy, Leośku, Paula - Kocham Wasz wszystkie :*

sobota, 16 listopada 2013

One Part 24 - Naxi - ,,Nic poza tobą" cz.1.



- Naprawdę chcesz zrezygnować z tego karaoke? Będzie świetna zabawa, Federico, chłopcy, Federico,  nasi przyjaciele i oczywiście Federico.
    Ziewnęłam. Ludmiła miała tendencję do tego, by wciąż rozprawić o pięknym brunecie. Ale kochani. Ileż można nawijać o jednym chłopaku, który, na dodatek, jest Włochem, wygrał Talentos21 i jest rozpoznawalny na całym świecie. Co za paranoja.
    To teraz nastąpił moment, w którym mam się przedstawić? Rozumiem. Jestem Natalia Navarro i mam siedemnaście lat. Uczę się w Studiu On Beat.  Mam paczkę przyjaciół. Ludmiłę, która biegała na swoich trzynasto centymetrowych szpilkach za Pasquarellim. Robi to już od bardzo, bardzo dawna. Właściwie, gdy poznała go dwa lata temu. Strzała Amora. Zawsze była wspaniała, choć kazała mi chodzić po wodę mineralną. Później zaczęła się zmieniać. Federico jednak wciąż jej nie dostrzegał. Potem wygrał reality-show i wyjechał w trasę koncertową. Ludmiła z przerażeniem odkryła, że może nigdy go już nie odzyskać, bo była pewna, że jedna z fanek może go uwieść i wynieść do Las Vegas. Uważałam to za bardzo fantazyjną myśl, ale nie sprzeczałam się. A potem nasz boski Federico wrócił i... I Ludmiła pędzi na karaoke  razem ze swoim bogiem. Znaczy ,,razem". Jest jeszcze Violetta i Leon.  Papużki nierozłączki, cały czas razem. Przekonałam się do nich z Ferro po tym,  jak się zmieniła. Zaprzyjaźniłam się również z Francescą, Camilą, Marco, Broduey’em i Andresem. Wszyscy tworzyliśmy zgraną mieszankę wybuchową. 
    A ja? Ja czułam się zawsze jak odmieniec. I  było mi z tym dobrze, bo każdy unikał mnie jak powietrze. Nikt się mnie nie czepiał. Bardzo mi się to podobało i nie potrzebowałam zmian. Jak  się okazało,  przyszły one same. Teraz wymienione wyżej osoby mnie uwielbiają. A szczególnie Ludmiła, ponieważ jestem jej pośrednikiem między nią a Federico. Podoba mi się ta praca. Lubię rozwiązywać problemy sercowe innych. Sama jeszcze nigdy takich nie miałam. Jestem pewna, że nikt nie myśli o mnie takk, jak panna Ferro o Fede. I super. Wystarczy mi przyjaźń, rodzina i muzyka, której nigdy nie zamieniłabym na miłość jakiegoś chłopaka. Kiedyś może zmienię zdanie, ale to jeszcze nie ten dzień. Najważniejsze jest to, że poznałam osoby, na które zawsze warto liczyć. 
     - Ludmiła -  westchnęłam do słuchawki. - Czy ty nigdy się nie opanujesz?
     - Ale pomyśl o jego pięknych brązowych oczach – rozmarzyła się. – Ej! Ej! Żartuję, nie myśl. On jest mój!
     - Przecież wiem, wariatko – uśmiechnęłam się mimowolnie. – Ja nie potrzebuję miłości… Ani karaoke.
     Mogłam przysiąc, że blondynka kręci głową z politowaniem.
     - Pójdziesz na to karaoke i już! – krzyknęła do słuchawki.
    - Ale…
    - Pójdziesz, kochana, pójdziesz! – wrzasnęła i rozłączyła się.
    Westchnęłam głęboko i rzuciłam telefon na miękką, fioletową pościel. Podeszłam do okna i przyjrzałam się całemu krajobrazowi Buenos Aires. Kochałam to miasto, ponieważ tutaj zawsze coś się działo. Pomimo wysokich wieżowców ptaki ćwierkały tak samo głośno i radośnie. Gdy to słyszałam, wierzyłam, że wszystko chce bym była szczęśliwa. A ja już byłam. Miałam wszystko to, co było mi potrzebne. Nie goniłam losu za to, że czegoś nie było. Wolałam dostać to w prezencie i niczego nie żądać. Każdy uśmiech obcej osoby sprawiał, że mogłam nieść radość. Moi przyjaciele mówili mi, że za to mnie kochają. Za moje podejście do otoczenia.
    Spojrzałam na szary chodnik i natychmiast tego pożałowałam. Zobaczyłam czarną czapkę i tego samego koloru bluzę. Zacisnęłam pięści. Wlepiłam w niego nienawistny wzrok, a wtem twarz odwróciła się w moją stronę. Chłopak z cwaniackim uśmiechem przyglądał się mojemu zdenerwowaniu. Otworzyłam okno i wrzasnęłam do niego:
    - Cholera! Wszędzie ciebie pełno!
    On zaśmiał się i odkrzyknął:
    - Och, kotku…  - posłałam mu gromiące spojrzenie. – Jak to wy mówicie? To przeznaczenie.
    Zacisnęłam zęby, ale po chwili znów zaczęłam wrzeszczeć:
    - Ja ci dam przeznaczenie!
    Nie zważałam na to, że nie zamknęłam okna. Jak strzała wybiegłam z pokoju. Potem przebiegłam przez cały salon, nie unikając przy tym zdziwionego spojrzenia mamy i Leny, mojej siostry. Zdenerwowana znalazłam się na podwórzu, a widząc nonszalancką minę Maxi’ego Ponte, beztrosko opierającego się na furtce, coś się w niej ponownie zagotowało.
    - Nie będziesz mnie nawiedzał, idioto! – krzyknęłam. – Co tak stoisz, jakby cię nic nie obchodziło!
   On tylko uśmiechnął się i prychnął, mówiąc:
   - Bo mnie nic nie obchodzi  - przymrużył oczy. – Podobnież dzisiaj wybierasz się na karaoke?
   Prawie zemdlałam. Co za typ. Czy on mnie śledzi. Nie ma żadnego innego zajęcia? Gdyby ci ludzie nie wlepiali w nich tego wzroku, to by go udusiła. Są świadkowie, więc lepiej nie ryzykować.
    - Nie wiem, skąd ty to wiesz, ale wynocha mi stąd! – wrzasnęłam. – No już, już!
    Gdy próbowałam go wypchnąć, nie poruszył nie nawet o milimetr. Zaśmiał się jeszcze raz, tak samo kpiąco. Od tego głosy bolała mnie tylko głowa. Od samego patrzenia na niego, chciało mi się płakać z bezradności. Wiedział o mnie chyba wszystko i tego bałam się najbardziej.
    - Nie odpowiedziałaś na pytanie, kochanie – oznajmił, ponownie opierając łokieć na furtce.
    - Nie obchodzi cię to, zrozumiano?! A teraz już panu dziękuję i do widzenia! – krzyknęłam zła.
    Uniósł ręce w geście poddania, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie.
    - Nie bądź taka dumna, bo jeszcze się spotkamy.
    Jego słowa uderzyły we mnie z ogromną siłą, ale postanowiłam zostawić tego pajaca w spokoju i odejść, bezradnie opuszczając ręce.
    I bardzo dobrze, że to zrobiłam, bo w innym przypadku usłyszałabym słowa Ponte.

Bo mnie nic nie obchodzi.
Nic poza tobą.

    Gdy otworzyłam moją skrzynkę pocztową, myślałam, że padnę. Dostałam kilkanaście wiadomości od znajomych, że muszę iść, bo inaczej mnie ukrzyżują lub poćwiartują. Każdy wymiar kary był naprawdę trudny do zniesienia. Według nich, musiałam stawić się punktualnie o godzinie osiemnastej przed klubem karaoke. Zdenerwowana z powodu zaistniałej sytuacji, zaczęłam chodzić w kółko i zastanawiać się nad wadami i zaletami pójścia na tą głupią imprezę. Wiedziałam, że gdy tam pójdę spotkam tam pana Ponte, którego nienawidziłam za to, że po prostu jest. Dopiero  w tym roku dostał się do Studia, ale przyczepił się do mnie i wciąż za mną chodził. Dotąd jeszcze nie wiedział, gdzie mieszkam, ale dzisiaj tajemnica się wydała. Przeklinałam to, że wtedy zobaczyłam go przez okno. Nienawidziłam swojego wiecznego pecha. Dlaczego ten dziwak tak sobie upodobał denerwowanie właśnie mnie? Czy ja jestem jakimś magnesem na debili?- zapytałam sama siebie w myślach. Na samą myśl o tym kretynie, zaczęło mi  się kręcić w głowie. Sama nie wiedziałam, dlaczego, gdy go widzę natychmiastowo wpadam w furię.
    Jednak musiałam iść na to karaoke. Przyjaciele na pewno by mnie zabili, a w szczególności Ludmiła, która twierdziła, że tego dnia na pewno zdobędzie serce Federica i zawładnie nim. Kibicowałam jej, ale jakim kosztem? Sama musiałam jej pomóc, powiedzieć mu o jej zaletach. Trudna sztuka.
    Otworzyłam szeroko drzwi szafy. Moją uwagę przykuły biało-czarne szorty w paski i ciemna koszulka z granatowym kwiatem. Uśmiechnęłam się. To był idealny zestaw na taki wypad. Ułożyłam ubrania na łóżku i powędrowałam do łazienki, by się odświeżyć.
     Po kąpieli usiadłam przy swojej toaletce i zaczęłam robić makijaż. Postawiłam na delikatność. Jednym, szybkim ruchem pokryłam moje usta błyszczykiem o smaku truskawek. To była moja ostatnia czynność. Przebrałam się szybko w naszykowany strój i spojrzałam na zegarek. Rozszerzyłam oczy, gdy zobaczyłam, że zostało mi tylko piętnaście minut do dotarcia na miejsce. Wychodząc z pokoju, porwałam torebkę z fotela i zbiegłam na dół. Krzyknęłam do mamy, że wychodzę z przyjaciółmi, a ona życzyła mi miłej zabawy. Uśmiechnęłam się i wsiadłam do zamówionej wcześniej taksówki.
     Niech się dzieje wola nieba.

    Zdenerwowana wbiegłam do klubu, a tam ujrzałam już moich przyjaciół, którzy odetchnęli z ulgą, widząc mnie. Rozległy się wesołe szepty i pogadanki, jak to pięknie dzisiaj wyglądam i jaką radość niosę ze swoim przybyciem. Brzmiało to bardzo poetycko, co sprawiało, że te wypowiedzi stawały się śmieszniejsze, ale nie zwracałam na to uwagi. Z radością odkryłam, że nie ma tutaj mojego wroga. Usiadłam na jednym z foteli, a zaraz obok mnie dosiadły się dziewczyny. Uśmiechnęłam się do nich, jak najszerzej umiałam i odetchnęłam z ulgą. Byłam zmęczona tą bieganiną.
    - Naty, nie przyzwyczajaj się do tego odpoczywania – uśmiechnęła się szeroko Francesca.
    Spojrzałam na nią z pytającym wyrazem twarzy, a odpowiedziała mi Camila:
    - Zaraz wchodzisz na scenę.
    Pisnęłam zła i wystraszona, jak zwykle muszą coś wymyślić.
    - Nie dziękuj – machnęła dłonią Violetta.
    - Przyjemność po naszej stronie – uśmiechnęła się Ludmiła.
    Zgromiłam ją wzrokiem, ale nagle krzyknęłam, wskazując palcem w odległy kąt pomieszczenia:
   - Patrz, Federico!
   - Gdzie? – zapytała Ludmiła, odwracając głowę w tamtą stronę i poprawiając przy tym swoje włosy. – Ej, oszukałaś mnie.
   Pokręciłam z politowaniem głową i spojrzałam na scenę, na której pojawił się mężczyzna w średnim wieku, który zapowiedział:
   - Zapraszamy na scenę Natalię Navarro! Gorące brawa!
   Rozległy się oklaski, a ja wstałam, przymrużając oczy. Ze zdenerwowania prawie potknęłabym się wchodząc na scenę. Złapałam do ręki gitarę i podeszłam do statywu z mikrofonem. Postanowiłam zaśpiewać moją nową piosenkę. Była… dziwna. To określenie pasowało idealnie.
    Po klubie rozeszły się pierwsze dźwięki instrumentu, a potem mój śpiew.


Es por lo menos que parezco invisible
Y solo yo entiendo lo que me hiciste
Mirame bien, dime quien es el mejor

Cerca de ti, irresistible
Una actuacion, poco creible
Mirame bien, dime quien es el mejor

Hablemos de una vez
Yo te veo pero tu no ves
En esta historia todo esta al reves
No me importa esta vez
Voy Por Ti , Voy..
Hablemos de una vez
Siempre cerca tuyo estare
Aunque no me veas mirame,
No me importa esta vez
Voy Por Ti
Voy Por Ti
Voy Por Ti
Voy Por Ti

    Rozległy się oklaski, ale nagle przez ich gwar, dało się słyszeć czyjś głos, który zabrzmiał w mojej głowie kilka razy:

    - Zaraz! To moja piosenka!

Moja beznadziejność nie ma granic, jak widać.
Nie dość, że dodaję nie w tym terminie. Nawet nie w terminie, który został przeniesiony. To jeszcze dodaję coś takiego. 
Także chyba tyle...
Jeżeli wam się podoba, to skomentujcie. Jeśli nie, to skrytykujcie w obojętnie jaki sposób. To nieważne. 
Madzia musi napisać coś wesołego, a ja znowu coś smutnego. Wydaję mi się, że ten part jest jakiś agresywny, jeżeli tak można powiedzieć o opowiastce.
Parta dedykuję Sapphire, bo jest super i ma super bloga o Naxi. <3 
Yyy... No i to w końcu tyle... 
Zaglądajcie do zakładki ,,Terminy dodawania". Tam niedługo napiszę, kiedy dodam następną część.
Dzięki za uwagę.
Szczęść Boże, dobranoc!
Xenia <3

środa, 13 listopada 2013

One Part 23 - Leonetta - "Każdy rani" cz.1

Everybody hurts somedays

Słońce świeciło mocno, przypominając wszystkim, że czas na zabawę i beztroskę się jeszcze nie skończył. Dzieci bawiły się wesoło na placu zabaw, co chwilę wybuchając śmiechem. Jakiś chłopiec jechał na rowerze, nawołując coś do biegnącej za nim dziewczynki, dwójka nastolatków spacerowała trzymając się za ręce, młode małżeństwo nachylało się nad wózkiem, w którym leżało gaworzące słodko niemowlę. Świat aż mienił się od kolorów dodających otuchy tym, którzy stracili na chwilę nadzieję. Wszystko było w porządku.
Leon Verdas siedział na jednej z ławek w parku. Przyglądał się z zaciekawieniem dziewczynce, która zbierała kwiatki i układała je w barwny bukiecik. Miała włoski związane w kitkę na samym czubku głowy. Leon uśmiechał się za każdym razem, gdy mała się schylała i z roztargnieniem odgarniała wpadające jej do oczu kosmyki. Przy tym tak śmiesznie marszczyła nosek, że trzeba byłoby chyba nie mieć serca, by się nie rozpłynąć. 
Nagle błogi spokój przerwał dźwięk karetki pędzącej po ulicy. Pojazd przemknął obok alejek parku, zwracając uwagę wszystkich zebranych. Karetka zatrzymała się przy pobliskim domu z piskiem opon i wysiedli z niej w pośpiechu jacyś ludzie. Leon wstał i ruszył przed siebie, chcąc zobaczyć, co się stało. Z natury był bardzo ciekawski. Gdy dotarł na miejsce, z domu wyniesiono kobietę na noszach. Za nią podążała zapłakana dziewczyna o brązowych oczach. Błyszczały od łez, ale i tak wydawały się piękniejsze od wszystkich, jakie Leon do tej pory miał okazję oglądać.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko, karetka odjechała, a dziewczyna została na podjeździe sama, przyciskając dłoń do ust i zanosząc się płaczem. Nikt nie zwrócił na nią szczególnej uwagi, gapie się rozeszli, tylko jakiś staruszek zapytał ją cicho, czy wszystko w porządku. Ona pokiwała głową, starając się opanować łkanie. Leon nie mógł przejść obojętnie obok płaczącej dziewczyny.
- Jeśli chcesz, to cię przytulę. - podszedł do niej.
Uniosła głowę, ukazując zaczerwienioną od płaczu twarz. Patrzyła załzawionymi oczami na Leona, zastanawiając się, skąd ten chłopak wiedział, czego ona aktualnie potrzebuje. Nie chciała, by ktoś głupio pytał, czy wszystko jest w porządku. Przecież, do licha ciężkiego, widać było, że wcale nie jest.
- Nie znam cię. - odparła, wzdychając głęboko, by znowu nie zanieść się płaczem.
Leon przełknął ciężko ślinę. Może za bardzo się pospieszył? Może nie powinien do niej podchodzić? Może potrzebowała samotności...? Jego rozmyślania polegające na zadawaniu sobie w nieskończoność tych samych pytań przerwała ona. Nie myśląc nad konsekwencjami, rzuciła mu się w ramiona. A on ją objął i przytulił do siebie, bo poczuł, że ten dzień mimo zwyczajnego początku, skończy się już nie całkiem tak, jak się tego spodziewał.

Violetta Saramego od dziecka uważała swoją matkę za jedyną osobę, której na niej zależy. Ojca nigdy nie poznała, dziadków ani żadnych kuzynów czy innych dalekich krewnych także. Były same - ona i Maria, jej matka. Violetta codziennie patrzyła na Marię i wyobrażała sobie, że kiedyś będzie taka jak ona, silna i niezależna. Brała przykład ze swojej rodzicielki, w każdej sytuacji zastanawiała się, co by zrobiła mama na jej miejscu. Może i to trochę dziwne, ale tak właśnie było. 
- Zostałam sama. - wyszeptała, chociaż wiedziała, że nikt jej nie usłyszy.
W domu było przeraźliwie cicho. Dla Violetty było to strasznie dziwne, bo wnętrze mieszkania zazwyczaj wypełniał śpiew jej matki. Maria od zawsze uwielbiała śpiewać i zaraziła miłością do muzyki swoją córkę. Często siadały razem przy fortepianie i tak spędzały deszczowe wieczory. Teraz już tak nie będzie. Odezwało się coś w jej głowie, ale szybko odpędziła od siebie te myśli. Zdawała sobie sprawę z tego, że pewien etap w jej życiu właśnie dobiegł końca. Ani trochę jej się to nie podobało.
Lekarze od miesięcy powtarzali, że to tylko kwestia czasu. Maria chorowała dosyć długo, ale tylko sporadycznie pojawiały się objawy, więc traktowała chorobę lekceważąco. Nigdy nie stawiała siebie na pierwszym miejscu, najpierw myślała o Violetcie, a dopiero później o swojej chorobie. Violetta starała się dbać o mamę, ale to najwyraźniej na nic się zdało. Nikt nie musiał jej informować o tym, że Maria Saramego odeszła. Ona to czuła. Czuła w sercu straszną pustkę.
Ukryła twarz w dłoniach i westchnęła głęboko. Miała zbyt mało sił, by płakać. Podejrzewała, że skończyły jej się łzy po dwóch nieprzespanych nocach. Ciszę, która tak irytowała Violettę, rozdarł dzwonek do drzwi. Dziewczyna poczuła łupanie w skroniach, co świadczyło o zbliżającej się migrenie. Mimo bólu podniosła się i chwiejnym krokiem podeszła do drzwi.Gdy je otworzyła, pierwszym, co przyciągnęło jej uwagę, było to, jak słonecznie zrobiło się na zewnątrz przez te kilka dni. Tak jakby matka natura sobie z niej drwiła i specjalnie sprawiła, że cały świat zaczął świecić, gdy Violetta straciła blask.
  Dopiero po chwili dostrzegła chłopaka, który przed nią stał. Miał na sobie ciemne spodnie i szarą koszulkę. Wydawało jej się, że już kiedyś go widziała.
- Cześć. - przywitał się. - Jestem Leon. Nie wiem, czy mnie pamiętasz...
Rozpoznała jego głos, tak delikatne, ale jednocześnie silny, aksamitny i niepewny.
- Pamiętam cię. - przerwała mu zachrypniętym głosem. - Nie miałam okazji ci podziękować, no wiesz, za...
Leon uśmiechnął się delikatnie i przeciągnął dłonią po brązowych włosach.
- Przyszedłem zobaczyć, czy wszystko u ciebie w porządku. - powiódł wzrokiem po przygarbionej sylwetce Violetty.
Jej rozczochrane włosy, pomięta sukienka, podkrążone oczy i spierzchnięte wargi nie umknęły jego uwadze. Prawie nie znał tej dziewczyny, ale się o nią cholernie martwił. Mimo, że nawet sam nie wiedział dlaczego.
- Wszystko w jak najlepszym porządku. - odparła Violetta, chociaż każdy jej gest przeczył słowom.
Leon przyjrzał się jej jeszcze raz. Jego wzrok ciągle przyciągały jej duże oczy, błyszczące i brązowe, jak fabryka czekolady. Widział zbierające się w nich raz po raz łzy. Nie chciał, by płakała.
- Na pewno?
Violetta potrząsnęła gwałtownie głową, aż jej włosy zatańczyły wokół twarzy.
- Nawet mnie nie znasz. Dlaczego w ogóle się mną przejmujesz? - zapytała, mrużąc oczy. 
Ktoś mógłby uznać, że jest to oznaka podejrzliwości, ale ona tylko próbowała jakoś powstrzymać łzy.
- A więc zdradź mi swoje imię. - poprosił Leon, podchodząc do niej bliżej.
- Violetta. 
Uśmiechnął się delikatnie, bo dziewczyna, która tak go zafascynowała, zdradziła mu przynajmniej swoje imię. A to już znaczyło, że przynajmniej w jakimś małym stopniu mu ufa.
- Teraz już cię znam. Pozwolisz sobie pomóc? - uniósł brwi. 
Violetta otworzyła szerzej drzwi, by wpuścić Leona do środka. Perspektywa kolejnego samotnego popołudnia niezbyt jej się podobała. Chłopak wszedł do jej ciepłego domu, a ona zamknęła za nimi drzwi na zamek i zaprowadziła go do salonu.
- Chcesz coś do jedzenia albo do picia? - odezwała się słabym głosem, opierając się o framugę drzwi prowadzących do kuchni.
Miała wrażenie, że zaraz ugną się pod nią nogi upadnie na twardą podłogę.
- Wydaje mi się, że to raczej ty powinnaś coś zjeść. Ledwo stoisz na nogach. - zauważył z troską w głosie Leon.
Wtedy Violetta zemdlała. A on złapał ją w ostatniej chwili, zanim uderzyła w podłogę. 
I tak zaczęła się historia ich miłości.

And I know, you never meant to make me feel this way
Znacznie później...

Wiedziała, że to, jak się czuje, jest jego winą. Ale zdawała sobie sprawę także z tego, iż on nie chciał, by to przeżywała. Nigdy nie chciał, by zamknęła się w sobie przez niewyobrażalny ból, który rozerwał jej serce na milion kawałków. Odłamki jej cierpiącego serca wbijały się w jej płuca, przez co łkała spazmatycznie. A może to jednak przez jego twarz, którą widziała za każdym razem, gdy zamykała zapłakane oczy? 
Mama chciała ją tylko kochać. Leon chciał ją tylko kochać. I wtedy zrozumiała, że każdy rani.


Bywało różnie, ale to już naprawdę mi nie wyszło.
W drugiej części tego parta dowiecie się, co się stało między Leonem i Violettą. Stanie się jasne, o co chodzi w ostatnim akapicie. To będą takie jakby wspomnienia, coś takiego, żeby nie zostawiać was w niepewności. Niektóre sprawy trzeba wyjaśnić.
Mam nadzieję, że to wam nie przeszkadza.
Całą historię dedykuję Dianie za to, że po prostu jest.
Próbowałam zmusić się do napisania jakiegoś wesołego parta, bo ciągle tylko smęcę, ale jakoś nie mogę. Ostatnio jestem smutna i to chyba dlatego. Gdy już zakończę "Każdy rani", obiecuję, że napiszę dla was wesołego parta. 
Dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa, komentarze itp... Wszystko wiecie.
Kocham Was mocno <3
Buziaki, M. ;*

piątek, 8 listopada 2013

One Part 22 - Cares - '' Nie zostawiaj mnie '' cz.2

Przepraszam! Ja wiem, że czekacie na Naxi i Femiłę, ale Maja nie ma czasu, zajęta jest.. Xenia się nie wyrobiła. Xeni Part będzie 21/22.11 (albo wcześniej)  Zamiast mojego. Przepraszam, że to nie to, na co tak bardzo czekacie.



'' Więc nie poddawaj się dla mnie
Proszę przypomnij mi, kim naprawdę jestem ''



   Ból. Każdy z nas go doświadczył. Pewnie niejedno z Was wywróciło się na rowerze i poobijało sobie kolana. Jednak czy ból fizyczny jest tym najsilniejszym bólem? Ból fizyczny można załagodzić. Kiedy boli nas głowa zażywamy tabletkę przeciw bólową, tak samo jest także z bólem zęba. Mija kilka chwil i już nic nas nie boli. Zapominamy o bólu. Nie myślimy już o głowie, która bolała nas jeszcze kilka chwil temu. Ból fizyczny znika. Nie zostaje z nami na zawsze. Jest jeszcze jeden rodzaj bólu. Ból duszy i serca. Ból duszy nie zniknie po zażyciu tabletki przeciw bólowej. On będzie trwał i trwał. Dusza będzie nas bolała do momentu, kiedy strasznych wspomnień nie wymażemy z pamięci. Jednak, tu pojawia się kolejna przeszkoda. Złe wspomnienia, nie są zapisane ołówkiem, że my wymażemy je gumką do mazania i będzie po problemie. Niestety taki rodzaj bólu trwa i trwa. Ciągnie się za nami latami i czasami może nigdy nie zniknąć. Będzie bolał zawsze. Złe wspomnienia bolą, a najgorsze jest to, że nie ma na nie lekarstwa.
   Camila siedziała na ławce i nie przejmowała się tym, co działo się dookoła niej. Wszyscy mieszkańcy pięknego Buenos Aires chowali się przed padającymi z nieba kroplami deszczu. Jednak, Camila nie należała do osób, które uciekają przed nim. Nie tylko deszcz spływał po drobnej twarzyczce rudowłosej dziewczyny. Były tam też łzy. Łzy smutku, goryczy, żalu, bezsilności i bezradności. Czuła się bezradna, bo nie mogła pozbyć się bólu, który trwał w jej duszy od kilku lat. Ból, który zabijał ją od środka. Ból, który powodował, że nie miała siły do życia. Ból, który niszczył jej duszę i serce. 
   - Cami? - uniosła głowę do góry i ujrzała jego. Stał przed nią z parasolką, która chroniła go przed grubym deszczem. Patrzył na nią takim samym wzrokiem jak wczoraj. Znowu poczuł to niesamowite ciepło, które pojawiało się za każdym razem, kiedy na nią patrzył. - Czemu siedzisz tutaj sama w taki deszcz?
   Nie odpowiedziała mu nic. Podniosła się szybko z ławki i uciekła. Znowu sparaliżował ją strach. Pozostaje pytanie, czy Camila uciekła przed nim, czy przed strachem, który paraliżował ją od środka?
  


   Minęło kilka dni od ich ostatniego spotkania, a on nadal o niej myślał.  Nie potrafiła wyjść z jego głowy, a co najważniejsze nie potrafiła wyjść z jego serca. Dlaczego o niej tyle myślał? Odpowiedź była bardzo prosta. Nadal ją kochał. Nadal była dla niego ważna.
   Zapukał do drzwi i cierpliwie czekał, aż jego przyjaciel otworzy mu drzwi. Miał nadzieję, że chociaż od Andresa dowie się dlaczego Camila od niego uciekła. Dlaczego zostawiła go bez słowa. Brązowe drzwi się otworzyły, a oczom Sebastiana ukazał się uśmiechnięty Andres. Andy ruchem ręki pokazał Sebastianowi, aby wszedł do środka. Seba usiadł na czerwonej kanapie, a jego wzrok zatrzymał się na fotografii, która stała na szafce. Zdjęcie przedstawiało Camilę, Nico i Andresa - uśmiechniętych i szczęśliwych. I w tym momencie w głowie Sebastiana pojawiły się nowe pytania. Kim był chłopiec na zdjęciu? Czy Andres i Camila mają razem syna?
   - Na co się tak patrzysz? - spytał się Andres i z założonymi rękami na klatce piersiowej spojrzał na swojego przyjaciela, który w tym momencie, nie kontaktował z rzeczywistością.
   - Kim jest ten chłopiec na zdjęciu?
  - Na tym? - brunet wziął do ręki zdjęcie i usiadł koło Sebastiana, który nadal wpatrywał się w fotografię, którą Sebastian trzymał w ręku. - To wasz syn? Ty i Camila jesteście razem?
   - Nie, nie jesteśmy razem. To nie jest nasz syn.
  - Skoro, to nie jest wasz syn, a wy nie nie jesteście razem, to czemu, gdy podczas spotkania dotknąłem Cami, to ona uciekła, co?
   - Dotknąłeś ją?! Czy ty zwariowałeś?!
   Andres poderwał się z sofy, i pewnie, gdyby nie jego telefon, który zaczął dzwonić, pewnie doszłoby do rękoczynów.
    - Chodź, idziemy na miejscu wszystkiego się dowiesz - zakomunikował Andres, kiedy skończył rozmawiać przez telefon - Masz szczęście, że Cami zadzwoniła, gdyby nie ona, to gwarantuje ci, że dostałbyś ode mnie w twarz, za to, co zrobiłeś.

   Od zawsze mogła liczyć praktycznie tylko na siebie. Sama zarabiała na swoje utrzymanie i próbowała wychować Nico. Jednak to nie było takie proste. Przychodziły takie momenty, kiedy nie dawała sobie rady i musiała poprosić o pomoc. Tak było właśnie teraz. Nico był chory, a ona musiała iść do pracy. Nie mogła wziąć sobie wolnego. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że kolejny urlop spowoduje, że szef ją zwolni. Na to nie mogła sobie pozwolić. Rano, kiedy Nico był w przedszkolu pracowała w księgarni, a wieczorami wychodziła do klubu i tam pracowała jako kelnerka. Dlaczego tyle na siebie brała? Bo była uparta i chciała wszystkim udowodnić, że sobie poradzi. Robiła wszystko, aby zapewnić swojemu synkowi jak najlepszy byt. Nie obchodziło ją, że jest zmęczona, że coraz częściej mdleje z wycieńczenia, dla niej liczył się tylko on - Nico. Dla swojego synka była w stanie zrobić wszystko. Poświęciłaby nawet swoje zdrowie, aby jemu żyło się jak najlepiej i miał to o czym marzy. Największym prezentem, po ciężkim dniu, był dla niej uśmiech jej synka. Szczęście dziecka było dla niej najważniejsze - to radość Nico dodawała jej siły.
   - Mamooo! - krzyknął Nico, który pojawił się teraz koło rudowłosej i usiadł jej na kolanach! - Mówiłem ci, że nie będę leżeć w łóżku.
   - Jak nie wrócisz do łóżka to zero słodyczy przez miesiąc - Camila się uśmiechnęła i zmierzwiła bujnął czuprynę swojego synka.
   - Ty mnie, noo jak to się mówi, trujesz mnie.
   - Jakby co, to szantażuję - wzięła Nico na ręce i już chciała zanieść go do jego pokoju, aby położyć, go z powrotem do łóżka, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
   Kiedy otworzyła drzwi ujrzała jego w towarzystwie przyjaciela. Stali tak teraz na przeciwko siebie i obdarowywali się spojrzeniami. Stali by tak pewnie jeszcze bardzo długo, gdyby nie Nico, który przerwała niezręczną ciszę, która panowała między nimi.
   - O, wujek przyszedł z typem mamy - powiedział uradowany Nico, zeskoczył na ziemię, chwycił chłopaków za ręce i pociągnął w głąb salonu. - Ja przepraszam za mamę, ale ona nie kontakci czasami - Nico stanął naprzeciwko Sebastiana i zaczął mu się uważnie przyglądać. Kilka sekund później chłopiec uśmiechnął się szeroko i wyciągnął swoją malutką rączkę w kierunku bruneta - Cześć, Nico jestem, najładniejszy chłopak w Argentynie.
   - Cześć, Seba jestem.
  - Wiesz, moja mama by powiedziała,  że ciacho jesteś - wypalił chłopiec. Camila spiorunowała swojego synka wzrokiem, a na jej twarzy zaczęły pojawiać się rumieńce. Tak, Nico miał rację. Uwielbiała brunetów, którzy mieli ciemne, brązowe oczy i szeroki uśmiech. A Sebastian? Dokładnie taki był.
   Brunet na słowa chłopca szeroko się uśmiechnął i ukradkiem spojrzał na Camilę, która coraz bardziej się rumieniła i ze wstydu miała ochotę zapaść się pod ziemię. Jej synek miał jedną wadę - powtarzał praktycznie wszystko, co mówiła Camila. Jak na swój wiek był bardzo bezpośrednim chłopcem i mówił wszystko, co krążyło po jego główce.
   - A ty lubisz Rude? - wypalił po raz kolejny Nico. Po słowach czterolatka Andres zaczął krztusić  się ciastkiem, które właśnie wziął do buzi, a Camila obróciła się tyłem  do Sebastiana, aby ten nie widział jak jej twarz robi się purpurowa.
   - Kochanie, koniec tego dobrego, do łóżka.
   - Teraz wujka będę słuchał, bo ty idziesz do pracy, więc mną się nie zajmujesz. Papa - czterolatek podał mamie kurtkę, zaprowadził ją do drzwi, wrócił do Andresa i Sebastiana, i pomachał mamie na pożegnanie.- To, pa. Udanego dnia w pracy. - Camila nie miała innego wyjścia jak, wyjść z mieszkania i udać się do pracy. Wiedziała jedno, kiedy spotka się z Andresem, będzie musiała dowiedzieć się dlaczego przyprowadził Sebastiana do jej mieszkania, bez jej zgody.
  
   Od kilku godzin czterolatek był w swoim żywiole. Bawił się z chłopakami swoimi ulubionymi zabawkami, oglądał bajki i ... piekł pizzę z nuttelą, którą wraz z Andresem uwielbiali. Mieszkanie Camili przypominało pobojowisko - wszędzie znajdowała się mąka, a blat kuchenny wysmarowany był czekoladą. Takie były efekty pieczenia pizzy przez Sebastiana i Nico. Została tylko ich dwójka, bo Andres dostał wiadomość od swojej dziewczyny i w trybie natychmiastowym musiał wracać do domu. Nico jednak nie przeszkadzało, że został sam Sebastianem. Chłopiec od razu polubił dawnego chłopaka swojej mamy i bardzo szybko złapał z nim wspólny język. Tak samo było w przypadku Sebastiana. Wystarczyło, że raz spojrzał na Nico i od razu zakochał się w chłopcu. Nico był podobny do swojej mamy, wiele odziedziczył po niej : takie same brązowe oczy i szeroki, szczery uśmiech. Wciąż jednak Sebastianowi jedna rzecz nie dawała spokoju. Kto jest ojcem chłopca? Skoro nie jest nim Andres to kto? Z minuty na minutę w jego głowie pojawiało się więcej pytań. Chciał wiedzieć wszystko. Czy Camila jest z ojcem chłopca? Czy jest szczęśliwa? A może potrzebuje kogoś kto sprawi, że poczuje się szczęśliwa?
   Jednego był pewien. Camila była dla niego zagadką, którą chciał odkryć.
   - Chyba pora spać, co? - spytał się Sebastian, kiedy Nico wyszedł już z łazienki. Chłopiec pociągnął go za rękę i zaprowadził do swojego pokoju.
   Czterolatek usiadł na łóżku i poklepał miejsce koło siebie, dając Sebastianowi do rozumienia, aby usiadł koło niego.
  W pewnym momencie cała radość  z twarzy  Nico znikła, a po policzkach zaczęły spływać pojedyncze krople łez.
   - Nico, co się stało?
   - Bo ja, tak bardzo chciałbym mieć tatę. Wszyscy moim koledzy go mają, a ja nie mam. Wszyscy mają z kim chodzić na mecze, a ja nie. Mój tata mnie nie kochał i zostawił mnie, i mamusię. Nie wysyła mi nawet kartki na urodziny. Zapomniał o mnie całkowicie. Jestem, aż taki zły?
   Sebastian wziął Nico na kolana i zaczął go delikatnie kołysać. Miał cichą nadzieję, że chłopiec chociaż przez chwilę w jego ramionach poczuje się bezpiecznie. Słowa Nico sprawiły, że poczuł lekkie ukłucie w sercu. Teraz już wiedział, że w życiu Cami nie ma żadnego mężczyzny. Jednak, to nie sprawiło, że poczuł się szczęśliwy. Ba, po słowach chłopca było mu jeszcze gorzej. Dlaczego? Osoba, która było dla niego ważna cierpiała, a on nie mógł nic z tym zrobić. Kiedy przytulał do swojej klatki piersiowej Nico, czuł się tak jakby tulił własnego synka. Zawsze marzył o byciu tatą. Synek Camili sprawił, że jego marzenie spełniło się na kilka chwil. Lekko odchylił głowę i spojrzał na Nico, któremu oczka się już powoli zamykały, a oddech stawał się coraz spokojniejszy. Sebastian, wstał delikatnie z łóżka i już chciał położyć Nico na jego łóżku, kiedy chłopczyk chwycił go za szyję i swoim cichutkim głosem wyszeptał:
   - Nie zostawiaj mnie, proszę. Zaopiekuj się mną i moją mamusią.
   Usiadł z Nico z powrotem z łóżku i powrócił do poprzedniej czynności. Po raz kolejny poczuł przyjemne ciepło, które przeszło jego ciało. Chłopiec, który praktycznie go nie znał, poprosił go o to, aby go nie zostawiał i zaopiekował się jego mamą. Tylko, co mógł tak naprawdę zrobić? Nic. Camila go unikała, trzymała na dystans i nie pozwoliła się do siebie zbliżyć. Chciał im jakoś pomóc, ale nie wiedział jak. Zadawał sobie sprawę z tego, że jeśli postanowi zaopiekować się Camilą i Nico, to weźmie na siebie wielką odpowiedzialność. Czy chciał na siebie brać taką odpowiedzialność? Czy chciał zaopiekować się chłopcem, który tak naprawdę ma ojca? Czy chciał podjąć ryzyko? Czy chciał zmienić swoje dotychczasowe życie i podporządkować im? Odpowiedź na te wszystkie pytania była jedna: Tak, chciał.
    Nico już spał, a on nadal trzymał go na swoich kolanach i delikatnie kołysał. Nie przeszkadzał mu to. Powoli zaczął marzyć o tym, aby codziennie, każdego wieczoru tulić Nico do snu. Mogłoby się wydawać, że to jest śmieszne. Nie zna chłopca, nie wie jaki jest, a chciałby zostać jego ojcem. Dlaczego tak było? Nadal kochał jego mamę. A jeśli kocha Cami, to pokocha kogoś, kto jest jej częścią.
   W pewnym momencie poczuł jak ktoś dotyka jego ramienia. Uniósł głowę do góry i ujrzał zmęczoną twarz Cami.
   - Połóż Nico i przyjdź do mnie, zrobię nam herbaty. - rudowłosa kucnęła na chwilę przy Sebastianie, który nadal trzymał na kolanach Nico, pocałowała chłopca w policzek i wyszła z pokoju synka i udała się do kuchni, aby przygotować herbatę dla niej i Sebastiana.

MUZYKA

'' Jak długo będę Cię kochać?
Tak długo jak nad Tobą będą gwiazdy.
I dłużej jeśli mogę ''


   W niewielkim salonie, który rozświetlała mała lampka, od piętnastu minut panowała niezręczna cisza. Camila siedziała ze spuszczoną głową, unikając cały czas spojrzenia Sebastiana, a brunet próbował wydobyć z siebie jakiś dźwięk, jednak na nic zdały się jego starania. Camilę paraliżował strach przed jakimkolwiek zbliżeniem ze swoim byłym chłopakiem, a brunet bał się, że po raz kolejny wykona ruch, który skrzywdzi dziewczynę, na której tak bardzo mu zależało. W ciemnym pomieszczeniu udało mu się dostrzec ból, który panował w sercu dziewczyny. Wszystko wyczytał z jej oczu, z których biło wielki cierpienie. Znał Camilę i widział, kiedy cierpi, a kiedy jest szczęśliwa. Od chwili ich ostatniego spotkania, nie potrafił o niej zapomnieć. Wciąż miał przed oczami jak ze łzami w oczach ucieka od niego. Znowu przez niego płakała, a on nie potrafił wybaczyć sobie, że po raz kolejny ją zranił. Jednak on cierpiał wraz z nią, bo nie potrafił znieść myśli, że się go boi i czuje przed nim strach.
   - Dziękuje, że zająłeś się Nico - niezręczną ciszę przerwała Cami, która nadal siedziała ze spuszczoną głową i unikała wzroku bruneta. Bała się mu spojrzeć w oczu. Paraliżował ją strach przed powrotem uczuć, którymi kiedyś darzyła bruneta. Gdzieś w głębi serca, czuła, że jeśli spojrzy mu w oczy, to pokocha go na nowo. Nie chciała  znowu się zakochać, nie chciała  poczuć, czym jest miłość do mężczyzny. Kochała tylko swojego synka, Andresa i rodziców. Bała się miłości. Bała się wszystkiego, co jest związane z uczuciem do mężczyzny. Jednak, tak naprawdę wszystko było jednym wielkim paradoksem. Obawiała się uczucia, jakim mogłabym obdarzyć Sebastiana, a z drugiej strony, gdzieś głęboko w sercu, marzyła o takiej samej miłości, jaką przeżyła siedem lat temu. Marzyła o tym, aby ktoś ją pokochał ze wszystkim jej wadami, łącznie z tą, że jest pokryta skazą, której już nigdy się nie pozbędzie. Camila chciała znowu poczuć się bezpiecznie. Pragnęła być w ramionach mężczyzny, który zapewni jej i Nico bezpieczeństwo, i nie pozwoli ich skrzywdzić. Miała przy sobie Andresa, który jej to wszystko zapewniał. Jednak to nie było do końca to, o czym marzyła. Wszystko, uniemożliwiał jej strach i bolesne wspomnienia, które nie pozwoliły o sobie zapomnieć.
   - Cami, to była dla mnie czysta przyjemność - Sebastian chciał chwycić dłoń Camili, która leżała na stole, jednak szybko oprzytomniał i z powrotem położył ją na swoich kolanach.
    Nie ma nic gorszego od uczucia, kiedy się czegoś bardzo pragnie, a nie można tego zrobić. Sebastian, od kiedy Camila wróciła do domu, marzył o tym, aby przytulić dziewczynę i powiedzieć jej jak bardzo za nią tęsknił. Chciał, ale nie mógł tego zrobić. Wiedział, że jeśli to zrobi, Camila znowu może się wystraszyć. Jego rozum prowadził walkę z sercem. Rozum podpowiadał mu, aby nie zbliżał się do dziewczyny, a serce mówiło mu, aby zrobił to, czego tak bardzo pragnie.
   Co zrobić, kiedy musisz wybrać między sercem, a rozumem?  Co zrobić, kiedy czegoś bardzo pragniesz, a wiesz, że jeden nieodpowiedni ruch, może skrzywdzić osobę, na której tak bardzo ci zależy? Walka między sercem, a rozumem, jest jak walka z wiatrakami,  przypomina Syzyfową Pracę.
   Kiedy Sebastian myślał, że już podjął decyzję, nagle w jego głowie pojawiał się głos, który sprawiał, że zaczynał wszystko od nowa. Wewnętrzna walka, którą prowadził tylko pogarszała sprawę. Camila widząc zdenerwowanie bruneta, denerwowała się jeszcze bardziej.
   Walka między sercem, a rozumem trwała nadal i nie było widać końca. Na ringu pojawiły się dwie myśli, który toczyły ze sobą zaciętą bitwę. Sędzią na ringu był Sebastian i nie potrafił rozstrzygnąć, kto jest zwycięzcą walki, bo kiedy wydawało się, że serce wykonało ostateczny cios, rozum powstawał i uderzał serce ze zdwojoną siłą. Pojedynek nie można było nawet zakończyć remisem. Bo jak można nazwać sytuację, kiedy czegoś chcesz, a doskonale zdajesz sobie sprawę, że jeśli to zrobisz, możesz być później na straconej pozycji. Czy nie lepiej uznać, że rozum i serce przegrały, bo żadne z nich nie potrafiło wykonać ostatecznego ciosu? Prawda jest taka, że największym przegranym był Sebastian, bo nie podjął żadnej decyzji.
   - Martwię się o ciebie. Za dużo pracujesz - Sebastian skierował swoje oczy na Camilę, ta jednak nadal miała wzrok wlepiony w stół i z nerwów zaczęła wyginać palce u ręki.
   - Jest mi tak dobrze. Jestem dorosła i odpowiadam sama za siebie. Ma synka, którego muszę jakoś utrzymać, aby mieć pieniądze na utrzymanie muszę pracować.
   - Wiesz, że nie jesteś sama?
   Znowu. Po raz kolejny Sebastian walczył sam ze sobą. Robił wszystko, aby nie wstać z krzesła, nie podejść do dziewczyny, nie kucnąć przy niej i nie chwycić ją za jej kruche dłonie. Obawiał się, że długo nie wytrzyma walki, która rozsadzała jego serce od środka. Widział, że jego obecność peszy Camilę, że nie czuje się spowodowanie w jego towarzystwie, a kiedyś tak nie było. Kiedyś - to wspaniała przeszłość, która już nigdy nie powróci.
   - Masz Andresa, rodziców i od teraz masz mnie.
   Zaryzykował. Chciał chociaż dać dziewczynie do zrozumienia, że od teraz może na niego liczyć, że będzie dla niej wsparciem. Skoro nie mógł dodać jej otuchy swoim dotykiem, bliskością, to chciał, to zrobić przez proste słowa, które mogą sprawić, że Camila mu zaufa i pozwoli zbliżyć się do siebie.
   Camila uniosła głowę do góry, spojrzała na Sebastiana i lekko się do niego uśmiechnęła. Kiedy powiedział jej, że od teraz może na niego liczyć, poczuła przyjemne ciepło, którego nie czuła od bardzo dawna. Znowu czuła się jak osiemnastoletnia dziewczyna, która jest adorowana przez swojego chłopaka.
   Stało się. Rudowłosa spojrzała w oczy bruneta i wszystko powróciło. Przypomniały jej się wszystkie piękne chwile, które spędziła z chłopakiem. Pierwsze spotkanie, pierwsza randka, to jak o nią walczył i wytrwale dążył do tego, aby zdobyć jej serce. Sebastian od zawsze imponował jej wytrwałością i tym, że nigdy się nie poddawał. Walczył o jej serce i mu się udało. Pokochała go, całym swoim sercem.
     Patrzyli na siebie przez cały czas. Żadne z nich nie spuściło głowy na dół.
   Camila kochała Jego oczy. Miały jej ulubiony odcień - brązowe, ciemne, które kolorem były podobne do tabliczki czekolady. Wystarczyło jedno spojrzenie Sebastiana, a Camila zatracała się w jego spojrzeniu. Oczy - to je Camila zapamiętała najbardziej. Dlaczego? Bo z oczu Sebastiana biła niesamowita prawda. Prawda, która sprawiła, że Camila uwierzyła w miłość i w siebie.
   - Chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie na spotkaniu. Przepraszam, że cię dotknąłem, że cię wystraszyłem. Przepraszam.  Ja nie wiedziałem, że Andres i ty, coś do siebie czujecie. Przepraszam, to już się nigdy nie powtórzy. Obiecuje.
   - Seba... - Camila westchnęła ciężko i spuściła głowę na dół. Powoli zbliżali się do rozmowy, której ona chciała uniknąć. Wiedziała, że może mu zaufać, ale bała się przed nim otworzyć. Kolejny paradoks.  - Ja nic nie czuję no Andresa, ani on do mnie. Fakt. Kochamy się, ale jak brat ze siostrą. Nic więcej. Andy jest moim najlepszym przyjacielem i ojcem chrzestnym Nico.
    - To dlaczego uciekłaś, kiedy chciałem z tobą zatańczyć? - spytał się zdezorientowany Sebastian. Nie wiedział już nic. Skoro Camila nic nie czuła do swojego przyjaciela, a on do niej, to czemu przed im uciekła? Czemu się go wystraszyła? Czemu przed nim uciekła?
    Kochał ją. Cholernie ją kochał i nie potrafił znieść myśli, że się go boi.
   Camila wstała z krzesła, podeszła do szafek i obróciła się tyłem do Sebastiana, aby nie widział jak po jej policzkach zaczynają spływać łzy. Położyła drżące dłonie na blacie i próbowała opanować swoje ciało, które trzęsło się jak galareta. Wszystko zauważył Sebastian. Podniósł się z krzesła i podszedł cicho do dziewczyny. Postanowił zaryzykować. Tylko czy ryzyko w tym momencie było odpowiednie? Podobno, kto nie ryzykuje ten traci. Właśnie, podobno. Sebastian już chciał położyć swoją dłoń na ramieniu dziewczyny, jednak w ostatniej chwili zmienił decyzję. Dlaczego? Wystraszył się. Wystraszył się, że ją skrzywdzi.
   Poddał się. Waleczny Sebastian poddał się. Rzucił rękawice. Zrezygnowany ubrał kurtkę i już miał wychodzić z mieszkania Camili, kiedy dziewczyna podbiegła do niego i chwyciła go za rękę.
   - Nie zostawiaj mnie, proszę. Nie zostawiaj mnie w momencie, kiedy tak bardzo kogoś potrzebuję i tak bardzo się boję.
   Przybliżył się do niej i wziął ją w swoje ramiona. Nie protestowała. Potrzebowała tego. Tak bardzo tęskniła za Sebastianem, przy którym czuła się bezpieczna. Dlaczego za nim tęskniła? Bo tak naprawdę, w głębi duszy, nigdy nie przestała go kochać. Ufała mu i czuła, że on jej nie skrzywdzi. Dlatego, będąc otoczona jego silnymi ramionami, postanowiła, że mu wszystko opowie.
   Oderwała się od Sebastiana, chwyciła go z powrotem za rękę i usiadła z nim na kanapie. W głowie układała sobie wszystko, co mu powie. Bała się kolejnego powrotu do przeszłości. Bała się wspomnień, ale chciała z nimi wygrać. Chciała się uwolnić od bólu, który towarzyszy jej od pięciu lat.
   - Zapewne nie raz zastanawiałeś się kto jest ojcem Nico. Dla mnie mój synek nie ma ojca, bo ktoś taki jak on nie zasługuje na bycie tatą. Mój syn nie zasługuje by mieć takiego ojca. Było już ciemno, wracałam wtedy od koleżanki z roku... - głos Camili powoli się załamywał, a po policzkach zaczęły na nowo spływać krople łez. Sebastian, aby dodać dziewczynie otuchy mocniej ścisnął jej dłoń. Kiedyś, gdy jeszcze byli razem powiedziała mu, że gdy ją trzyma za rękę jest spokojniejsza i czuje się bezpiecznie. - Nagle, ktoś chwycił mnie od tyłu, zatkał mi usta i ... - nie potrafiła dalej mówić, nie umiała wrócić do przeszłości i opowiedzieć wszystko. Było to dla niej za trudne. Dziewczyna wtuliła się w Sebastiana, a on mocniej przycisnął ją do siebie.
   Nie musiała mu dalej opowiadać. Domyślił się wszystkiego. Dziewczyna, którą kochał, która była dla niego najważniejsza, została zgwałcona, a to tylko dlatego, że jego nie było przy niej. W momencie, kiedy  najbardziej go potrzebowała, nie było go przy niej, bo był zajęty swoją karierą. Czuł jak jego serce pęka na tysiące malutkich kawałeczków. Cierpiał razem z nią. A dlaczego? Bo jeśli osoba, którą kochasz cierpi, to ty cierpisz razem z nią. Obwiniał się za to, co się stało Camili. Gdyby jej nie zostawił, nie doszłoby do tragedii.
   - Przepraszam - wyszeptał.
   - Za co? - Camila uniosła lekko głowę do góry i spojrzała w jego oczy. Były teraz puste. Zupełnie puste. Nie wyrażały nic. Jeszcze godzinę temu biła od nich nadzieja. Teraz nie było w jego oczach nic.
   - Przepraszam, że wyjechałem, że pozwoliłem ci odejść, przepraszam, że nie było mnie przy tobie. Przepraszam, że tak łatwo się poddałem.
   - To nie twoja wina.
   - Moja! - krzyknął wściekły i walnął pięścią w stół. - Gdybym nie okazał się takim kretynem, idiotą i nie zgodził się na nasze rozstanie, to nikt by cię nie skrzywdził, bo bym na to nie pozwolił! Zachowałem się jak szczeniak. Ale co można wymagać od szczeniaka?! Boże, gdybym spotkał tego gościa, to obił bym mu twarz, za to, co ci zrobił. Nie, ja bym mu nie obił twarzy. Ja bym go zabił!
   - Sebastian, spokojnie. - teraz role się odwróciły. Camila próbowała uspokoić Sebastiana, który był wściekły.
  - Nie potrafię bym spokojny. Czemu, ja się okazałem takim kretynem?! Czemu?!
  - Nie jesteś kretynem.
  - Jestem! Bo cię kochałem jak wariat, a mimo to pozwoliłem ci odejść. Przez siedem lat plułem sobie w twarz, że tak łatwo się poddałem. Chciałem do ciebie zadzwonić, ale za każdym razem, kiedy słyszałem sygnał w telefonie, naciskałem czerwoną słuchawkę. Nie chciałem niszczyć ci życia. Myślałem, że jesteś szczęśliwa z nim, że ułożyłaś sobie życie, a ja nie chciałem ci go niszczyć. Zawsze twoje szczęście było dla mnie najważniejsze.
   - Nie ułożyłam sobie życia. Broadway mnie zostawił, bo myślał, że go zdradziłam z Andresem...
   - Jemu też bym obił twarz. Jesteś tak wspaniała, tak piękna, a tyle przeszłaś. Ty i Nico zasługujecie na wszystko, co najlepsze. Chcę wam to dać. Chcę się wami zaopiekować. Chcę dać Nico namiastkę taty. Pozwól mi się wami zaopiekować.
    Chciał być przy niej. Od tej chwili marzył o tym, aby być z nią już na zawsze. Kochał ją i nie wyobrażał sobie życia bez niej. Była jego Słoneczkiem. Zawsze była jego Słoneczkiem. Kiedy tylko o niej myślał na jego twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Mimo upływu siedmiu lat, nie zapomniał o niej. Nie potrafiłby zapomnieć o takiej dziewczynie jak Camila.
    A Nico? Był nim zachwycony. Jeden wieczór sprawił, że zakochał się w tym chłopcu. Był małą kopią jego ukochanej. Te same duże brązowe oczy, szeroki uśmiech i uroczy śmiech. Czterolatek tak samo zasługiwał na szczęście jak Camila. Oboje zasługiwali na prawdziwą miłość i bezpieczeństwo. Sebastian chciał im to wszystko zapewnić. On nie pozwoliłby nikomu ich skrzywdzić. Miał od teraz cel. Jaki cel? Chciał sprawić, aby Camila i jej synek poczuli się szczęśliwi.
   Zrobi wszystko, aby zagościli w jego życiu na zawsze. Będzie walczył. A dlaczego? Bo jeśli kogoś się kocha, trzeba o niego walczyć.



___________________________

Przepraszam, przepraszam. Zawiodła na całego. Naprawdę. To nie miało tak wyglądać. Jestem na siebie wściekła i wściekła będę. Myślałam, że bardziej zepsuć nie mogę. A jednak się pomyliłam.  
Przepraszam.

To nie koniec historii. Będzie jeszcze 3 część - już ostatnia, która pojawi się kiedyś tam. Ale 3 to już będzie katastrofa w moim wykonaniu. Czasami się zastanawiam, czy jest sens, abym dalej pisała i oszukiwała się, że to potrafię...

Przepraszam także za nierówne akapity, ale z blogspotem nie wygram :)

Aha, i jeszcze jedno. Tutaj mamy Cares - jako przyjaciół. Jest Semi (Sebastian+Cami) Dlaczego? W 53 (chyba odcinku) Cami wpadła na pewnego uroczego bruneta i chciała zabić go wzrokiem, a on mimo wszystko nie poddawał się i walczył o jej względy. Dlatego mamy tutaj Sebastiana z V2 z 2 części. Jak potoczą się ich losy? Tego Wam nie zdradzę :)

Dziękuje Wam, że jesteście :*