piątek, 20 września 2013

One Part 12 - Leonetta - "Ulotne chwile"

     Nie możemy tkwić w jednym miejscu w nieskończoność - w końcu nadchodzi czas na zmiany, na które nie zawsze jesteśmy w pełni gotowi. Myślimy sobie, co by tu zrobić, by jeszcze choć przez kilka chwil zostać - by nie odchodzić.
  Violetta Castillo przez długi czas biła się ze swoimi własnymi myślami. Tak naprawdę zawsze była niepewna swoich wyborów i bała się zmian. Mimo, iż od powrotu do Buenos Aires zmieniło się bardzo dużo - wreszcie poznała przyjaciół, poszła do normalnej szkoły, odkryła prawdziwą siebie. Niektóre cechy jej charakteru prawie zanikły. Była kiedyś niewyobrażalnie nieśmiała, ale w pewnym stopniu udało jej się tego pozbyć. Ale mimo krycia się pod maską pewnej siebie dziewczyny, to była nadal ta sama Violetta - i tylko nieliczni wiedzieli, że nie jest ona tak silna, za jaką się podaje.

Piękna. Olśniewająca. Utalentowana. Bogata. Sławna. Wszystkie dziewczyny w jej wieku zazdroszczą jej tego, co osiągnęła. Bo osiągnęła bardzo dużo - jest znana praktycznie na całym świecie. Nie ma osoby, która nie wiedziałaby, kim jest ta idealna szatynka o głębokich, brązowych oczach i anielskim głosie, który podbił serca milionów. 
- Marta! - zawołała dziewczyna głośno, przyglądając się ze sceptyzmem swojemu odbiciu w lustrze. 
W jednej chwili obok niej stanęła kobieta w średnim wieku z grzebieniem w dłoni. 
- Co się stało? - zapytała zaniepokojona.
Szatynka spojrzała na nią i wetschnęła przeciągle.
- Zobacz, jak ja wyglądam. Nie wyjdę tak na scenę.
Kobieta nazwana wcześniej Martą wzięła z toaletki szczotkę do włosów i zaczęła rozczesywać rozczochrane włosy dziewczyny siedzącej przed lustrem. Następnie upięła jej długie fale wysoko na głowie i spryskała utrwalaczem, by fryzura się nie zepsuła podczas koncertu.
- I jak jest? - odezwała się, odkładając swoje "narzędzia pracy" na stolik.
Dziewczyna uśmiechnęła się do swojego odbicia i odparła:
- Perfekcyjnie. Jak zawsze zresztą. - po tych słowach podniosła się z krzesła. 
Udała się do garderoby, gdzie założyła na siebie połyskującą różową sukienkę z tiulu. Na stopy wsunęła buty na obcasie i okręciła się dookoła. 
- Idziemy błyszczeć. - powiedziała sama do siebie, po czym pewnym krokiem wyszła z pomieszczenia.
O tak. Violetta Castillo była gotowa, by błyszczeć. Jak zawsze zresztą.

Weszła na gigantyczną scenę, oświetloną setkami reflektorów i pomachała do tłumu skandującego jej imię. Powoli podeszła do mikrofonu, a gdy tylko rozległa się muzyka, zaczęła śpiewać. Jej głos był nieskazitelnie czysty. Ani jednego potknięcia, cały występ wyszedł idealnie. 
Właśnie wtedy zobaczył ją po raz pierwszy.
Zazwyczaj nie miał czasu na oglądanie telewizji, przeglądanie portali społecznościowych czy czytanie jakiś magazynów. Muzyka była dla niego najważniejsza. Uczył młodszych od siebie gry na gitarze, na fortepianie... Pasja całkowicie go pochłonęła. Wiedział, że nie chce robić niczego innego.
Był szczęśliwy. 
Wtedy pojawiła się ona.
Wraz ze swoim anielskim głosem, słodką twarzyczką i niekończącymi się nogami. Ze swoją delikatnością i subtelnością.
Zawsze bał się tego, jak ona na niego działała. Nawet gdy była jeszcze zwykłą Violettą, tą, która chodziła z nim do szkoły. Wywoływała na jego twarzy uśmiech. Jego serce zaczynało bić szybciej na jej widok. Jego oddech robił się cięższy. Nogi jak z waty. 
Ta dziewczyna zawsze wszystko komplikowała.

Violetta Castillo już dawno zapomniała o tym, co kiedyś było dla niej niebywale ważne. Wyrzuciła wspomnienia z pamięci, jak nic nie warte śmieci. Myślała wtedy, że nie będą już jej potrzebne. Płakała czasami za utraconymi przyjaciółmi, ale zaraz pojawiali się styliści, menadżer i inni, którzy w kółko powtarzali jej, jaka jest wspaniała. 
W końcu zaczęła w to wierzyć. Bo przecież była wspaniała. Potrafiła błyszczeć jak nikt inny. Niezaprzeczalnie urodziła się, by być gwiazdą, tą najjaśniej świecącą. 
Jesteś perfekcyjna, Violetta. Jesteś. W końcu tyle ludzi ci to mówi. Chyba nie rzucają słów na wiatr?
- Violetta! - rozległ się wysoki głosik makijażystki, która właśnie wpadła do garderoby panienki Castillo.
Violetta odwróciła się w jej stronę i westchnęła.
- Dani, nie mam teraz nastroju. Nie chcę makijażu. Jestem idealna i bez niego.
Drobna osóbka otworzyła usta ze zdziwienia, choć ostatnie zdanie ani trochę jej nie zaniepokoiło. Violetta miała tendencję do słodzenia sobie i chwalenia się wszystkim, jaka to jest idealna. 
- Dobrze. - odparła ostrożnie Dani. - Ale mówiłaś, że chcesz iść na miasto. Wyjdziesz... tak?
Violetta pokiwała głową energicznie i wstała z krzesła. Zarzuciła na ramię torebkę i uśmiechnęła się szeroko do zszokowanej jej zachowaniem Dani.
- Dzisiejszy dzień spędzę normalnie. Mimo blasku, jaki wokół siebie roztaczam, powinno się udać. - po tych słowach szatynka odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
Dani pokręciła głową z powątpiewaniem. Violetta ostatnimi czasy zrobiła się strasznie kapryśna. Co chwilę miała ochotę na coś innego i w najmniej spodziewanych momentach przychodziły jej do głowy dziwne pomysły. 
Jak na przykład ten, by wyjść na miasto bez makijażu, w dresach i wytartej bluzie. Violetta Castillo była ikoną stylu dla wielu ludzi na świecie. Poza tym media śledziły każdy jej krok. Dani już wyobrażała sobie nagłówki gazet, magazynów dla nastolatek... O tym się będzie mówić. 
A to wszystko dlatego, że panienka Castillo zażyczyła sobie zwyczajnego spaceru. 

Lubiła błyszczeć, lubiła być na scenie. Ale czasami miała po prostu dość. Pierwszy raz odkąd jej życie diametralnie się zmieniło, wyszła do ludzi bez przebrania. Wyszła jako prawdziwa Violetta Castillo. 
Odetchnęła świeżym powietrzem i wsunęła na nos przyciemnione okulary, by nikt jej nie poznał. Marne na to były szanse, bo twarz Violetty znał prawie każdy na kontynencie, a może nawet na świecie. Ona jednak w tamtym momencie o tym nie myślała. Chciała po prostu odpocząć.
Popchnęła drzwi prowadzące do małej kawiarenki i weszła do środka powolnym krokiem. Liczyła na to, że w tym niezbyt zaludnionym miejscu zazna odrobiny spokoju. Usiadła na jednym z obdrapanych krzeseł, położyła torebkę na stoliku i spuściła głowę. Mężczyzna stojący za ladą przyglądał jej się z zaciekawieniem, a ona modliła się w myślach, by jej nie poznał. 
- Załatwię to jutro, Cami, nie martw się! - usłyszała wołanie i do lokalu wszedł wysoki mężczyzna. 
Rudowłosa dziewczyna, która podążała za nim, pokazała mu język i wyszła na zewnątrz. On tylko pokręcił głową z rozbawieniem i podszedł do lady. Przywitał się serdecznie z przyglądającym się jej wcześniej mężczyzną, po czym usiadł przy jednym ze stolików.
Patrzyła na niego przez jakiś czas. Sama nie wiedziała nawet dlaczego. Chyba wyczuł jej wzrok na sobie, bo podniósł głowę znad jakiś notatek i zmarszczył brwi. Prawie zachłysnęła się powietrzem, już myślała, że zacznie krzyczeć jak inni fani i rozpęta burzę. On tymczasem tylko uśmiechnął się do niej lekko i powrócił do poprzedniego zajęcia.
Nowością dla niej było to, że ktoś nie piszczy na jej widok. Przecież wyraźnie widział jej twarz. Może ten koleś nie miał w domu telewizora? Nie czytał gazet?

Wszedł do tej kawiarenki mimowolnie, bo właśnie do niej przychodził za każdym razem, gdy miał na głowie jakieś zmartwienia. Próbował udawać szczęśliwego, tak jakby nic się nie stało... I chyba nawet mu wychodziło. Ani Camila, ani Ludmiła, ani Francesca - żadna z nich nie zapytała go dziś, czy na pewno wszystko w porządku. Najwidoczniej nie zauważyły w jego zachowaniu nic dziwnego. I dobrze. Tak powinno być.
Ale niestety, gdy otwierał drzwi lokalu, nie spodziewał się, że spotka się zaraz ze swoim przeznaczeniem, od którego tak rozpaczliwie próbował uciec.
Siedziała sobie w najodleglejszym kącie baru. Skulona, ubrana w zwykłą bluzę. Brązowe włosy spływały falami po jej ramionach, ciemne u nasady, coraz jaśniejsze na końcówkach. Na twarzy nie miała makijażu, ale i tak wyglądała jak najpiękniejszy anioł. 
Nie tak ją sobie wyobrażał. Po obejrzeniu koncertu Violetty Castillo w telewizji, widział tylko i wyłącznie ubraną w tiulową suknię gwiazdę sceny. Kompletnie go zaskoczyła.
Bił się z myślami przez dłuższą chwilę. W pierwszym odruchu chciał uciec. Bał się tego, jakie uczucia w nim obudziła. Wiedział przecież, że ich związek kiedyś istniał, ale już wyparował. Ona najzwyczajniej w świecie zapomniała o tym, że był kiedyś w jej życiu jakiś Leon Verdas. A on, jak kompletny idiota, nadal robił sobie nadzieje. Ona mogła mieć każdego.
W końcu była wielką gwiazdą.
Zdecydował, że wyjdzie i raz na zawsze zapomni o tym, że Violetta Castillo istnieje.  No cóż, przynajmniej spróbuje... Już się zbierał do wyjścia, gdy usłyszał krzyk z zaplecza. Zerwał się na równe nogi i kilkoma susami podbiegł do klęczącego na podłodze Martina.
- Ej, stary, co się stało? - zapytał zaniepokojony. 
Martin był jego kumplem od dłuższego czasu. Poznali się dosyć dawno, Leon przyszedł wtedy do kawiarni kompletnie załamany. Pokłócił się z Lu i nie wiedział jak się zachować - Martin mu pomógł i doradził. Od tamtej pory rozmawiali przez telefon praktycznie codziennie, a Leon odwiedzał lokal przyjaciela po pracy. 
- Skończyły mi się cukierki. - odparł blondyn. - Leon, przecież to katastrofa!
Leon pokręcił głową z rozbawieniem i już chciał coś powiedzieć, ale Martin przepchnął się obok niego, krzyknął coś w stylu "pilnuj mi baru" i wybiegł, zatrzaskując za sobą drzwi zaplecza. 
Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Violettą. Dopiero teraz zorientował się, że pobiegła za nim, gdy Martin tak przeraźliwie krzyknął. Przeszedł obok niej, starając się nie patrzeć jej w oczy i nacisnął klamkę, ale ona ani drgnęła. Szarpnął mocniej, marszcząc brwi.
- Zacięliśmy się chyba. - usłyszał pewny głos Violetty. - Te drzwi się otwierają tylko od zewnątrz.
Gdy zobaczyła jego wzrok, od razu wiedziała, że niezbyt cieszy go jej towarzystwo. Ale co ją to obchodziło? Cała reszta świata oddałaby wiele za znalezienie się w sytuacji, w jakiej obecnie znalazł się ten chłopak. Powróciła jej pewność siebie, gdy tylko pomyślała o tysiącach ludzi, którzy są jej fanami.
- A skąd to wiesz? - zapytał Leon, nie odwracając się do dziewczyny. 
Poczuł jej delikatną dłoń na ramieniu i jego oddech momentalnie zrobił się cięższy. Starał się to ukryć, ale nie potrafił jej odtrącić.
- Szarp mocniej, to urwiesz klamkę i będzie jeszcze większy problem. - powiedziała. - Trzeba poczekać na tego faceta.
Leon westchnął przeciągle, ale musiał przyznać jej rację. Pamiętał doskonale, jak kiedyś zatrzasnął się w schowku w Studio z Ludmiłą i spędzili w nim cały dzień, czekając na Beto. Ale teraz sytuacja wyglądała nieco inaczej - po pierwsze, wiedział doskonale, że Martin tak szybko nie wróci, a po drugie utknął w jednym pomieszczeniu z Violettą Castillo. 
To się nie mogło dobrze skończyć.

Dobre dwie godziny później nadal tkwili w schowku. Ich jedyną nadzieją był Martin, który wyruszył w poszukiwaniu cukierków. Leon modlił się, by nikomu nie przyszło do głowy wejść do kawiarenki, która sprawiała wrażenie pustej. Nie chciał później wysłuchiwać żalów Martina, gdy jego jedyny dobytek zostanie wyjęty z kasy.
Leon nie odezwał się ani słowem, choć Violetta kilka razy próbowała go zagadać. Czuł bijącą od niej pewność siebie i nie mógł wyjść z podziwu, że tamta niepozorna osóbka stała się kimś takim. 
- No wiesz, ale z ciebie gbur. - odezwała się po chwili ciszy. - Jeśli już mamy tu siedzieć, to przynajmniej porozmawiajmy. Nie wyszłam z domu tylko po to żeby się patrzeć w ścianę.
Spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem, pod wpływem którego kiedyś spuszczała głowę i przygryzała wargę, zawstydzona. Tym razem jednak patrzyła mu prosto w oczy, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Więc po co wyszłaś z domu? - zapytał.
Violetta zawahała się odrobinę, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Nie znam nawet twojego imienia. - wzruszyła ramionami. - Nie będę ci się zwierzać.
Leon mimowolnie się zaśmiał.
- Leon Verdas. - przedstawił się. - Ty nie musisz mi się przedstawiać. Znam cię.
Nie było to dla niej zaskoczeniem, choć zdziwiło ją, że jeszcze nie poprosił jej o autograf. Nawet jeśli nie słuchał takiego rodzaju muzyki, jaki ona tworzyła, to przecież musiał mieć jakąś młodszą kuzynkę, siostrę, kogokolwiek, kto dałby sobie uciąć rękę za świstek papieru z jej podpisem. 
- Z telewizji. Z gazet. Wiem. Wszyscy mnie znają. - powiedziała, kiwając powoli głową.
Leon parsknął śmiechem i pokręcił głową.
- Nie. - zaprzeczył. - Ja cię znam. Tak naprawdę. A przynajmniej kiedyś cię znałem.
Przyjrzała mu się dokładniej, ale nie dostrzegła w jego przystojnej twarzy nic znajomego. Dopiero w chwili, gdy się szeroko uśmiechnął, a w jego zielonych oczach zatańczyły ogniki...
- Leon. - szepnęła, spuszczając głowę.
Nie mogła uwierzyć. Kompletnie zapomniała. Twarze przyjaciół widziała kiedyś w snach, ale niedawno to ustało. Może jej przeznaczeniem było spotkać ich, a potem tak po prostu zapomnieć. To, co przeżyła wtedy w Buenos Aires, było piękne. Najlepszy okres jej życia. Ale wszystko ma swój początek i koniec.
Leon się nie odezwał. Tak naprawdę nie wierzył w to, że go jakimś cudem zapamiętała. Uśmiechnął się, by obudzić w niej jakieś wspomnienia. Przecież kiedyś codziennie się do niej uśmiechał. Mówiła, że kocha jego uśmiech. 
- To niesamowite. 
Przytaknął jej. Niesamowite, że tyle czasu minęło, a on nadal ją kochał. Niesamowite, że ich drogi znowu się spotkały. 
- Skoro już znamy swoje imiona, to powiesz mi, dlaczego wyszłaś z domu? - uniósł brwi, na co ona się zaśmiała.
Miał szczęście, że siedział. Gdyby nie to, pewnie runąłby jak długi na ziemię. Pod wpływem jej uroczego śmiechu kolana miałby jak z waty.
- Chciałam się wyrwać. - odparła. - No wiesz, od tego wszystkiego. Uciec. Chociaż na chwilę.
- Myślisz, że wybrałaś dobrą drogę? - zapytał cicho, niepewnie przeciągając dłonią po włosach.
Odrzuciła włosy na plecy i splotła dłonie.
- Oczywiście, że tak. - zapewniła go. - Jestem stworzona, by błyszczeć. Nic na to nie poradzę.
Skrzywił się na te słowa. Teraz przypominała mu dawną Ludmiłę - tak pewną swojej wartości, że aż denerwującą. Jednak nie mógł wyzbyć się wrażenia, że ona wcale taka nie jest. Że znowu wybrała krycie się pod maską kogoś innego.
- Naprawdę tak myślisz? - gdy zobaczył w jej oczach niepewność, już wiedział. - To nie jesteś prawdziwa ty.

Oglądali zdjęcia, które Leon miał na swoim telefonie, śmiali się z siebie wzajemnie, wspominali, żartowali... Cieszyli się sobą i swoim towarzystwem. Nie potrzebowali rozmawiać wtedy na jakieś poważne tematy - odrabiali cały ten czas, który stracili. Poznawali się na nowo. 
- Uważaj, bo wiem coś. - pogroził jej żartobliwie palcem, gdy zaczęła się śmiać z jego miny na jednym ze zdjęć.
- Co takiego? - zapytała, unosząc brwi. 
Leon uśmiechnął się domyślnie.
- Masz łaskotki. Wszędzie.
Nie zdążyła zaprotestować, bo zaczął ją łaskotać po brzuchu. Wybuchła niekontrolowanym śmiechem i zaczęła wierzgać nogami, byle tylko go od siebie odepchnąć. On jednak był sprytniejszy od niej. Pochylił się nad nią i przygwoździł do podłogi swoim ciężarem, po czym kontynuował łaskotkowe tortury.
- Przestań! Leon... No proszę! - wydusiła z siebie międzym kolejnymi napadami śmiechu. 
- No dobra. - westchnął, przerywając łaskotanie jej. - Ale za to mi coś powiesz.
Zmarszczyła brwi, ale zgodziła się. Nachylił się delikatnie, bojąc się jej reakcji. Ona tylko patrzyła na niego tymi swoimi wielkimi oczami, w których można utonąć. Chciał ją pocałować. Bardzo chciał ją pocałować. Zanim zdążył pomyśleć nad konsekwencjami, złączył ich usta w pocałunku. W pierwszym odruchu położyła dłonie na jego torsie i lekko go odepchnęła. 
- Chyba miałam ci coś powiedzieć. - uśmiechnęła się lekko. 
- Powiedz... Tęsknisz? Chociaż trochę? - pogłaskał ją po policzku opuszkiem palca. 
Wiedział dobrze, że Violetta sama domyśli się, o co mu chodzi. Po prostu chciał usłyszeć z jej ust: tak, tęsknię, zostań ze mną. Pragnął z nią zostać. Ona zamiast mu odpowiedzieć przyciągnęła go do siebie i złożyła na jego ustach czuły pocałunek. 
- Miałeś mi pilnować baru, stary, a nie podrywać laski! - rozległ się zdenerwowany głos Martina. - Poza tym udało ci się poderwać dosyć sławną laskę, bo tam na zewnątrz tłoczą się setki fotoreporterów.
Leon i Violetta oderwali się od siebie i podnieśli na nogi. Ona wiedziała, że skończyła się jej chwila wytchnienia, a on wiedział, że niepotrzebnie robił sobie nadzieję. 
- Muszę iść. - wydukała, otrzepując szare dresy z niewidzialnego kurzu. - Ale zapamiętaj jedno, Leon. Nikogo nigdy nie pokocham tak, jak kochałam ciebie. - po tych słowach dała mu buziaka w policzek i wyszła.
Śledził ją wzrokiem dopóki nie zniknęła w tłumie ludzi z aparatami w rękach. Błyskały flesze, a Violetta Castillo znów była w swoim żywiole. Spędził kilka chwil z prawdziwą Violettą.
Ale chwile są ulotne.

Noł koment.
Opinię zostawiam wam. 
Chciałabym zaznaczyć, że do "załogi" bloga nie przyjmujemy nikogo.
Prowadzimy go we cztery i tak zostanie.
Dodaję dzisiaj, bo jutro nie dam rady.
To chyba tyle ode mnie.
Kocham Was!
Buziaki,
M. ;*

17 komentarzy:

  1. Cudowny jak zwykle zresztą <3
    Heh, Martin mnie rozwalił XD "Skończyły mi się cukierki. León to katastrofa!"
    Cieszę się, że León spędził parę chwil z Violettą, chociaż to były bardzo krótkie chwile...
    Tytuł pięknie dopasowany :)
    No nic, czekam na kolejne Party <3
    Fanka, Caro <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny.
    Zapraszam do mnie i liczę na szczere komentarze.
    http://violetta-jej-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. To było niesamowite <3
    Tytuł cudowny i idealnie dopasowany :)
    Cieszę się, że Leon potrafił wydobyć z Violetty jej prawdziwe ja, chociaż na chwilę.
    Martin i jego teksty, po prostu mistrz ;D
    Maddy czekam na kolejne genialne party <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku... jaki cudowny rozdział <333
    Aż się łezka w oku kręci, oni tak do siebie pasują :)))
    Czekam na kolejne party :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę to najlepszy rozdział jaki czytałam.
    sorki wasze wszystkie rozdziały są niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, jakie to jest genialne!
    Płaczę...
    Dziękuję Ci, że właśnie dzisiaj napisałaś tego one parta.
    Bardzo mi pomogłaś, kocham Cię po prostu!
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Maddy,

    to cudowne w jaki sposób oddajesz emocje, uczucia, czytając ten part po prostu się rozpłynęłam. Genialny!

    To straszne co sława potrafi zrobić z ludźmi, kim pod jej wpływem się stają. Ty ukazałaś to na przykładzie Violetty. Jednak jak wspominałaś, to wcale nie jest prawdziwa ona. Jest jeszcze jakaś cząstka niej, która tęskni, która w pewnym sensie żałuje swojego wyboru. Zastanawia się, czy gra jest warta świeczki? Czy cena jaką płaci za popularność jest warta ceny, jaką za nią płaci? Czy warto było zostawiać przyjaciół? Te wszystkie pytania niewątpliwie wciąż pojawiają się w jej głowie.

    Teraz Leon. Nie wiem co powiedzieć... Ona zostawiła jego, przyjaciół, całe dotychczasowe życie, a on wciąż ją kocha. To cudowne. Swoją postawą pokazuje nam jak można kochać. Ba! Jak bezinteresownie i w jaki piękny sposób można kochać.

    Świetny pomysł, świetna realizacja. Co tu dużo mówić? Czekam na kolejnego parta ;)

    Buziaki, Diana ;***

    OdpowiedzUsuń
  8. Violettoludmiła.... ciekawe! Spotkanie po latach.Piękne!Cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  9. Part jednoczęściowy.
    Co mogę o nim sądzić?
    Violetta wygląda jak gwiazda. każdy chwali ją i mówi, że jest niesamowita, więc dlaczego nie może błyszczeć? Jest do tego stworzona i nie widzę sposobu, by nie była taka jak tutaj, w tym parcie.
    Leon...
    O Leonie zawsze mogę powiedzieć, że jest oazą spokoju. On pełni tutaj najważniejszą rolę i umie pogodzić dwa światy. Tylko on jest osobą, która kocha bardzo, bardzo mocno i pragnie być sobą za wszelką cenę. Sprawia, że ludzie się zmieniają.
    Piękny part, Parks.
    X. <3

    OdpowiedzUsuń
  10. WOW! Nie mogę się doczekać drugiej części ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugiej części nie będzie - to jest part jednoczęściowy. :)

      Usuń
  11. Madzia, Madzia, Madzia ...
    Pikaczu jeden! Skąd ty masz taki talent? powiedz mi no !
    Viola gwiazdeczka, lśni, błyszczy jak ona to lubi ehh, ale jednak sława, kasa itp. to nie wszystko, gdy juz ma czego pragnie coś nagle się zmienia czuje że czegoś jej brak a kogo ? LEONA i jego miłości.
    Tam pięknie to zakończyłaś i tak strasznie mi sie podobało ;****
    Zdolniaro ! xd
    Martin haha i cukierki xd zawsze git xd
    Maja ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoda mi Leona. Ulokował uczucia w złej osobie. On mimo upływu lat nadal ją pamięta, co najlepsze nie przestał ją kochać, a Viola? Ona nie rozpoznała go od razu. Nie rozumiem jak mogła nie rozpoznać człowieka, z którym spędziła tyle pięknych chwil, który ją tak kochał i Kocha nadal,
    Ale cóż.
    Violetta jest przykładem na to, że sława zmienia człowieka. Może gdzieś jest w niej stara Violetta. Jeśli tak jest, to czemu stara Viola nie zainteresuje się, co słychać u przyjaciół, jak się mają? Takie to trudne zawdzonić? Jej jednym słowem odbija palma. nie powinno się zapominać ludzi, którzy tyle dla ciebie zrobili.
    Sława daje jej szczęście? Jeśli tak to gratuluje. Ale jak to bywa ze sławą może przeminąć w każdej chwili. A przyjaciele i ukochana osoba mogą być przy Tobie zawsze.
    Kiedyś zostanie sama. Zupełnie sama i sama będzie sobie winna.
    Madzialena, gratuluje Ci kolejnego świetnego Parta. :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam wiele blogów, ale wasz jest najlepszy. Po prostu cudo. A One Party... brak słów.

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy będzie druga część :)

    OdpowiedzUsuń