poniedziałek, 14 października 2013

One Part 17 - Leonetta - "Kolory" cz.2

      Wpatrywał się w jej smutne oczy i nie mógł uwierzyć. Kiedyś tryskała radością. Nie potrafił zrozumieć tego, że ludzie się potrafią drastycznie zmienić.
- Odeszły razem z tobą. - wyjąkała, ocierając łzy, które jednak nie przestały cieknąć po jej policzkach. - Moje kolory cię kochają. Ja cię kocham.
      Wstrząsnął nim kolejny szloch, na co ona objęła go mocno swoimi kruchymi ramionami i przytuliła. Nie chciała, by płakał. Przecież zawsze był taki... taki nie do złamania.
- Nie płaczmy już, Leon. - wychlipiała. - Jesteśmy razem, teraz już mnie nie opuścisz, prawda?
      Pogłaskał ją po włosach drżącymi dłońmi i pocałował w czubek głowy, po czym odparł, tak cicho, że prawie niesłyszalnie:
- Nie. Nie opuszczę.
      Jego słowa ją uspokoiły. Wtuliła się w jego tors z lekkim westchnieniem i przymknęła powieki.
      Nie wiedziała jeszcze, że Leon Verdas potrafi kłamać.

      Może i kiedyś sprawiał wrażenie silnego. Ale robił to wszystko tylko dla niej - od początku wiedział, że Violetta jest warta wszystkiego, co dla niej poświęcił. Nie płakał na jej oczach, nie załamywał się, był jej podporą. Gdy był sam, gdy nikt go nie widział, pozwalał sobie na chwile słabości. Ale tylko wtedy. Pozwalał jej żyć w świadomości, że nic nie może go złamać. Nie wyprowadzał jej z błędu, bo za bardzo mu na niej zależało. Za bardzo bał się tego, że ją straci, że jeśli pokaże jej to, jaki jest słaby, ona odejdzie.
      Aż nadszedł ten dzień, kiedy to on musiał odejść.
      Był taki wściekły. Nie mógł opanować gniewu, krzyczał, wrzeszczał, rzucał przedmiotami. Obiecał sobie, że nigdy w życiu nie zostawi jej samej z problemami. Wiedział dobrze, jaka jest wrażliwa, jak łatwo można ją zranić. Ale niestety istniały siły wyższe, które nie pozwoliły mu troszczyć się o Violettę. 
      Rodzice.
      Nie chcieli mu powiedzieć, wytłumaczyć, dlaczego wyjechali. Milczeli i nic ani nikt nie potrafił ich zmusić do wyjawienia prawdy. Aż w końcu któregoś dnia jego mama pękła, rozpłakała się i opowiedziała wszystko.
      Choroba potrafi być złośliwa, ale najczęściej atakuje z ukrycia. Rozwija się niezauważenie, a my, niczego nieświadomi, żyjemy dalej. Niby nic się nie zmienia, ale jednocześnie tak wiele tracimy, nawet tego nie wiedząc. Mama Leona dowiedziała się o chorobie syna niespodziewanie. Przecież był okazem zdrowia. Nic się nigdy nie działo, nie było żadnych problemów. Aż pewnego dnia postanowiła pójść z nim do lekarza, bo coś się zaczęło zmieniać. Ona, jako matka, zauważyła to niemal od razu. No, może nie tak od razu. Spóźniła się.
      Wyjechali natychmiast. Myślała, że uciekając od tego miasta, ucieknie od choroby syna. Ale od tego nie da się uciec i szybko się o tym przekonała. Ona, jej mąż, a w szczególności Leon. Próbowali wszystkiego, wydawali stosy pieniędzy na leczenie, ale najwyraźniej Bóg postanowił pozbawić ich wszystkiego, co mieli. Postanowił zabrać im syna.
      To było dla niego jak wyrok. Miał tyle planów. Życie chciał przeżyć najlepiej, jak się da. Miał marzenia. Był tylko nastolatkiem. Musiał dojrzeć szybciej, niż tego pragnął. Powiedzieć siedemnastolatkowi, że umrze niebawem... To chyba nie takie proste, prawda? Lekarze długo namawiali rodziców Leona do tego, by wreszcie wyjawili mu prawdę. By wreszcie powiedzieli: "Nie udało się".
     Gdy się na to zdobyli, wyruszył do Buenos Aires, by wypełnić powierzone mu zadanie. Miał być przy Violetcie i wypełniać jej życie kolorami tęczy. I zamierzał być przy niej do końca.
      Aż do samego końca. Swojego końca.

      Było ciemno. Jedynym, co rozświetlało tą nieprzeniknioną ciemność było nikłe światełko, które dawało nadzieję na lepsze jutro. Pozwalało myśleć, że nie wszystko stracone, że zawsze jest coś, o co warto walczyć. Że nigdy nie zostajemy sami.
      Obrazki Violetty od dawna były ciemne, tak smutne i szare, jak jej życie. Ale światełko zagościło w jej sercu i duszy i wiedziała, że już nie odejdzie. Ufała słowom, które wypływały z jego ust jak najpiękniejsza na świecie melodia.
      Teraz, siedząc na łóżku wśród miękkich poduszek, uśmiechała się sama do siebie na wspomnienie jego twarzy. Nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy, a jednak. Nie musiał jej nic tłumaczyć, dla niej ważne było to, że wrócił.
      Wrócił do niej, dla niej. 
- Mogę wejść? - rozległ się cichy głos.
      Na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech i odwróciła głowę w stronę drzwi, by go zobaczyć. W nikłym świetle wypalającej się żarówki pod jego oczami można było dostrzec sińce świadczące o zmęczeniu. Poklepała miejsce obok siebie, a on podszedł do niej szybkim krokiem, jakby bał się, że nie wystarczy mu czasu. A przecież mieli go nieskończenie wiele. Przynajmniej według niej.
- Jesteś zmęczony. - stwierdziła, przyglądając mu się. 
      Pokręcił głową i odparł:
- Po prostu się nie wyspałem. Nic mi nie będzie.
      Westchnęła cicho. Za każdym razem ta sama wymówka. Nie potrafiła jednak nic poradzić na to, że Leon nie chciał spać i czasami całe noce przesiadywał przy jej łóżku. Było jej miło, gdy trzymał jej dłoń i czuła jego ciepło zapadając w sen. Ale przecież nie mógł się dla niej tak przemęczać.
- Zamieńmy się rolami. - odezwała się nagle. - Dzisiaj ty śpisz. 
      Po tych słowach popchnęła go na łóżko, by się położył. Nie zdążył zaprotestować, bo ona już przykryła go kocem i usiadła obok, ujmując jego dłoń.
- Violetta, nawet sobie nie żartuj... - spróbował się podnieść, ale ona go skutecznie unieruchomiła.
- Proszę, zrób to dla mnie. Chcę patrzeć, jak zasypiasz. - wyszeptała, patrząc mu w oczy.
      Jak mógł jej odmówić? Była taka śliczna. Sam siebie zaskoczył taką myślą. Nigdy nie zwracał większej uwagi na wygląd Violetty. Owszem, widział te jej głębokie brązowe oczy, zadarty uroczo nosek i malinowe, pełne usta, niekończące się nogi i aksamitne włosy, które opadały delikatnymi falami na jej jasne ramiona. Ale jego nie obchodziło to, co miała na zewnątrz, ale to, jak piękne wnętrze ukrywała. 
      Pierwszy raz pomyślał o tym, że jest piękna. Zszokowało go to tak bardzo, że aż wstrzymał oddech.
- Coś się stało? - zapytała, zaniepokojona jego miną. 
      Otrząsnął się i odparł:
- Nie, wszystko dobrze. - uśmiechnął się do niej. - Skoro tak bardzo ci zależy, to możemy się dzisiaj zamienić rolami, ale obiecaj mi, że pójdziesz spać, gdy ja usnę.
      Pokiwała ochoczo głową, ucieszona tym, że udało jej się go przekonać. Uśmiechnął się jeszcze raz i przymknął powoli powieki. Wyglądał tak niewinnie i bezbronnie, przykryty kocem, z zamkniętymi oczyma. Nie mogąc się powstrzymać, wyciągnęła rękę i pogłaskała go delikatnie po bladym policzku. Jego skóra była ciepła i przyjemna w dotyku.
- Kocham cię, Leon. - wyszeptała, nie przestając gładzić jego twarzy dłonią.
      Westchnął, nie otwierając oczu i odpowiedział:
- Ja ciebie też. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo. 
      Później zapadł w sen. A ona patrzyła, jak jego klatka piersiowa unosi się miarowo z każdym oddechem, jak niektóre mięśnie na jego twarzy drgają co jakiś czas i cały czas ściskała jego dłoń. Zdecydowała, że już nigdy go nie wypuści.

      Pierwsze promienie słoneczne dostały się do pokoju Violetty. Oświetliły twarz śpiącego Leona, na co on poruszył się niespokojnie. Dziewczyna, która zasnęła z głową na jego torsie, poderwała się gwałtownie. Rozejrzała się po pomieszczeniu, starając się zorientować w sytuacji. Dostrzegła go i uśmiechnęła się mimowolnie.
      Uklękła na powrót przy łóżku i nachyliła się, by złożyć na jego policzku delikatny pocałunek. Odchrząknął i otworzył oczy. Zaraz je jednak zmrużył pod wpływem promieni słonecznych, przebijających się przez zasłony zawieszone w oknach.
- Dzień dobry. - przywitała się Violetta z uśmiechem na twarzy. 
      Patrzył na nią i nie mógł uwierzyć w to, że to właśnie jej przepiękna twarzyczka jest pierwszym, co ujrzał po przebudzeniu się. Czym sobie zasłużył na taki przywilej? Odgarnął z jej czoła niesforne kosmyki włosów i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Spałaś? - zapytał.
      Roześmiała się i uderzyła go lekko w ramię.
- Oczywiście, przecież ci obiecałam. - odparła rozbawiona.
      Pokiwał głową i wstał z łóżka, a za nim ona. Stali tak przed sobą, nie mówiąc nic, wpatrując się nawzajem w siebie. 
- Co będziemy dzisiaj robić? - odezwała się w końcu Violetta, przerywając ciszę. 
      Leon zamyślił się na chwilę, ale zaraz odpowiedział:
- Może najpierw pójdziemy do mojej babci, dawno jej nie widziałem. Na twój widok też się na pewno ucieszy.
      Violetta zgodziła się ochoczo.

      Po niecałej godzinie stali już przed drzwiami domu babci Leona. Starsza pani Verdas przytuliła Leona do siebie mocno, zanosząc się płaczem. Gdy już zdołała się uspokoić, przywitała się z Violettą i zaprosiła ich do środka. Siedzieli przy herbacie i rozmawiali o błahych sprawach, gdy nagle kobieta zaproponowała:
- Mam całe pudełko waszych zdjęć z dzieciństwa. Leon, może pójdź je przynieść, powspominamy trochę dawne czasy.
      Chłopak przytaknął i wszedł po schodach na piętro, by tam poszukać wspomnianego przez jego babkę pudełka. Kobieta upewniła się, że Leon zniknął za drzwiami i nie może jej usłyszeć i zwróciła się do Violetty smutnym tonem:
- To musi być dla ciebie trudne.
     Violetta zrobiła zdziwioną minę, nie wiedząc, o co chodzi. Zmarszczyła brwi i odgarnęła z twarzy włosy, zakłopotana.
- Nie rozumiem. - przyznała. - Co musi być dla mnie trudne?
     Na twarzy pani Verdas pojawiło się zdziwienie. Niestety, nie zdołała się opanować i wyjawiła Violetcie straszną prawdę.
- Leon jest chory na nowotwór. Zostało mu niecałe pół roku życia. Nie mówił ci? - jej głos drżał, z trudem opanowała szloch.
     Violetta nie zdążyła odpowiedzieć, bo ze schodów zbiegł Leon z dużym pudełkiem w rękach, na którym napisane było wielkimi literami: "Violetta i Leon". Pełnymi bólu oczami spojrzała na twarz chłopaka. Po jej policzkach pociekły łzy. Leon przeniósł wzrok na swoją babcię i zrozumiał. Stał na miejscu, nie wiedząc, co zrobić.
- Nie możesz odejść. - wyszeptała Violetta. - Nie możesz. - ukryła twarz w dłoniach i zaniosła się płaczem, który dusiła w sobie odkąd pani Verdas wyjawiła jej prawdę.
     Leon poczuł przenikliwy ból w sercu. Miał ją chronić, miał jej pomagać, miał po prostu przy niej być. Dlaczego Bóg nie postawił na jej drodze kogoś innego, kogoś, komu dane byłoby zostać z nią na zawsze? Dlaczego wybrał jego, skoro on nie był w stanie wypełnić powierzonego mu zadania? 

He waited his whole damn life, to take that flight
And as the plane crashed down he thought, "Well isn't this nice"?
And isn't it ironic?
Avril Lavigne - Ironic

I to by było na tyle.
Proszę Was o szczere komentarze.
Tak, będzie trzecia część, ta historia się jeszcze nie skończyła.
Dedykuję ją moim kochanym promyczkom, czyli Xeni, Mai i Adze <3
Kocham Was i pamiętajcie o tym.
To chyba tyle, czas mnie goni.
Buziaki,
M. ;*

27 komentarzy:

  1. Pierwsza ! Zaraz przeczytam i napisze cos tam jeszcze <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem lezka poplynela mi po policzki.. Piekne <333

      Usuń
  2. Leon chory na nowotwór, mój świat stanął w miejscu. Znów jest mi smutno. Wcale się tego nie spodziewałam :( Powiedz, że to nieprawda, błagam Cię powiedz, bo ja tego nie zniosę, błagam nie...
    Maddy mimo, że jestem załamana, przyznaję, że rozdział jest fenomenalny. Cudownie oddałaś tragizm, dramaturgię i uczucia. a przede wszystkim uczucia. Bo teraz jest mi tak cholernie przykro. Na serio. Po moich policzkach płyną łzy. Ja pragnę happy end'u. Już nie mogę się doczekać kolejnej części, jakiekolwiek, nie byłoby zakończenie. Bo piękna jest historia, wzruszająca - i to tak bardzo. To chyba najlepsze słowo.
    Wybacz mi ten beznadziejny komentarz, ale nie jestem w stanie. Nie umiem. Jeszcze po tym co napisała Xenia, jestem taka wzruszona. Nie mogę, mój Leon. Nie wierzę.

    Diana <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne opowiadanie... <3333
    Odetchnęłam z ulgą, jak się dowiedziałam, że to się jeszcze nie skończyło. :)
    Łzy mi napłynęły do oczu... Jestem ciekawa, jak się ta historia skończy.
    Mam nadzieję, że będą emocje. W sumie to mnie łatwo wzruszyć. ;D
    I teraz pozostaje jedno pytanie: Jak się skończy ta historia?
    Dla mnie to bez różnicy, przecież nie wszystko się dobrze kończy ;/
    No to na czym ja skończyłam.... A, no przecież! Czekam na szybki next opowiadania! <33333
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobre zakończenia są takie przewidywalne... I dlatego uwielbiam ten blog; jest inny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku... Nie mogę nawet patrzyć na klawiaturę. Czuję, że zachwilę zacznę znowu płakać. Czytam ostatnią część kilka razy i nie potrafię wytrzymać. Wiem, że to źle się skończy. Ale trzeba pamiętać jeszcze jedno. Miłość to też rodzaj nowotworu. A ja zakochałam się właśnie w twoich "Kolorach".

    Marta

    OdpowiedzUsuń
  6. To... To... To było genialne !
    Aż się wzruszyłam !
    Pewnie nie jeden czytelnik będzie Ci to mówił !
    Czekam na 3 część.
    Może na końcu się okaże, że Leon nie umrze i pomylili jego wyniki z wynikami jego ojca ? ^,^ :D
    Jeszcze raz ! G-E-N-I-A-L-N-E !!!!!!! : ' )

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże.. Ten pomysł sam w sobie jest cudowny. Kochany, ale też wzruszający i dramatyczny. Na szczęście piszesz bardzo dobrze, wiec to było jeszcze bardziej wspaniale. Kolory... Intrygujący tytuł. Szkoda mi Leona, bo kochał vilu, a ona jego a okazało się, że mu zostało 6 miesięcy życia ? To się tak nie może skończyć, nie pozwalam, rozumiesz"? :(
    czekam na ciąg dalszy, weny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. niesamowite... aż się wzruszyłam. życzę weny, i czekam na kolejną część

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest takie piękne, poruszające. Nie potrafię ubrać tego w odpowiednie słowa, ukazujące w tej chwili emocje, które władają mną. Śmierć jest często próbą, wyzwaniem dla miłości. Violetta kocha Leona i mam nadzieję, że będzie przy nim nawet do końca jego pozostałych dni. Nie potrafię się uspokoić. Ocieram po cichu łzy, które spływają na klawiaturę. Bardzo przeżywam takie historie, gdy je czytam, lecz po takich pełnych uczuć opowiadaniach mam taką ogromną wenę twórczą, że potrafię w krótkim czasie napisać kilka stron jakiegoś "poematu". Moje serduszko zostało bardzo poruszone. Zwykle bije wolno, raz za razem, czasem przyśpiesza w porywie emocji, ale zawsze słychać i czuć to delikatne bicie.
    ~Aga

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie, nie, nie!! Czemu Leoniasty!? ;_;
    Matko, ryczę jak jakaś opętana. Brak mi słów. Ta Historia jest Epicka, po prostu... Brak słów!

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne, ale Leon nie może umrzeć nie może opuścić Violetty.
    On musi żyć.

    OdpowiedzUsuń
  12. Maddy, Dzióbku.
    Ty mnie nigdy nie przestaniesz zaskakiwać, co? Nie spodziewałam się czegoś takiego. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji.
    Violetta odzyskała kolory. Odzyskała je dzięki NIEMU, bo znowu pojawił się w jej życiu, Jednak Leon ją okłamał, A kłamstwo, to najgorsze, co może być. Obiecał jej, że nigdy już jej nie opuści, że zawsze będzie przy niej. Jednak tak się nie stanie. Wszystko wskazuje na to, że Leon ją opuści, tylko tym razem Leon już nigdy nie wróci, opuści ją na zawsze.
    Jednak, zawsze powinien być jakiś cień, nadziei. Trzeba wierzyć w cuda, nawet jeśli nie ma już nadziei. Wiara potrafi góry przenosić, o tym nie można, nigdy zapomnieć.
    a jeśli Violi Kolory odejdą, to nie powinny odejść z jej serca, bo te Kolory nauczyły ją cieszyć się życiem.

    Kocham Cię, dzióbku <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Jakie to jest wspaniałe!!!
    Wzruszyłam się...
    Po prostu brak mi słów.
    Nie mogę się doczekać trzeciej części. Jestem ciekawa, co będzie dalej <3

    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękne ; )
    Mam pytanie kiedy dokonczycie Femile ?

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękne *.*
    Wzruszyłam się
    A ja się rzadko wzruszam
    Naprawdę rzadko :p
    I cóż mogę napisać więcej
    Po prostu czekam na trzecią częśc

    Zosia ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Wow...
    Opowiadanie prześliczne, chyba najlepsze do tej pory, jeśli chodzi o tematykę Leonetty.
    Tekst pięknie ułożony. Szczególnie zachwycił mnie końcowy fragment.
    Kogoś innego... Myślę, że tylko raz w życiu można przeżyć prawdziwą miłość z tą jedną, jedyną osobą.
    Lubię zarówno Leonettę jak i Leonarę, jednak Twoje opowiadanie pchnęło mnie do tej pierwszej.
    Cudownie to zrobiłaś. Naprawdę.
    Aż się kłaniam.
    Chwyciło mnie za serce, co na tym blogu dzieję się dosyć często. Cóż poradzić, wrażliwiec ze mnie.
    Nie będę ryczeć. Znowu mnie do psychiatryka będą wysyłać, także lepiej się ogarnąć.
    Maddy ty tak pięknie piszesz <3 Przyjdę jtr na korepetycję. Wiem gdzie mieszkasz (no dobra nie wiem, ale się dowiem ^ ^)!
    Jeszcze raz cudne <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Boshh Madziunia! <3
    Już pisałam Adze że będę ryczeć i wiedz że na 3 części to będzie ryk jak nie wiem co...
    Leon chory na nowotwór ;(
    Jezusie Kochany... jak mi jest smutno... ale to wspaniałe, że chce dzielic każdy dzień z Violą i widzieć jak szczęśliwa jest, chcę z nią spędzać jak najwięcej czasu i to jest niesamowite, Dla niego ważniejsza jest Violetta niż choroba którą ma.
    Madzia właśnie świat potrzebuję takich osób jak ty, zdolnych, pokazujących
    prawdziwe historie, które zdarzają się w naszym życiu ;)!
    Jesteś kochana i najlepsza <3
    Pamiętaj o tym ;)
    Kocham Cię Mocno ;*
    Maja ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Zatkało mnie.
    To było takie piękne... No prześliczne...
    Wzruszyłam się...
    Zgadzam się z Agą trzeba mieć nadzieję...
    Po przeczytaniu pierwszej części nigdy bym nie pomyślała, że druga będzie zawierać taki zwrot akcji...
    Pierwsza zaczyna się, gdy są jeszcze dziećmi, ich życie się dopiero rozpoczyna, a druga mówi, że taki niesamowity człowiek jak Leon Verdas ma z niego odejść...
    Bo bóg tak sobie zażyczył... Niech przejrzy na oczy, dla Leona najważniejsza jest jego ukochana. Nie on. Dla niego liczy się tylko i wyłącznie jej szczęście. A aby ona tego zaznała on musi przy niej być. Inaczej się nie da...
    Cudowne...<3

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak trochę wstrzymałam oddech, gdy Violetta poznała tajemnicę Leona. I przez ciebie bym się udusiła, ale pomińmy ten temat.
    Nowotwór jest strasznym przeżyciem dla każdego. I dla tego, kogo on dopada, i dla jego bliskich. Ale uważam, że dla tych drugich jest to o wiele gorsze.
    Teraz rozumiem postawę matki Leona. Nie chciała by syn spotykał się z Violettą tylko po to, by uchronić ją przed bólem. I to było bardzo szlachetne z jej strony.
    Szkoda, że to się stało.
    Bo zapowiadał się piękny happy endzik.
    łzy napłynęły mi do oczu, gdy babcia Leona popłakała się, gdy go zobaczyła. Największym bólem jest to, że twój wnuczek umiera pierwszy, a ty zostajesz na tym świecie. Jakim prawem? Powinno być na odwrót, zupełnie inaczej.
    Życie potrafi zaskakiwać. I to boli.
    Pięknie to tutaj ukazałaś. Brawo, Madzia!
    Xenia <3

    OdpowiedzUsuń
  20. To takie wzruszające i piękne. Maddy jesteś naprawdę wyjątkowa. Nigdy nie czytałam czegoś podobnego. Pomysł z nowotworzem jest oryginalny :) Niestety teraz czekanie na część 3. Szkoda, że je tak podzieliłaś ;/ Strasznie to ciekawe i wciągające. Najpiękniejsza jest w całym Parcie więź Leona i Violetty, którą tak ładnie opisałaś.

    Mam nadzieje, że szybko dodasz następny, Tini Verdas ;*

    OdpowiedzUsuń
  21. POPŁAKAŁAM SIĘ!!! TO BYŁO TAKIE WZRUSZAJĄCE, PIĘKNE!!! <3 Nie potrafię tego wprost opisać. Niecierpliwie czekam na część trzecią :3 Chce mi się beczeć :,(

    OdpowiedzUsuń
  22. Jestem taka okropna. Parcik dodany trzy dni temu, przeczytany już dawno, a pod nim brak mojego komentarza. No więc nadrabiam moje zaległości:

    Na samym wstępie muszę napisać, że bardzo, ale to bardzo nie mogę się doczekać trzeciej części. Wiedziałam, że ta historia nie może się tak skończyć.
    Kiedy Leon był przy Violettcie, ona czuła, że do jej życia powracają kolory.
    W momencie, kiedy dowiedziała się o jego chorobie, błagała o to, żeby nie było to prawdą.
    Bardzo się wzruszyłam. Tak prosta, a zarazem piękna historia chwytająca moje serduszko.
    Mam cichą nadzieję, że skończy się ona pomyślnie. A jeśli nie, to i tak bez względu na jej zakończenie będzie wspaniała, w każdym calu.
    Jeszcze raz: nie mogę się doczekać ostatniej części.
    To by było na tyle w tym komentarzu, nie wiem co jeszcze napisać.
    Może to, że jesteś genialna? Ale to już wiesz ;)

    Pozdrawiam,
    Caro <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Czytam tego bloga już dłuuuugo a nie komentuje,więc teraz to nadrobie.
    Nawet nie wiesz jak świetnie wyszedł ci ten rozdział,popłakałam się,serio.Kiedy to czytam łzy mi spływają po policzku.Umiesz przedstawić każde uczucie,każdy ruch w tak piękny sposób...Uwierz,masz wielki talent.Przyznaje sie bez bicia,że jak na razie czytam tylko te one party o leonettcie,ponieważ to para z której możemy brać przykład,i dlatego tak bardzo ją kocham.Nie mogę się doczekać kolejnej części.Nie wiem,czy zakończenie będzie smutne,czy radosne,to już zależy od ciebie,mi się będzie podobało w każdym wydaniu.Ale jednak bardziej bym sie ucieszyła,gdyby to np.był tylko sen czy co tam sobie wymyślisz,żeby jednak to się skończyło dobrze.Bo dla mnie leonetta zawsze byla przykładem na to,że prawdziwa miłość przetrwa wszystko,dlatego wolałabym szczęśliwe zakończenie.Ale to już zależy od ciebie

    Buziakii ;3

    OdpowiedzUsuń
  24. To jest piękne, smutne po prostu cudowne

    OdpowiedzUsuń
  25. Wow to jest po prostu piękne ...

    OdpowiedzUsuń
  26. To było piękne pod koniec pare łez popłynęło ze wzruszenia

    OdpowiedzUsuń