Stał się sensem jej życia. Tylko dla niego rano otwierała oczy, tylko dla niego zasypiała, by rankiem znów ujrzeć jego twarz. Śnił jej się, odpędzał koszmary, był jej księciem z bajki na białym koniu. Nawet z tymi podkrążonymi oczami i rozczochranymi włosami, które ostatnio były nieodłącznymi częściami jego wyglądu, był dla niej najprzystojniejszy na świecie. Bo ona widziała tylko jego, wszystko inne straciło dla niej znaczenie. Może jednak nie powinna się tak przywiązywać do jednej osoby. Ale przecież powiedział, że zostanie.
Co z tego, skoro ludzie potrafią kłamać? Ona tego nie wiedziała, bo zbyt długo pozostawała w odosobnieniu. Zapomniała o tym, że niektórzy lubią ukrywać się pod maskami pozorów. Zapomniała o tym, że Leon Verdas też jest zwykłym człowiekiem.
Gdy okazało się, że ją okłamał, że jednak odejdzie... Nie miała pojęcia, co powinna czuć.
- Violetta, nie płacz. - podbiegł do niej i przytulił ją do siebie.
Ona odepchnęła go i zwinęła się w kłębek na krześle. Płakała tak bardzo, że aż traciła oddech, nie mogła go złapać, ale nie potrafiła przestać.
- Leon, zostaw ją. - odezwała się pani Verdas. - Musi sobie wszystko poukładać.
Leon pokiwał głową i usiadł w najodleglejszym kącie pomieszczenia. Nie chciał jej przeszkadzać, ale nie mógł zostawić jej samej. Jego babka powoli wycofała się z pokoju, zostawiając ich samych z cierpieniem.
Gdy się zmęczyła i jej oddech nieco zwolnił, w domu zrobiło się przeraźliwie cicho. Dopiero wtedy zorientowała się, że słychać było tylko ją, a to dziwne dudnienie w uszach było tak naprawdę jej szlochami. Miała wrażenie, że tysiąc igieł wbija się w jej serce z wielkim hukiem, a tymczasem była to tylko jej wyobraźnia. Westchnęła cicho i rozejrzała się po pokoju nieobecnym wzrokiem.
Pomieszczenie wyglądało tak samo, jak przedtem, jakby nic się nie zmieniło, jakby czas się w tym miejscu zatrzymał tylko po to, by ona mogła sobie wszystko przemyśleć. Załzawionymi oczami wodziła po pokoju i dopiero za którymś razem dostrzegła zgarbioną sylwetkę opartą o ścianę. Zanim zdążyła się zastanowić nad tym, co robi, z jej ust wydobyło się słowo, które kołatało się po jej umyśle zbyt długo.
- Czemu?
Leon podniósł głowę i spojrzał na jej opuchniętą od płaczu twarz.
- Nie wiem.
Westchnęła jeszcze raz i odgarnęła włosy z twarzy. Na kolanach podpełzła do Leona i wtuliła się w niego mocno. Starając się nie płakać, objął ją i tak zasnęli.
Pani Verdas przyszła przykryć ich kocem i zanim odeszła, zapłakała cicho nad straszliwym losem dwójki młodych ludzi.
Pierwszym, co zarejestrowała po przebudzeniu było to, że jest jej ciepło. Otworzyła oczy i wciągnęła w nozdrza przyjemnie pachnące powietrze. Zapach przypominał jej dzieciństwo, chociaż nie wiedziała jeszcze dlaczego. Rozejrzała się po pomieszczeniu, nie podnosząc jednak głowy z unoszącego się miarowo torsu Leona. Chciała być jak najbliżej niego, żeby jej przypadkiem nie uciekł, wykorzystując chwilę nieuwagi.
Jej rozmyślania przerwał huk dochodzący z sąsiedniego pomieszczenia. Leon nagle drgnął i uniósł głowę. Violetta zauważyła, że reaguje on bardzo szybko na jakiekolwiek dźwięki, że ma bardzo lekki sen i ciągle jest czujny. Nie chciała, by się tak wszystkim przejmował. Pogłaskała go po policzku w geście, który miał go uspokoić.
- Śpij, Leon, jesteś zmęczony. - wyszeptała, podciągając koc do góry, by okrył ich oboje.
Leon pokręcił przecząco głową, ale objął ją mocniej i westchnął.
- Nie jestem zmęczony. - zaprotestował słabym głosem.
W tym momencie do pokoju weszła babcia Leona. W dłoniach trzymała tacę z talerzem ciastek. Violetta spojrzała na nią i zrozumiała, dlaczego zapach przypominał jej dzieciństwo - te same ciastka przynosił kiedyś Leon do szkoły, miał zawsze dwa, by się z nią podzielić. Siedzieli na parapecie, wpatrywali się w krajobrazy za oknem i rozmawiali, pogryzając słodycze. Nie zwracali wtedy uwagi na to, że cała reszta świata istnieje. Lubili zatracać się w marzeniach i zapominać o rzeczywistości, by potem nagle się obudzić i pomyśleć: "Wcale nie jest tak źle". Bo gdy byli razem, nigdy nie było aż tak źle.
- Upiekłam dla was ciastka. - oznajmiła kobieta. - Może usiądziecie przy stole?
I wtedy czar prysł. Leżąc na podłodze, w kącie pomieszczenia, przytulając się do Leona, zapomniała o tym, co powiedziała jej wcześniej pani Verdas. Ale gdy ktoś kazał jej wrócić do rzeczywistości, obudzić się wreszcie i stawić czoła problemom, jej zakręciło się w głowie od nadmiaru emocji.
- Chyba jednak pójdę już do domu, późno się robi. - wymamrotała, podnosząc się na nogi.
Zachwiała się lekko, ale Leon ją przytrzymał. Wyrwała mu się szybko i popędziła do drzwi. Gdy wiatr uderzył w jej twarz, zadrżała, ale nie zwróciła na to uwagi i ruszyła dalej. Trzęsła się cała, gdy weszła do domu i zamknęła za sobą drewniane drzwi. Ojca nie było w domu, co było dla niej wielką ulgą. Nie miała siły mu się tłumaczyć. Nigdy się zbytnio o nią nie troszczył, bardziej obchodziła go praca, ale jeśli chodziło o czepianie się jej o najmniejsze szczegóły, to bardzo to lubił. Była to dla niego pewnego rodzaju zabawa, wypytywanie jej o wszystko, co go tak naprawdę niezbyt interesowało.
Powstrzymywała płacz całą drogę, ale gdy znalazła się już w czterech ścianach, zupełnie sama, zaniosła się szlochem i opadła na łóżko. Czuła, że to wszystko zaczyna ją przerastać, że już nie da sobie rady. Tyle w swoim życiu przeżyła porażek... Miała nadzieję, że wreszcie los postanowił się do niej uśmiechnąć. Co sobie wyobrażałaś? Ty nie możesz być szczęśliwa. Sama sobie przyznała rację. Widocznie jej przeznaczeniem było cierpieć.
Tyle, że ona miała już dość swojego przeznaczenia.
Po co wracałeś, kretynie? Ona teraz jeszcze bardziej cierpi, niż gdyby cię nie było. No właśnie. Czy w ogóle dobrze zrobił, wracając do Buenos Aires? Mógł zostać w domu, umrzeć i... I już nigdy by o nim nie usłyszała. Przeżyłaby swoje życie bez niego, ale szczęśliwa, bo przecież w końcu by zapomniała. Ale coś podpowiadało mu, że musi jeszcze raz obejrzeć się za siebie. To znaczy, wtedy mu podpowiadało. W tym momencie miał się ochotę po prostu poddać.
- Leon. - pani Verdas weszła do pokoju, w którym obecnie przebywał chłopak. - Nie możesz się poddać.
Czy ona czytała mu w myślach? Takie miał wrażenie, bo właśnie przed chwilą pomyślał o tym, że już nie warto walczyć.
- Mogę. - odparł, odwracając głowę.
Kobieta westchnęła i usiadła obok niego.
- Ona cię potrzebuje.
Leon ukrył twarz w dłoniach i zacisnął zęby, by nie rozpłakać się na jej oczach.
- Ale ja nie mogę przy niej być. - wyszeptał łamiącym się głosem.
Starsza kobieta położyła mu dłoń na ramieniu w geście pociechy i zastanowiła się nad odpowiedzią. Wiedziała doskonale, jak wielka burza rozpętała się w sercu jej wnuka. Nie potrafił sobie poradzić z uczuciami.
- Możesz przy niej być, Leon, możesz, bo... - zaczęła, ale Leon nagle poderwał się z miejsca.
Po jego policzkach płynęły strumienie łez, których nie umiał już powstrzymać. Zaciskał pięści tak mocno, że knykcie aż mu zbielały. Próbował utrzymać swoje emocje na wodzy, ale mu się nie udało.
- Nie mogę! - wydarł się. - Nie mogę, bo niedługo umrę, rozumiesz?! Jak mam przy niej być, skoro nawet gdybym nie chciał, to muszę ją zostawić samą?!
Pani Verdas, wstrząśnięta wybuchem wnuka, patrzyła na niego wielkimi oczami. W myślach przyznała mu jednak rację. Chociaż to okrutna prawda, to jednak prawda - w końcu będzie musiał ją opuścić. Kobieta otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła.
- Widzisz? Nawet nie umiesz zaprzeczyć. - załkał. - Bo to prawda. Nie mogę przy niej być. - po tych słowach wyszedł.
Kolory wróciły na chwilę, by pokazać jej, jakby mogło być, gdyby tylko była kimś innym, kimś, kto zasługuje na szczęście. A później uciekły, śmiejąc się z niej i drwiąc, zupełnie jak ludzie w szkole. Nic dla nich nie znaczyła i stała się dla nich kozłem ofiarnym, bo nie umiała się sama obronić. Wiecznie tylko uciekała od wszystkiego, zatracała się w swoim wyimaginowanym świecie. Jej marzenia na chwilę stały się rzeczywistością. Ale los lubi nam płatać figle. Daje, a potem odbiera.
Violetta mocniej zacisnęła palce na ołówku i przycisnęła rysik do czystej kartki papieru. Po chwili była ona już zamazana szarym kolorem. Dziewczyna nie miała ochoty na rysowanie, chciała po prostu coś zrobić. Od kilku dni tylko leżała na łóżku i gapiła się w sufit. Ojciec w końcu zostawił ją w spokoju, ale bezczynność zaczynała ją powoli denerwować. Miała ochotę działać, ale równocześnie wizja wyjścia z domu i pokazania się ludziom ją przerażała.
Rozejrzała się po swoim małym pokoiku. Jedna ze ścian była cała oblepiona zdjęciami i rysunkami jej autorstwa. Wszystkie były w odcieniach szarości i czerni, bo tylko takimi kolorami rysowała dotychczas. Nie widziała sensu w ubarwianiu świata, który był dla niej taki okrutny. Wtedy pojawił się on, a wraz z nim kilka jaśniejszych barw w jej pracach. Poprzedniego dnia je podarła.
- Violetta, co ty, nie masz przyjaciół? - w drzwiach pojawił się jej ojciec, jak zwykle ubrany w dopasowany idealnie garnitur. - Może byś wreszcie gdzieś wyszła? Byłaś w ogóle dzisiaj w szkole?
Pod naporem jego pytań aż ją głowa rozbolała.
- Nie mam przyjaciół, tato.
German niezbyt się tym przejął, ale postanowił dalej brnąć w temat.
- A ten chłopak, który kilka dni temu u ciebie był? - uniósł brwi. - Taki brunet, no wiesz...
Violetta ukryła twarz pod miękką poduszką, by zagłuszyć słowa ojca. Nie chciała myśleć o Leonie, to sprawiało jej zbyt wiele bólu. Nie potrafiła znieść takiego cierpienia, a inni jeszcze dokładali oliwy do ognia. Mocniej przycisnęłą poduszkę do głowy, by ojciec nie zorientował się, że zanosi się płaczem, którego nie umiała dłużej w sobie dusić.
- Płaczesz? - zapytał.
Mimo wszystko usłyszał i bardzo go to zaniepokoiło. Lubił przedrzeźniać swoją córkę, wypytywać ją i czepiać się jej o najmniejsze szczegóły, ale nigdy nie chciał doprowadzać jej do płaczu. Przecież ją kochał, był jej ojcem i choćby nie wiem jak bardzo próbował to ukryć, zależało mu na Violetcie.
Ostrożnie usiadł na brzegu łóżka i pogładził córkę po plecach. Gdy się nie odsunęła, poczuł się pewniej i podniósł ją delikatnie, by posadzić ją sobie na kolanach. Wtuliła się w niego i załkała głośno, jakby wreszcie dawała upust ukrywanym emocjom.
- Zranił cię? - szepnął German. - Jeśli chcesz, to pójdę do niego i mu powiem, że...
- On... umrze. - wydukała między kolejnymi szlochami. - Nie zostanie ze... ze mną.
Niezbyt dużo zrozumiał z wypowiedzi córki, ale tylko ją mocniej do siebie przytulił i pozwolił się wypłakać. Wiedział, że Violetta nie lubi dużo mówić. A skoro coś doprowadziło ją do takiego stanu, to tym bardziej nie powinien na nią naciskać.
Dlaczego jeszcze tu jestem? Leon zadawał sobie to pytanie od kilku godzin. Przecież powinien już wyjechać, uciec, zostawić to miasto za sobą i już nigdy nie wracać. Nie oglądać się za siebie, zaczekać na koniec. Ale coś go trzymało w Buenos Aires i była to niepozorna osóbka o brązowych oczach, która właśnie przez niego płakała. Przez niego cierpiała, bo on był zbyt słaby, by wygrać walkę o życie.
Westchnął i przetarł podkrążone oczy. Nie mógł spać, chociaż był wyczerpany. Zdawał sobie sprawę z tego, że z każdym dniem słabnie i niedługo będzie musiał przyjmować leki, by jeszcze jakoś o własnych siłach funkcjonować.
- Leon?
Odwrócił głowę i ujrzał swoją babcię. Miała nieodgadniony wyraz twarzy. Patrzyli tak na siebie przez kilka minut, aż w końcu Leon się odezwał:
- Coś się stało?
Kobieta pokiwała głową i usiadła obok niego, ostrożnie, jakby się czegoś obawiała. Spojrzała mu w oczy i wtedy zdał sobie sprawę z tego, że jego babcia także cierpi.
- Stało się aż za dużo, Leon i ty dobrze to wiesz. - odparła cicho. - Ale nie powieneś jej zostawiać samej...
Leon od razu domyślił się, do czego zmierza jego babka. Tak samo rozpoczynała rozmowę już kilka razy, ale on ją zbywał, bo wiedział, co z tego wyniknie - niepotrzebna awantura.
- Ona mnie nienawidzi. - przerwał kobiecie. - Nie chcę narażać jej na jeszcze większe cierpienie. Zbyt dużo krzywdy jej już wyrządziłem.
Pani Verdas przymknęła powieki, jakby wstrzymywała jakieś silne emocje, które nią targały. Wzięła głęboki oddech i potarła skronie. Miała dość tego, że jej wnuk nie chciał jej wysłuchać do końca. Za każdym razem Leon przerywał jej w połowie zdania.
- Ona cię kocha. - zaprotestowała. - A ty ją kochasz. Dlaczego więc próbujecie od tego uciec?
Leon zerwał się na równe nogi. Znowu ten moment, gdy już nie może, nie umie, nie potrafi się opanować. Znowu ma nogi jak z waty, serce łomocze jak oszalałe, łzy płyną strumieniami po twarzy. A ona przygląda mu się i zastanawia, dlaczego właśnie jego to spotyka.
- Tutaj nie będzie happy-endu, babciu. - wydukał. - Nie będzie, bo ta historia od początku była skazana na złe zakończenie.
Powoli osuwała się na dno, bo tylko on przytrzymywał ją na powierzchni. Czuła, że spada coraz niżej i wkrótce przestanie cierpieć. Zostanie sama z tą pustką, która wypełniła jej serce pogrążone w rozpaczy. Wypłakała wszystkie łzy, potrafiła już tylko patrzeć się pustym wzrokiem w biały sufit. Nic nie mogło jej pomóc, oprócz jego obecności. On jednak postanowił sobie najwyraźniej odpuścić.
Skrycie wierzyła w to, że w końcu przyjdzie do niej i powie, jak bardzo ją kocha. A jednocześnie powtarzała sobie samej, że już go nie chce. Że nigdy nie wybaczy mu kłamstwa. Gdzieś głęboko wiedziała jednak, że gdyby tylko go zobaczyła, po prostu by się do niego przytuliła. Rozpaczliwie potrzebowała jego bliskości, nawet jeśli miałby niedługo odejść. Liczyła się dla niej tylko chwila.
- Violetta, nie możesz. - wycedziła przez zęby, odpędzając od siebie myśli o tym, jak ciepło by jej było w ramionach Leona. - Nie możesz go kochać.
Sama siebie karciła, a później znowu wracała do krainy marzeń, w której myślała o wszystkim tym, o czym nie powinna.
Ukryła twarz w dłoniach i westchnęła cicho. I wtedy drzwi do jej pokoju otworzyły się z hukiem. Później czuła już tylko, jak ją obejmuje i jak robi jej się ciepło. Przyległa do niego tak, jakby już nigdy nie miała zamiaru się odsunąć. Po chwili osunął się na miekką pościel, a ona razem z nim. Wtuleni w siebie, zamknęli oczy i odetchnęli głęboko.
- Przepraszam. - wyszeptał. - Ale już nie mogłem dłużej bez ciebie wytrzymać. Wiem, że będziesz jeszcze bardziej cierpieć przez moją głupotę, ale ja inaczej nie mogę. Za bardzo cię kocham.
Uniosła delikatnie głowę, tak, że teraz stykali się nosami. Na jej bladej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Miała wrażenie, że usta jej zdrętwiały przez cały ten czas, kiedy odmawiała sobie uśmiechów.
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jestem teraz szczęśliwa. - odparła cicho.
Próbował się powstrzymać, ale kolejny raz mu się nie udało. Przycisnął swoje wargi do jej sinych ust tak mocno, jakby to była jego ostatnia deska ratunku. Bo rzeczywiście była - czuł, że tym razem nie wystarczy zwykły uścisk. Czuł, że potrzebuje jej bardziej niż kiedykolwiek. Wplótł dłonie w jej rozczochrane włosy i przysunął do siebie jeszcze bliżej, bo wciąż mu było mało. To, że Violetta całkiem zesztywniała i nie wykonała żadnego ruchu ani trochę go nie zniechęciło. Nigdy się nie całowała i całkowicie zaskoczył ją tym pocałunkiem. Nawet sobie nie wyobrażała tego, że Leon będzie ją całował. A gdy już to zrobił, poczuła, że czekała na to zbyt długo. Ten pocałunek wyrażał tęsknotę, rozpacz i pragnienie. To wszystko, czego nie umieli wyrazić słowami.
- Przepraszam. - ich oddechy były urywane i tylko one wypełniały ciszę panującą w pomieszczeniu. - Nie powinienem. - mimo to nie odsunął się od niej.
Przygryzła wargę i spojrzała mu prosto w te piękne, zielone oczy.
- Powinieneś. - odpowiedziała.
Przymknął powieki i uśmiechnął się delikatnie. Wiedział, co za chwilę będzie musiał zrobić, co będzie musiał powiedzieć. Ale już się tego nie bał.
- Teraz odejdę. - szepnął po chwili. - I chciałbym, abyś przeżyła swoje życie tak, żebyś miała o czym mi opowiadać, gdy się spotkamy tam, na górze.
Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu mimo to, że po jej bladych policzkach zaczęły płynąć łzy. Leon otarł je drżącymi dłońmi.
- Nie zawiodę cię. - wymamrotała.
Podniósł się powoli, bo już nie bał się tego, że braknie mu czasu. Wiedział, że w tym życiu zostało mu już go niewiele. Ale zdawał sobie też sprawę z tego, że nic się tak naprawdę nie kończy. Że wszystko zaczyna się od nowa.
- Będę twoimi kolorami. - odezwał się, gdy już stali naprzeciw siebie. - Za każdym razem, gdy zobaczysz tęczę, wiedz, że to ja się do ciebie uśmiecham.
Odgarnął jej niesforne kosmyki włosów z twarzy, a ona uniosła na niego wzrok i zarumieniła się pod wpływem tego przenikliwego spojrzenia, jakim ją obdarzył.
- Od dziś będę żyła kolorami. - zapewniła go. - A wiesz dlaczego? Bo ty mi pokazałeś, jak piękne jest wtedy życie.
Pogłaskał ją delikatnie po policzku i pocałował w czoło, po czym ostatni raz się uśmiechnął, by zaraz wyjść.
Oboje nie mieli racji. Ona myślała, że jej przeznaczeniem jest cierpieć, a tymczasem pisane jej było odnalezienie drogi do szczęścia poprzez cierpienie. On był pewien, że ta historia skończy się źle, ale skończyła się dobrze i do tego tylko po to, by za jakiś czas rozpocząć się od nowa.
Leon Verdas został z Violettą. Czasami pojawiał się na niebie w postaci kolorowej tęczy. W dni, w które jej nie odwiedzał, myślała z uśmiechem, że na pewno jest zajęty i rysowała jego wesołą twarz. Przeżyła całe swoje życie dla niego.
Zdziwilibyście się, jak wiele miała mu do opowiedzenia, gdy znów się spotkali.
Nie wyszło, przepraszam.
Dziękuję Wam za wszystko.