Everybody hurts somedays
Słońce świeciło mocno, przypominając wszystkim, że czas na zabawę i beztroskę się jeszcze nie skończył. Dzieci bawiły się wesoło na placu zabaw, co chwilę wybuchając śmiechem. Jakiś chłopiec jechał na rowerze, nawołując coś do biegnącej za nim dziewczynki, dwójka nastolatków spacerowała trzymając się za ręce, młode małżeństwo nachylało się nad wózkiem, w którym leżało gaworzące słodko niemowlę. Świat aż mienił się od kolorów dodających otuchy tym, którzy stracili na chwilę nadzieję. Wszystko było w porządku.
Leon Verdas siedział na jednej z ławek w parku. Przyglądał się z zaciekawieniem dziewczynce, która zbierała kwiatki i układała je w barwny bukiecik. Miała włoski związane w kitkę na samym czubku głowy. Leon uśmiechał się za każdym razem, gdy mała się schylała i z roztargnieniem odgarniała wpadające jej do oczu kosmyki. Przy tym tak śmiesznie marszczyła nosek, że trzeba byłoby chyba nie mieć serca, by się nie rozpłynąć.
Nagle błogi spokój przerwał dźwięk karetki pędzącej po ulicy. Pojazd przemknął obok alejek parku, zwracając uwagę wszystkich zebranych. Karetka zatrzymała się przy pobliskim domu z piskiem opon i wysiedli z niej w pośpiechu jacyś ludzie. Leon wstał i ruszył przed siebie, chcąc zobaczyć, co się stało. Z natury był bardzo ciekawski. Gdy dotarł na miejsce, z domu wyniesiono kobietę na noszach. Za nią podążała zapłakana dziewczyna o brązowych oczach. Błyszczały od łez, ale i tak wydawały się piękniejsze od wszystkich, jakie Leon do tej pory miał okazję oglądać.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko, karetka odjechała, a dziewczyna została na podjeździe sama, przyciskając dłoń do ust i zanosząc się płaczem. Nikt nie zwrócił na nią szczególnej uwagi, gapie się rozeszli, tylko jakiś staruszek zapytał ją cicho, czy wszystko w porządku. Ona pokiwała głową, starając się opanować łkanie. Leon nie mógł przejść obojętnie obok płaczącej dziewczyny.
- Jeśli chcesz, to cię przytulę. - podszedł do niej.
Uniosła głowę, ukazując zaczerwienioną od płaczu twarz. Patrzyła załzawionymi oczami na Leona, zastanawiając się, skąd ten chłopak wiedział, czego ona aktualnie potrzebuje. Nie chciała, by ktoś głupio pytał, czy wszystko jest w porządku. Przecież, do licha ciężkiego, widać było, że wcale nie jest.
- Nie znam cię. - odparła, wzdychając głęboko, by znowu nie zanieść się płaczem.
Leon przełknął ciężko ślinę. Może za bardzo się pospieszył? Może nie powinien do niej podchodzić? Może potrzebowała samotności...? Jego rozmyślania polegające na zadawaniu sobie w nieskończoność tych samych pytań przerwała ona. Nie myśląc nad konsekwencjami, rzuciła mu się w ramiona. A on ją objął i przytulił do siebie, bo poczuł, że ten dzień mimo zwyczajnego początku, skończy się już nie całkiem tak, jak się tego spodziewał.
Violetta Saramego od dziecka uważała swoją matkę za jedyną osobę, której na niej zależy. Ojca nigdy nie poznała, dziadków ani żadnych kuzynów czy innych dalekich krewnych także. Były same - ona i Maria, jej matka. Violetta codziennie patrzyła na Marię i wyobrażała sobie, że kiedyś będzie taka jak ona, silna i niezależna. Brała przykład ze swojej rodzicielki, w każdej sytuacji zastanawiała się, co by zrobiła mama na jej miejscu. Może i to trochę dziwne, ale tak właśnie było.
- Zostałam sama. - wyszeptała, chociaż wiedziała, że nikt jej nie usłyszy.
W domu było przeraźliwie cicho. Dla Violetty było to strasznie dziwne, bo wnętrze mieszkania zazwyczaj wypełniał śpiew jej matki. Maria od zawsze uwielbiała śpiewać i zaraziła miłością do muzyki swoją córkę. Często siadały razem przy fortepianie i tak spędzały deszczowe wieczory. Teraz już tak nie będzie. Odezwało się coś w jej głowie, ale szybko odpędziła od siebie te myśli. Zdawała sobie sprawę z tego, że pewien etap w jej życiu właśnie dobiegł końca. Ani trochę jej się to nie podobało.
Lekarze od miesięcy powtarzali, że to tylko kwestia czasu. Maria chorowała dosyć długo, ale tylko sporadycznie pojawiały się objawy, więc traktowała chorobę lekceważąco. Nigdy nie stawiała siebie na pierwszym miejscu, najpierw myślała o Violetcie, a dopiero później o swojej chorobie. Violetta starała się dbać o mamę, ale to najwyraźniej na nic się zdało. Nikt nie musiał jej informować o tym, że Maria Saramego odeszła. Ona to czuła. Czuła w sercu straszną pustkę.
Ukryła twarz w dłoniach i westchnęła głęboko. Miała zbyt mało sił, by płakać. Podejrzewała, że skończyły jej się łzy po dwóch nieprzespanych nocach. Ciszę, która tak irytowała Violettę, rozdarł dzwonek do drzwi. Dziewczyna poczuła łupanie w skroniach, co świadczyło o zbliżającej się migrenie. Mimo bólu podniosła się i chwiejnym krokiem podeszła do drzwi.Gdy je otworzyła, pierwszym, co przyciągnęło jej uwagę, było to, jak słonecznie zrobiło się na zewnątrz przez te kilka dni. Tak jakby matka natura sobie z niej drwiła i specjalnie sprawiła, że cały świat zaczął świecić, gdy Violetta straciła blask.
Dopiero po chwili dostrzegła chłopaka, który przed nią stał. Miał na sobie ciemne spodnie i szarą koszulkę. Wydawało jej się, że już kiedyś go widziała.
- Cześć. - przywitał się. - Jestem Leon. Nie wiem, czy mnie pamiętasz...
Rozpoznała jego głos, tak delikatne, ale jednocześnie silny, aksamitny i niepewny.
- Pamiętam cię. - przerwała mu zachrypniętym głosem. - Nie miałam okazji ci podziękować, no wiesz, za...
Leon uśmiechnął się delikatnie i przeciągnął dłonią po brązowych włosach.
- Przyszedłem zobaczyć, czy wszystko u ciebie w porządku. - powiódł wzrokiem po przygarbionej sylwetce Violetty.
Jej rozczochrane włosy, pomięta sukienka, podkrążone oczy i spierzchnięte wargi nie umknęły jego uwadze. Prawie nie znał tej dziewczyny, ale się o nią cholernie martwił. Mimo, że nawet sam nie wiedział dlaczego.
- Wszystko w jak najlepszym porządku. - odparła Violetta, chociaż każdy jej gest przeczył słowom.
Leon przyjrzał się jej jeszcze raz. Jego wzrok ciągle przyciągały jej duże oczy, błyszczące i brązowe, jak fabryka czekolady. Widział zbierające się w nich raz po raz łzy. Nie chciał, by płakała.
- Na pewno?
Violetta potrząsnęła gwałtownie głową, aż jej włosy zatańczyły wokół twarzy.
- Nawet mnie nie znasz. Dlaczego w ogóle się mną przejmujesz? - zapytała, mrużąc oczy.
Ktoś mógłby uznać, że jest to oznaka podejrzliwości, ale ona tylko próbowała jakoś powstrzymać łzy.
- A więc zdradź mi swoje imię. - poprosił Leon, podchodząc do niej bliżej.
- Violetta.
Uśmiechnął się delikatnie, bo dziewczyna, która tak go zafascynowała, zdradziła mu przynajmniej swoje imię. A to już znaczyło, że przynajmniej w jakimś małym stopniu mu ufa.
- Teraz już cię znam. Pozwolisz sobie pomóc? - uniósł brwi.
Violetta otworzyła szerzej drzwi, by wpuścić Leona do środka. Perspektywa kolejnego samotnego popołudnia niezbyt jej się podobała. Chłopak wszedł do jej ciepłego domu, a ona zamknęła za nimi drzwi na zamek i zaprowadziła go do salonu.
- Chcesz coś do jedzenia albo do picia? - odezwała się słabym głosem, opierając się o framugę drzwi prowadzących do kuchni.
Miała wrażenie, że zaraz ugną się pod nią nogi upadnie na twardą podłogę.
- Wydaje mi się, że to raczej ty powinnaś coś zjeść. Ledwo stoisz na nogach. - zauważył z troską w głosie Leon.
Wtedy Violetta zemdlała. A on złapał ją w ostatniej chwili, zanim uderzyła w podłogę.
I tak zaczęła się historia ich miłości.
And I know, you never meant to make me feel this way
Znacznie później...
Wiedziała, że to, jak się czuje, jest jego winą. Ale zdawała sobie sprawę także z tego, iż on nie chciał, by to przeżywała. Nigdy nie chciał, by zamknęła się w sobie przez niewyobrażalny ból, który rozerwał jej serce na milion kawałków. Odłamki jej cierpiącego serca wbijały się w jej płuca, przez co łkała spazmatycznie. A może to jednak przez jego twarz, którą widziała za każdym razem, gdy zamykała zapłakane oczy?
Mama chciała ją tylko kochać. Leon chciał ją tylko kochać. I wtedy zrozumiała, że każdy rani.
Bywało różnie, ale to już naprawdę mi nie wyszło.
W drugiej części tego parta dowiecie się, co się stało między Leonem i Violettą. Stanie się jasne, o co chodzi w ostatnim akapicie. To będą takie jakby wspomnienia, coś takiego, żeby nie zostawiać was w niepewności. Niektóre sprawy trzeba wyjaśnić.
Mam nadzieję, że to wam nie przeszkadza.
Całą historię dedykuję Dianie za to, że po prostu jest.
Próbowałam zmusić się do napisania jakiegoś wesołego parta, bo ciągle tylko smęcę, ale jakoś nie mogę. Ostatnio jestem smutna i to chyba dlatego. Gdy już zakończę "Każdy rani", obiecuję, że napiszę dla was wesołego parta.
Dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa, komentarze itp... Wszystko wiecie.
Kocham Was mocno <3
Buziaki, M. ;*
Ja sobie wchodzę na bloggera, a tu mi się wyświetla, że Maddy dodała Parta! Jak oszalała włączam i czytam, a nauka na bok :D
OdpowiedzUsuńPo raz tysięczny, milionowy, czy który tam raz powtórzę: Tobie zawsze wszystko wychodzi! Nie ma innej opcji, jesteś skazana na wspaniałą twórczość.
Wszystko rozwija się od dzieciństwa. Przyjaźń, miłość, ból... Violetta bała się o swoją mamę. Straciła ją. Leon, nie znając dziewczyny zaproponował jej pomoc. Swoją bliskość. Jakie to urocze <3
Ale to wszystko zapoczątkuje dopiero wtedy, gdy dziewczyna dorośnie. Problemy i ból nasilą się.
Nie wiem dokładnie, co się wydarzyło między Violettą, a Leonem, ale ty nas w drugiej części wtajemniczysz :D
Ten komentarz nie ma żadnego sensu, ładu, składu, niczego, ale grzechem by było z mojej strony go nie skomentować. Tak ładnie przepraszam...
Z niecierpliwością czekam na kolejną część jakże cudownego Parcika.
Kocham <33
Caro.
Wow. Wow. Wow.
OdpowiedzUsuńMaddy, dziewczyno, to jest piękne!
Miałam wrażenie, że opserwuje to wszystko z boku.
Do tego wymyśliłaś piękną historię. Myślę, że León raczej nie zrani Violi śmiercią jak jej mama. To chyba najgorsze.
"Można odejść, żeby zawsze być blisko" - może ona powinna o tym pamiętać, co ?
Maarta - zapraszam na szósty rozdział : )
Cudownie...
OdpowiedzUsuńWzruszające... Violetta została sama... Jej mama w szpitalu... Dobrze przynajmniej, że Leon jest przy niej. Wiem, będzie ja na pewno wspierał.
Tajemnuczy ten ostatni akapit... Nie zroumiałam go, dlatego czekam niecierpliwie na kolejną część Parta.
Przepraszam za taki krótki i bezsenswony komentarz, ale nie mam po prostu co pisać.
Pozdrawiam <33333
Wspaniałe. Cudowne. Jestem mega szczęsliwa, ze zaczęłam zaglądac na tego oto bloga. Dzięki temu mogę podziwiać tak wspaniałe pisarki jak ty. Osoby, które są samą twórczością literacką. Osoby przez, których umysły przepływają takie twórcze myśli.
OdpowiedzUsuńCzytam przeważnie tylko twoje, bo twoje są po prostu wspaniałę, najlepsze... Jest tam smutek, ale ty w tym smutku pokazujesz radość. Pokazujesz, ze tragedie niosą swoje przeznaczenie, ze nie wszytsko co sie źle konczy ejst złe. Pamietam to zdanie z Twojego poprzedniego parta " Ona myślała, ze jej przeznaczeniem było cierpieć, a tymczesem to przez cierpienie odnalazła drogę do szczescia" - cudowne. Przy tym parcie płakałam... Ale też miałąm uśmeich. Trzeba dostarzegać szczęscie w złych chwilach... <3
Rozumiem Cie. Też tak mam. Gdy ja ejstem smutna moje opowiadania są smutne. Te opowiadania są odzwierciedleniem duszy, każdego człowieka, są nami... To ansze myśli, uczucia przelewamy na słowa, słowa bohaterów opowiadania... Opowiadania to czesć naszego życie, to część nas samych <3
Wiem popisłam takie rzeczy, ze moze ktoś ich nie zrozumie, ale ktos kto jest żywą twórczościa literacką taką jak Ty na pewno zrozumie to co napisałam <3 Czekam ;*
Wow jaka wypowiedź! Wow! Jakie słowa normalnie Mickiewicz :D Ale serio masz racje :)
UsuńDla mnie Twoje wypowiedź z lekka jest bez sensu i obraża inne dziewczyny, które tutaj piszą. Po co piszesz, że czytasz tylko Leonettę? Nie pomyślałaś, że Mai, Xeni, Ag może być przykro?! Nie, nie nie pomyślałaś o tym, gdybyś to zrobiła, to nie napisałabyś takiej głupoty.
UsuńPrzeczytaj Party innych dziewczyn, a później się wypowiadaj. Maddy pisze rewelacyjnie, ale inne dziewczyny też piszą bardzo życiowo.
Zastanów się czasami nad tym, co piszesz.
Bo jeśli dla Ciebie liczy się para, a nie przekaz, to ja gratuluję.
Naprawdę dziękuję za wszystkie miłe słowa i rozumiem, o co ci chodzi... anonimie numer jeden? xd Przepraszam, chyba lepiej żebyście pisali z zalogowanych kont, bo czuję się dziwnie. xd
UsuńAle zgadzam się także z anonimem, którego komentarz widnieje nad moim - nie powinno się oceniać partu przez pryzmat parringu. Liczy się przede wszystkim przekaz. Niestety, wiele z was idzie na łatwiznę i czyta tylko party o swojej ulubionej parze. Przykre.
Wiem, że nic na to nie poradzę. Ale jeśli macie pisać, że jestem najlepsza, to najlepiej w ogóle nic nie piszcie. Każda z nas jest inna, każda pisze inaczej. Uważam, że dziewczyny piszą o niebo lepiej ode mnie, ale jak widzę, wy oceniacie juz nawet nie parta przez pryzmat pary, oceniacie tak już nawet nas. Naprawdę dziękuję za miłe słowa, ale bloga prowadzimy we cztery i nie chcemy tutaj nikogo faworyzować.
A więc, jeśli takiego typu komentarze macie zamiar pisać, to lepiej po prostu wstrzymajcie się od głosu.
Piękny One Part.
OdpowiedzUsuńNie musisz pisać wesołych Partów, twoje są może smutne, ale piękne.♥
Super one part!!
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga violetta-opowiadanie-natalii.blogspot.com
Pozdrawiam
Tyna : **
Kochana Maddy,
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to zaraz Cię chyba walnę w tę Twoją zapewne przeuroczą główeczkę, bo żeby gadać takie głupoty i tak perfidnie nas okłamywać to trzeba być naprawdę okrutnym. Oj nieładnie, nieładnie.
A po drugie to dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję Ci za dedykację. Ja naprawdę nie wiem za co spotkał mnie taki zaszczyt, aczkolwiek wiedz, że kiedy to przeczytałam zrobiło mi się tak przyjemnie ciepło na serduszku ;*
Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z opowiadaniem, w którym przy Violetcie zamiast nadopiekuńczego ojca była jej matka. To niespotykane. Ale może przejdę do konkretów xD Maria to kobieta samotnie wychowująca dorastającą córkę, nie może liczyć na wsparcie ze strony bliskich. Została w tym wszystkim sama, bez jakiejkolwiek pomocy, może liczyć tylko i wyłącznie na siebie. A przewrotny los chciał, że stało się coś tragicznego. Kobieta zachorowała, w dodatku bardzo ciężko. Jednak mimo to, postanowiła być silna, udawać, że wszystko jest w porządku, aby nie martwić córki, bo to jej szczęście jest najważniejsze dla matki. Wiedziała, że musi być silna dla Violetty i to ją zawsze stawiała na pierwszym miejscu. Jednak jej plan nie powiódł się, jej choroba zadecydowała inaczej.
I tu pojawia się Leon. Leon, który według mnie jest chodzącym przykładem rycerza w lśniącej zbroi, będącego zawsze tam gdzie trzeba, w odpowiednim momencie. Dobra, wracam do opowiadania, bo trochę się zagalopowałam ;) A więc jest Leon. Pojawia się wtedy, gdy Violetta cierpi najbardziej, gdy potrzebuje wsparcia, trochę ciepła, bliskości, silnego uścisku. A on, pomimo, że jej nie zna, proponuje jej to wszystko, o nic przy tym nie pytając. I wtedy wszystko się zaczyna, ich miłość zaczyna kiełkować, chociaż sami o tym jeszcze do końca nie wiedzą...
Później spędzają ze sobą więcej czasu, zbliżają się do siebie i w sobie zakochują. On już nie potrafi, nawet na chwilę zapomnieć o jej pięknych, brązowych oczach. a ona natomiast tak bardzo go potrzebuje. Czy to nie piękne, ile może znaczyć dla siebie dwójka ludzi? Jednak okrutne życie pisze różne scenariusze. I tak właśnie było w tym przypadku. Violetta znowu cierpi. Lecz dlaczego? Co takiego stało się z Leonem, ze nie ma go już przy niej? Myślę, że na te pytania, odpowiedzi poznamy w kolejnej części tego wspaniałego parta ;*
Twoja Diana ;***
P.S. Madziu Ty moja kochana, wybacz mi, śe nie skomentowałam Ci jeszcze 52-ego rozdziału, obiecuję, ze nadrobię to w weekend <3
Maddy,kochana,ten rozdział był niesamowity,był piękny,mogłabym tak wymieniać w nieskończoność,wle lepiej przejde do tego co od dawna chciałam ci napisać,więc prosze przeczytaj cały mój komentarz ;3
OdpowiedzUsuńPierwsza sprawa to taka,że twoje one party czytam odkąd ten blog powstał,i nie ukrywam,że według mnie piszesz troche lepiej niż reszta załogi.Nie chce nikogo obrazić,dla mnie wszystkie macie ogromny talent i świetnie piszecie,ale maddy twoje oneshoty najlepiej do mnie przemawiają,nie tylko dlatego,że są o mojej ulubionej parze od której bez wątpienia można sie nauczyć duuużo.Ale gdy piszesz o czymś smutnym,albo nie...ogólnie kiedy piszesz to u ciebie nie jest tak jak n niektórych blogach "leon spotkał violette blablabla i leon odszedł a violetta płakała" NIE.APSOLUTNIE.Piszesz o tym tak pięknie,tak niewyobrażalnie wzruszajaco,że to umiesz opisać tylko,i wyłącznie ty w swoich onepartach.
Podziwiam cie za to,jakie to dla nas historie wymyślasz i piszesz,tutaj trzeba miec talent,a ty go masz i nie mam nic więcej do dodania .Chciałam cie przeprosić że nie komentuje wszystkich oneshotów,ale wiesz...leniuch ze mnie :D ale obiecuje sie poprawić ^^
I mam do ciebie prośbę,z góry mówie że jeśli nie chcesz wystarczy po prostu to napisać ;3 ale,jest taki konkurs,w którym trzeba napisać oneshota o violettcie.Chciałabym wziąć w nim udział,ale nie umiem nic wymyślić ;< i tutaj moje pytanie:Czy zgodziłabyś sie popisać ze mną na GG i pomóc mi w one parcie?byłabym baaaardzo wdzięczna,i jednocześnie zachwycona że będę mogła pogadać z tobą <3 ale jeśli nie chcesz wystarczy po prostu napisać,nie ździwie sie i w 100000% cie zrozumiem ;3 ty chyba tyle,pozdrawiam .
Naprawdę dziękuję Ci za miłe słowa. Ale nie, nie jestem najlepsza. Moje party nie są najlepsze. Po prostu są o najpopularniejszej parze i tyle.
UsuńA co do pomocy w napisaniu parta - ja bardzo chętnie pomogę, w zakładce "kontakt" znajdziesz moje gg i śmiało pisz.
Cudo!!! *o* tym oto One partem sprawiłaś że zacznę czytać twoje blogi :3 masz ogromny talent i chcę więcej :)
OdpowiedzUsuńMaddy, zakończyłaś to tak, że aż nie wiem, co mam napisać i co o tym wszystkim myśleć. Tyle pytań, zero odpowiedzi, a teraz musimy czekań na to, aż nam odpowiesz na nie. Mam nadzieję, że zrobisz, to w kolejnej części Parta.
OdpowiedzUsuńLeon zawsze pojawiał się przy Violi, w momencie, kiedy ona najbardziej go potrzebowała. Zjawiał się w chwili, kiedy ona potrzebowała bliskości i ciepła. Tak było i teraz. Violetta została sama i niespodziewanie w jej życiu pojawił sie Leon. Przeznaczenie, czy przypadek? Raczej przeznaczenie. Myślę, że ktoś u góry zaplanował, że się spotkają właśnie w takich dramatycznych okolicznościach.
Leon pokochał Violettę i ona jego, ale czemu zrozumiała, że każdy rani? Czyżby Leon miał zranić Violettę w taki sam sposób jak jej mama? Czyli zranił swoim odejściem na zawsze?
Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia.
Wydaje się, że skoro Violetta brała przykład z mamy, to po jej odejściu nie powinna się załamac, tylko być tak silną osobą, jak jej matka, ale tak się przecież nie da.
I pojawił się Leon, który zranił.
Ale co dalej?
Mam nadzieję, że dowiemy się tego w 2 części Parta:)
No to tak:
OdpowiedzUsuń1.Part jest nieziemski. Czytam go chyba 6 raz i czuję, że na pewno nie ostatni xD
2.Zgadzam się z Agą. Jest tyle pytań, a ani jednej odpowiedzi...
3.Kocham Cię i twój styl pisania, tak jak inne dziewczyny. Każda z was jest niepowtarzalna i inna na swój sposób. Moją ulubioną parą również jest Leonetta, ale to nie znaczy, że innych nie lubię, albo nie czytam innych partów!!! A ten anonimek u góry nie wie co traci ;P Xeniu, Maju i Ago też jesteście wspaniałe!!!
4.Powiedziałaś, a raczej napisałaś, że tworzysz smutne historię, ale czy one też nie są piękne? Przecież życie nie jest jednym, wielkim pasmem szczęścia. Radość to tylko malutki promyczek słońca przed burzą.
5.Piękny tytuł ;***
To chyba tyle z mojej strony. Czekam z niecierpliwością na następną część!!!
Całuski,
Patrycja Verdas ;***
Głupia jestem,bo komentuję dopiero w sobotę, zważając na to, że parta dodałaś w środę. Jestem po prostu strasznym leniem.
OdpowiedzUsuńSzykuje się kolejny smutny part, chociaż ja takie lubię. Wiem, jestem bardzo dziwna. Po prostu lubię tą melancholię i spokój. I wzruszenie. Bo bardzo lubię się wzruszać
Jestem strasznie ciekawa, co takiego zrobił Leon. Niestety Violetta znowu została zraniona przez osobę, którą pokochała całym swoim serduszkiem. Osobą, która była dla niej całym światem.
I to by było na tyle. Nie umiem pisać dobrych komentarzy jak np. nasza kochana Ag. Po prostu nie mam do tego talentu :)
Pozdrawiam serdecznie :*
O mój boże znowu się wzruszyłam a przy następnej części na pewno się poryczę tak jak przy ostatnim.
OdpowiedzUsuńUwielbiam cię, twoje one party są boskie genialne nie ma słów żeby je opisać. Tak pięknie piszesz o miłości nie zawsze z happy end'em.
Na końcu napisałaś: "Mama chciała ją tylko kochać. Leon tez chciał ją tylko kochać. I wtedy zrozumiała że każdy rani"-ja sobie myślę że Leon mógł zginać, umrzeć albo wyjechać bądź ją zdradzić, jestem bardzo ciekawa.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część<3
Fajnie by było jakbyś następnego one parta zrobiła z happy end'em-)
S.U.P.E.R. <33 Zapraszam do mnie http://lu-fe-vio-le.blogspot.com/ <33
OdpowiedzUsuńTo było wspaniałe!
OdpowiedzUsuńTrzeba mieć talent aby umieć połączyć miłość z bólem i zrobić z tego coś niesamowitego!
Kocham waszego bloga <3
Za każdym razem kiedy czytam Twoje One Party wzruszam się do łez...
OdpowiedzUsuńale plis pisz więcej o fedemile
OdpowiedzUsuń