Słońce powoli kończyło swą wędrówkę po niebie, gdy Violetta otworzyła drzwi swojego małego mieszkanka w centrum Madrytu. Była zmęczona. Z ciężkim westchnieniem opadła na miękki fotel i przymknęła powieki. Chciała odciąć się od zewnętrznego świata, który każdego dnia przerażał ją coraz bardziej. Pragnęła zasnąć i obudzić się w jakimś wspaniałym miejscu z marzeń, gdzie nie musiałaby się o nic martwić, gdzie jej życie byłoby wolną od trosk egzystencją pełną śmiechu i zabawy.
- Viola! - usłyszała natarczywy głos, który znała aż za dobrze. Po raz kolejny przerwał jej chwilę spokoju, jedną z nielicznych.
- Martin, po co tu znowu przyszedłeś? - z irytacją przyjrzała się niskiemu chłopakowi ubranemu w jaskrawą bluzę i dżinsy. - Mówiłam ci przecież, że...
- Ależ, Violetta, po co od razu te nerwy? - roześmiał się głośno i rozłożył szeroko ręce, jakby oczekiwał, że młoda kobieta rzuci mu się w ramiona.
- Martin, wyjdź. - rozkazała Violetta, całkowicie ignorując jego wypowiedź. - W tej chwili. Bo zadzwonię do twojego ojca i...
- Dobra, dobra! - poddał się chłopak, nie chcąc zapewne kolejny raz doświadczać gniewu swojego dosyć nerwowego rodziciela. - Wychodzę.
Gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi odetchnęła z ulgą. Odkąd kilka miesięcy temu dostała pracę w małej restauracji ten chłopak nie dawał jej spokoju. Był synem właściciela restauracji i zadurzył się w niej już podczas pierwszego spotkania. Przychodził do niej za każdym razem, gdy wracała zmęczona do domu. A ona stale zapominała zamykać za sobą drzwi na klucz. Ktoś inny pewnie dawno zgłosiłby to na policję jako nękanie, ale Violetta nigdy nie była z tych, co to chcą zrobić wszystkim na złość bez konkretnego powodu. Znosiła to więc cierpliwie, wmawiając sobie, że dzieciakowi prędzej czy później znudzi się uganianie za jakąś nic nie wartą kelnereczką, której nie udało się nic osiągnąć w życiu. Nie czuła się ani trochę spełniona roznosząc dania i zbierając zamówienia od wiecznie zabieganych klientów. Zawsze chciała być kimś szczególnym. Pragnęła inspirować innych. Nie udało się.
Wstała i powoli podążyła do kuchni. Nie miała ochoty na jedzenie, ale nie chciała także siedzieć bezczynnie. Od dłuższego czasu coś wisiało w powietrzu i czuła, że podświadomie na coś czeka. Nie wiedziała tylko na co.
Leon miał talent muzyczny i wiedzieli to wszyscy w jego otoczeniu. Mógł być sławny, gdyby tylko zechciał. Ale on wybrał inną drogę. Wolał przekazywać swoją wiedzę młodszemu pokoleniu. Codziennie z uśmiechem na twarzy wchodził do budynku, w którym pracował i witał się ze wszystkimi napotkanymi osobami. Kochał to, co robił. Można by powiedzieć, że był szczęśliwym człowiekiem. Ale czegoś mu brakowało. Czuł w środku pustkę każdej nocy, kiedy jego myśli nie zajmowały żadne ważne sprawy.
- Leoś, Leosiek, Leonek! - do jego uszu dotarł przesłodzony głos należący do Ludmiły Ferro.
Mimo burzliwej przeszłości ich relacja przetrwała. Zdołali naprawić to, co się zepsuło, głównie dzięki przemianie Ludmiły. Ona chciała kiedyś do niego wrócić, ale jego serce podpowiadało mu, że panienka Ferro nie jest tą jedyną. A Leon nie chciał związywać się z kimś, kogo nie darzy szczerym uczuciem.
- Ludmiła, wystarczyłoby zwykłe "Leon". - zaśmiał się serdecznie, a ona machnęła ręką i przysiadła obok niego na ławce w parku otoczonym wysokimi drzewami.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Ludmiła była bardzo rozentuzjazmowana. - Francesca dzwoniła. Ona i Marco są zaręczeni!
Leon tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, bo nie widział potrzeby komentowania wypowiedzi swojej przyjaciółki. Pewne było, że Francesca i Marco prędzej czy później zdecydują się zrobić kolejny krok w ich związku. Ale oni mieszkali we Włoszech od dwóch lat i Leon nie czuł już z nimi takiej więzi jak kiedyś. Widział, że jego przyjaźń z Fran i Marco się rozpada. No cóż, odległość robi swoje.
- Nie powiesz nic? - zdziwiła się Ferro. - Ty to jednak jesteś dziwny, Verdas. - prychnęła, odrzucając swoje blond włosy na plecy.
- Nic na to nie poradzę. - odparł Leon, trącając ją żartobliwie w bok. Pokręciła głową z dezaprobatą, ale na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Idę, dzisiaj mam kilka ważnych spraw do załatwienia. - pocałowała go w policzek. - Trzymaj się! - po tych słowach odbiegła w podskokach.
Przyśniły jej się zielone, głębokie oczy. Nie potrafiła dojść do tego, do kogo one należą, ale wiedziała, że już kiedyś je widziała. Ta sprawa nie dawała jej spokoju przez cały kolejny dzień. Dwa razy potłukła kubek z kawą, który miała zanieść do któregoś ze stolików. Gdy weszła do domu znowu zapomniała zamknąć drzwi na klucz i musiała uporać się z Martinem. Do tego po prostu nie mogła usiedzieć na miejscu, więc postanowiła wybrać się do Angie, która mieszkała kilka ulic dalej. Podczas spaceru próbowała znaleźć w tłumie te niesamowite oczy, zupełnie jak jakaś wariatka. Ale nie umiała inaczej. Może i zachowywała się odrobinę irracjonalnie rozmyślając o jakimś głupim śnie. Tyle, że te oczy pojawiały się w jej umyśle mimowolnie. Uniosła głowę, by zachodzące słońce przyjemnie ogrzało jej policzki. Przymknęła delikatnie powieki, zapominając, że kroczy zatłoczonym chodnikiem w centrum Madrytu. Nieuniknione było to, że na kogoś wpadnie. Pięć sekund później leżała już na ziemi, kompletnie nie wiedząc, co się stało. Nie mogła zorientować się w sytuacji, dopóki nie dostrzegła podnoszącego się właśnie na nogi mężczyzny. Musiała na niego wpaść i teraz przez nią cała jego niebieska koszulka była upaćkana kawą. Podał jej ręke, a ona ujęła ją niepewnie i wstała z nagrzanego słońcem chodnika.
- Przepraszam, nie chciałam... - zaczęła się tłumaczyć, przygryzając wargę.
- Nic się nie stało. - przerwał jej mężczyzna. - Mi też czasami zdarza się zamyślić.
Violetta uniosła głowę i ujrzała te oczy. Te same oczy, które przyśniły się jej tej nocy, te same, przez które prawie dzisiaj wyleciała z pracy i nie mogła się na niczym skupić. Umiejscowione na tej przystojnej twarzy wydawały się jeszcze piękniejsze. Kiedyś już się w nią wpatrywały.
- Ja... - zająknęła się. On przyjrzał się jej i zmarszczył brwi, jakby coś mu się przypomniało.
- Ja chyba cię znam. - odezwał się po chwili. - Mieszkałaś kiedyś w Buenos Aires? - zapytał.
- Violetta Castillo. - odparła pospiesznie. - Mieszkałam. A ty jesteś Leon. - wydukała, bo nagle wszystko powróciło do niej z podwojoną siłą. Te wspomnienia, które udało jej się wyrzucić z głowy, to, o czym zdołała zapomnieć.
- Violetta. - wypowiedział jej imię powoli, jakby bał się, że coś pomyli. - Nie wierzę. Tyle czasu minęło.
Ale ona tego nie usłyszała. Jej serce właśnie rozpadło się na tysiąc kawałków, a umysł był bombardowany przez setki wspomnień. Grupka roześmianych przyjaciół, a wśród nich ona, przytulona do wysokiego bruneta, Studio21, lekcja śpiewu z Angie, Resto-Band, bitwa na poduszki z Francescą i Camilą, przedstawienie na koniec roku, uśmiechnięty i dumny ze swoich uczniów Pablo... Poczuła, jak do jej oczu napływają łzy.
- Violetta, wszystko w porządku? - Leon zaniepokoił się, bo brunetka zachwiała się na nogach. Podszedł do niej szybko i złapał ją za ramiona, by się nie przewróciła. W miejscu, gdzie ją dotknął, poczuła na skórze przyjemne mrowienie.
- Przepraszam, ja po prostu... - zawahała się. - Zakręciło mi się w głowie. - uśmiechnęła się, ale wyszedł jej z tego raczej jakiś grymas.
- Na pewno już wszystko okej? - upewnił się, patrząc na nią z troską. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kiedyś była dla niego niezwykle ważna.
- Tak, a teraz przepraszam, ale spieszę się. - wymamrotała, odbiegając szybko.
- Poczekaj, daj mi chociaż swój numer! - zawołał za nią, ale ona już zniknęła w tłumie.
Miał odejść, gdy zauważył leżący na chodniku fioletowy telefon, zapewne należący do Violetty. Podniósł go i schował do kieszeni. To musiało być przeznaczenie. Los nie chciał, aby teraz ich drogi się rozeszły. Mieli się jeszcze spotkać. Leon westchnął i ruszył w dalsza drogę do domu. Wtedy zdał sobie sprawę z tego, że to właśnie Violetta była brakującym elementem jego życia. Jej potrzebował do pełni szczęścia.
Gdy znalazła się przed drzwiami mieszkania Angie, załomotała w nie całej siły. Nie panowała nad sobą, w głowie ciągle miała obraz przyjaciół, dawnych przyjaciół, i Leona Verdasa. Tak długo próbowała zapomnieć o tamtym okresie swojego życia. Kiedy jej się wreszcie udało, musiała spotkać kogoś, kto o jej o tym przypomniał. Chciała zacząć coś nowego, ale nie mogła teraz odrzucić przeszłości. Nie teraz, gdy zorientowała się, że Leon mieszka w tym samym mieście, co ona. To naprawdę dziwne, że nie spotkali się przez te pięć lat. Tyle dokładnie czasu Violetta mieszka już w Madrycie.
- Violu, co się stało? - w drzwiach stanęła Angie z zatroskaną miną. - Myślałam, że ktoś chce mi rozwalić drzwi!
- Angie, przepraszam, ale muszę z tobą porozmawiać. - wyjaśniła płaczliwym głosem Violetta. Kobieta wpuściła ją do mieszkania i razem usiadły na kanapie stojącej na środku dużego salonu.
- No więc mów. - zarządziła Angie, odgarniając włosy z twarzy.
- Spotkałam dzisiaj Leona. - wyrzuciła z siebie Violetta. - Wczoraj mi się śnił, śniły mi się jego oczy. Boję się, bo teraz wszystko wraca. Wszystkie wspomnienia.
- Leona Verdasa? - upewniła się Angie, a Violetta przytaknęła. - Co chcesz z tym zrobić?
- Nie wiem. - jęknęła Violetta, ukrywając twarz w dłoniach. - Chyba powinnam wyjechać.
To wydało jej się najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji. Wcześniej także uciekła, gdy zaczęły się problemy. Dokładnie siedem lat temu, gdy jej głos odmówił posłuszeństwa, załamała się. Pod wpływem namów ojca poddała się operacji strun głosowych. Gdy było już po wszystkim, lekarz powiedział, że nie jest pewien, czy Violetta jeszcze kiedykolwiek zaśpiewa. Wtedy cały jej świat runął. Bała się to sprawdzić. Bała się, że z jej ust popłyną pierwsze słowa piosenki i okaże się, że jej głos nie jest już taki jak kiedyś. Więc uciekła, zostawiając za sobą wszystko, co kochała. Przeprowadziła się do Madrytu, porzuciła fascynację muzyką i znalazła pracę, która zapewniłaby jej utrzymanie. Na początku było ciężko, pracodawcy przyjmowali ją dzięki ładnej buzi, a chwilę potem zwalniali zauważając jej niezdarność. Udało jej się w końcu zapomnieć po okresie trzech lat i wyszła na prostą. Teraz, gdy wydawało jej się, że odnalazła spokój, pojawił się Leon. O tak, trzeba uciec.
- Violu, wiecznie uciekasz. - stwierdziła Angie, przerywając jej rozmyślania. - Spróbuj się z tym zmierzyć.
Ale Violetta nie chciała się z tym mierzyć. Wiedziała, że przegra. Zawsze przegrywała.
- Nie chcę. - wyszeptała. - Nie potrafię, jestem do niczego. - podkuliła kolana.
Angie przytuliła ją do siebie mocno. Chciała choć trochę pocieszyć swoją siostrzenicę, ale nie wiedziała, co mogłaby zrobić, by jej pomóc. Violetta straciła po prostu wiarę w siebie i wszystko od razu spisywała na straty. Kto wie, może gdyby wreszcie odważyła się zaśpiewać, to okazałoby się, że nie było się czego bać? Ale Violetta Castillo obiecała sobie, że już nie zaśpiewa, nigdy. Jak na razie nie złamała tej obietnicy, ale jej ciotka miała cichą nadzieję, że kiedyś to nastąpi.
- Nie musisz uciekać, Violu. - zapewniła ją Angie, nie wypuszczając z objęć. - Jeśli naprawdę nie chcesz rozpamiętywać przeszłości, to po prostu zapomnij o dzisiejszym spotkaniu z Leonem i już.
Violetta uśmiechnęła się niemrawo. Gdyby to było takie proste... Gdyby umiała zapomnieć o Leonie Verdasie, to na pewno by to zrobiła. Ale on nie chciał wyjść z jej głowy. Wcześniej nękały ją obrazy jego wspaniałych oczu, teraz widzi go w całej okazałości.
- Dobrze, dziękuję, Angie. - wymamrotała, decydując, że nie będzie dłużej męczyła swojej cioci irracjonalnymi problemami. Jest dorosła i sama sobie poradzi. - Chyba już pójdę.
- Zaczekaj, Pablo zaraz wróci, to cię odwiezie. - zaoponowała Angie, łapiąc Violettę za nadgarstek, by ta jej nie uciekła.
- Przespaceruję się. - uśmiechnęła się smutno i podniosła z podłogi swoją torebkę, po czym wyszła z mieszkania.
Myślał o niej w drodze do domu, myślał o niej podczas kolacji, którą jadł z Ludmiłą i Diego, myślał o niej, kiedy oglądał film z tą dwójką... Nie wychodziła z jego głowy. Poza tym, wcale tego nie chciał. Pragnął już zawsze patrzeć na jej słodką twarzyczkę, której brakowało mu przez tyle czasu. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo za nią tęsknił.
- Leon, siedzisz z głową w chmurach. - odezwała się Ludmiła. - Jeśli chcesz, to sobie pójdziemy i zostawimy cię samego...
- Nie, Ludmiła. - przerwał jej, otrząsając się z zamyślenia. - Po prostu dzisiaj kogoś spotkałem.
Ludmiła przyjrzała mu się uważnie i zmarszczyła w skupieniu brwi. Leona wyraźnie coś martwiło.
- Kogo spotkałeś? - zapytała, mrużąc podejrzliwie oczy. Nie podobała jej się ta rozmarzona mina Leona.
- Violettę. - odparł, uśmiechając się delikatnie.
Ludmiła momentalnie wyprostowała się na swoim miejscu. Nie lubiła tej dziewczyny. Nigdy. I tu już nawet nie chodziło o to, że panienka Castillo była od Ludmiły lepsza w dosłownie wszystkim. Co by nie zrobiła, to wychodziło jej idealnie i perfekcyjnie. Ludmiła po prostu nie mogła zrozumieć, jak Violetta mogła wyjechać bez słowa i zostawić przyjaciół. Minęło siedem lat, a Ferro nadal kryła urazę do Violetty.
- Castillo? - upewnił się Diego, czym przywrócił Ludmiłę do rzeczywistości. Leon przytaknął mu, znów zamyślony.
- I co? Znowu zawróciła ci w głowie? - prychnęła Ludmiła. - Kochasz ją? Ciągle? - dopytywała, aż w końcu Diego zatkał jej usta dłonią, by przestała mówić.
- Nie wiem, Ludmiła. - westchnął Leon, kompletnie nie zwracając uwagi na zachowanie swoich przyjaciół. - Ale jej potrzebuję. Pamiętasz, jak mówiłem ci, że czegoś mi brakuje? - nie czekał na jej odpowiedź, tylko kontynuował: - Właśnie jej mi brakowało.
Diego i Ludmiła wpatrywali się w niego, starając się dojrzeć na jego twarzy jakieś ślady rozbawienia. Ale on najwyraźniej mówił całkiem poważnie, bo zagapił się w dal i ponownie pogrążył w swoich myślach. Ferro nie mogła w to uwierzyć. Leon Verdas, ten, który kiedyś kompletnie nie przejmował się innymi, przez siedem lat tęsknił za jedną, tak naprawdę nic nie wartą dziewczyną. Myślała, że o niej zapomniał. W sumie nie mówił o niej zbyt wiele, gdy wyjechała. Nie byli wtedy już razem, więc niby dlaczego miałby coś mówić? Ludmiła uznała, że nie warto przypominać mu o tym, że kiedyś chodził z Violettą Castillo, że dzięki niej stał się kompletnie inną osobą, że ją kochał. Po upływie jakiegoś czasu i ona dała sobie spokój z rozpamiętywaniem. Tak więc szokiem dla niej było, że ta przeklęta dziewucha znowu wepchała się z buciorami do życia Leona.
- Nie, Leon, to na pewno nie to. - zaprotestowała. - Nie jej potrzebujesz. Wydaje ci się.
- Chciałbym bez przerwy na nią patrzeć. - spojrzał na nią zdecydowanym wzrokiem. - Chciałbym nigdy już nie budzić się bez niej u boku, chciałbym ją mieć przy sobie do końca życia. Czy to znaczy, że jej nie potrzebuję? - uniósł brwi. Nie miał ochoty na kłótnię z Ludmiłą, ale musiał bronić swoich racji.
- Ludmiła sobie idzie. - pisnęła i wstała. Z impetem zamknęła za sobą drzwi i już jej nie było.
- Ludmiła się na ciebie obraziła. - odezwał się Diego. - Chyba ciągle chce być z tobą.
- Nie. - zaprzeczył Leon, kręcąc głową. - Ona po prostu nigdy nie lubiła Violetty. Nie musisz być zazdrosny, Diego. - uśmiechnął się do niego domyślnie. Tamten tylko parsknął śmiechem w odpowiedzi.
Ułożyła się wygodnie na łóżku, zmęczona po całym dniu obsługiwania klientów. Leon się nie odezwał, z czego była trochę zadowolona, bo naprawdę nie miała ochoty na kolejny potok wspomnień. Niestety wczoraj zorientowała się, że zgubiła telefon. Nie był jej zbytnio potrzebny, i tak nie miała do kogo dzwonić oprócz taty, który i tak wydzwaniał do niej na stacjonarny. Olała więc tą sprawę. Nigdy nie przejmowała się takimi drobiazgami. Westchnęła i zamknęła oczy. Wreszcie miała chwilę spokoju, tylko dla siebie, zero zgiełku, hałasu i Martina. Poczuła się błogo i już miała zapaść w sen, gdy usłyszała pukanie do drzwi. No tak, mogła się tego spodziewać. Nikt nie chodzi spać o siódmej wieczorem. Komuś najwyraźniej zachciało się ją odwiedzić.
- Idę! - zawołała, wciągając na siebie szlafrok.
Nie wypadało przyjmować gościa w samej piżamie, nawet jeśli był to tylko listonosz lub sąsiadka, której brakło cukru. Przekręciła zamek w drzwiach i otworzyła je.
- Cześć. - przed nią stał Leon Verdas we własnej osobie. Miał na sobie skórzaną kurtkę i dżinsy. Uśmiechał się niepewnie.
- Leon, co ty tu robisz? - wydukała. Chciała odwrócić wzrok, ale nie mogła przestać na niego patrzeć.
- Znalazłem twoją komórkę. - wyjaśnił, wyciągając w jej stronę dłoń, na której spoczywał fioletowy telefon. Wzięła go i schowała do kieszeni różowego szlafroka.
- Dzięki. - uśmiechnęła się do niego. - Myślałam, że już go nie odzyskam. Ale skąd wiedziałeś gdzie... gdzie mieszkam? - zmarszczyła brwi.
- Angie. - zaśmiał się cicho, a ona mu zawtórowała. - No to... zaprosisz mnie może do środka? Chciałbym z tobą porozmawiać...
- Leon, ja naprawdę nie mogę. - zaprotestowała. Może jednak pomysł z wyjazdem nie był taki zły? Wyglądało na to, że Leon nie ma zamiaru dać za wygraną.
- Proszę. Bo będę tu stał, dopóki mnie nie wpuścisz. - uśmiechnął się zadziornie.
Przygryzła wargę, bo wiedziała, że wcale nie żartuje. Zawsze był niezwykle uparty. Otworzyła szerzej drzwi, by wpuścić go do środka. Gdy już siedzieli na kanapie naprzeciw siebie, Violetta zaczęła bawić się kosmykami swoich włosów. Nie wiedziała, czego może się spodziewać.
- No więc o czym chciałeś porozmawiać? - zapytała w końcu po dłuższej chwili ciszy.
- Chciałbym wiedzieć, dlaczego wtedy wyjechałaś. - powiedział prosto z mostu, nie owijając w bawełnę. Przyszedł do niej w konkretnym celu.
- Ja... - zająknęła się. - Musiałam wyjechać. - spuściła głowę, bo poczuła, jak się rumieni.
Było jej wstyd. Nie chciała, by Leon poznał prawdziwe powody jej ucieczki. Wydawały jej się takie błahe i nic nie znaczące z perspektywy czasu. Ale mimo to nie odważyła się zaśpiewać. Była po prostu tchórzem i musiała to wreszcie przed sobą przyznać.
- Dlaczego? - dopytywał Leon. - Zerwałaś z nami wszelkie kontakty, z Cami, Fran, Maxim... - przerwał, widząc jej pełne bólu i cierpienia spojrzenie. Gdy jej broda zadrżała, naprawdę się zaniepokoił. - Hej, co jest?
Wzięła kilka głębokich oddechów, by postrzymać szloch, ale niewiele to dało. Wybuchła rzewnym płaczem. Bała się tego, o czym mówił Leon. Bała się przeszłości. Poczuła, jak jego silne ramiona ją oplatają i przytulają. Nie wykonała żadnego ruchu. Nie wtuliła się w Leona, bo bała się także jego bliskości. Właściwie to ona bała się praktycznie wszystkiego. Cały ten świat ją przerażał.
- Zostaw mnie. - wydukała drżącym głosem, odsuwając się od niego. - Nie chcę. - ukryła twarz w dłoniach.
- Violetta, ja... - zaczął, ale ona nie dała mu skończyć, chciała tylko, by wyszedł i dał jej spokój.
- Idź sobie, chcę zostać sama. - wychlipiała, a on posłusznie wstał i wyszedł z mieszkania.
Ukryła się pod ciepłą kołdrą i zwinęła w kłębek, starając się powstrzymać drżenie. Sama nie wiedziała, czego chce. Kazała mu wyjść, bała się go, a jednocześnie pragnęła mieć go blisko. To był zawsze jej największy problem, najgorsza wada i przekleństwo - niezdecydowanie.
Niecałe dwie godziny później, gdy udało jej się wreszcie zasnąć, obudził ją przenikliwy dźwięk dzwoniącego telefonu. Nie miała ochoty wstawać z łóżka, na którym było jej tak wygodnie, ale uznała, że to może być coś ważnego i podniosła się powoli. Usiadła, przetarła oczy i wzięła do ręki komórkę, po czym nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Violetta? - usłyszała głos swojej sąsiadki. Była to kobieta w średnim wieku, z którą czasami popijała herbatę wieczorami, gdy nie miała co robić. - Jesteś w domu?
- Tak, jestem, a co się stało, Brendo? - zaniepokoiła się odrobinę.
- Nic takiego, ale pod twoimi drzwiami siedzi niejaki Leon i mówi, że nie zamiaru odejść dopóki z nim nie porozmawiasz. - odparła Brenda. - Chciałam cię tylko poinformować, bo biedaczysko niedługo tu uśnie.
Violetta otworzyła usta ze zdziwienia. Siedział pod jej drzwiami przez cały ten czas? A ona jak jakaś bezduszna wiedźma poszła sobie spać!
- Dzięki, Brendo. - odezwała się po chwili ciszy.
Rozłączyła się i pospiesznie założyła kapcie. Otworzyła drzwi i wyszła na zimną klatkę schodową. Dostrzegła Leona kilka kroków od niej, siedział pod ścianą na podłodze. Nie mogła uwierzyć w to, że wytrzymał w tej lodówce tyle czasu. Otuliła się szczelniej szlafrokiem i podeszła do skulonego mężczyzny.
- Zwariowałeś? - gdy usłyszał jej głos podniósł głowę. - Przeziębisz się przecież! - próbowała udawać oburzoną i zmartwioną, ale tak naprawdę była także odrobinę wystraszona. Bała się tego, jak Leonowi bardzo zależało na rozmowie z nią.
- Jak mogłem sobie pójść, kiedy byłaś w takim stanie? - zapytał, wstając z zimnej posadzki. - I do tego to ja cię do takiego stanu doprowadziłem, więc...
- Cicho już bądź, chodź, dam ci jakiś koc i zrobię herbaty. - uciszyła go i odwróciła się na pięcie, podążając do ciepłego mieszkania.
Usadziła go na krześle w kuchni i wstawiła wodę na herbatę, po czym kazała mu siedzieć na miejscu i wyszła w poszukiwaniu jakiegoś koca, którym mógłby się okryć, bo mimo starań nie udało mu się ukryć przed nią drżenia. Zmarzł, był przecież późny wieczór, a on przesiedział prawie trzy godziny na podłodze na klatce schodowej, która nie była w żaden sposób ocieplana. Wygrzebała z czeluści swojej szafy gruby, czerwony koc i wróciła do kuchni, gdzie pozostawiła Leona. Podała mu okrycie i wzięła się za przygotowywanie herbaty.
- Violetta, powiesz mi dlacze... - zaczął, ale ona odwróciła się w tym momencie gwałtownie i postawiła przed nim kubek z parującym napojem.
Jej twarz była napięta i właśnie dlatego Leon nie dokończył zdania. Niepokoiło go to, jaka Violetta jest w jego obecności spięta. Jej ruchy były dziwnie mechaniczne, nienaturalne. Usiadła przed nim i spuściła wzrok. Nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę. Upiła łyk herbaty ze swojego kubka i przymknęła powieki, ale nie udało jej się odprężyć. Wiedziała, że obok niej siedzi właśnie Leon Verdas i przypatruje się jej, śledzi każdy jej ruch. W takich warunkach nawet oddychanie przychodziło jej z trudem i nieopisanym wysiłkiem.
- Porozmawiamy? - po dłuższej chwili ciszy odezwał się, ale ona nawet na niego nie spojrzała.
- Leon, nie mamy o czym rozmawiać. Zaraz stąd wyjdziesz i na zawsze znikniesz z mojego życia.
Te słowa go zabolały. Naprawdę jej potrzebował, a ona go odrzuciła. I nawet nie miała na tyle odwagi, by spojrzeć mu prosto w oczy. Poczuł ukłucie w sercu. Nie takiego obrotu spraw oczekiwał. Może i były to złudne nadzieje, ale w jego głowie ten wieczór wyglądał zupełnie inaczej. Podczas gdy on fantazjował o tym, że następnego ranka będzie już chłopakiem Violetty Castillo, ona bała się chociażby spojrzeć mu w oczy czy przytulić się do niego.
- Powiedz mi, dlaczego taka jesteś. - powiedział twardo. - Nie rozumiem cię. Co zrobiłem źle?
- Tu nie chodzi o ciebie. - zaprzeczyła Violetta, potrząsając głową. - To ze mną jest coś nie tak.
Leon nie wiedział, co powiedzieć. Bał się do niej podejść i ją przytulić, bo nie chciał kolejnego odrzucenia. Ale jednocześnie nie mógł patrzeć na tak załamaną Violettę, bo przecież ją... Czy ją kochał? Potrzebował jej, pragnął mieć ją u boku już zawsze, ale czy to miłość? Wiedział w tamtym momencie tylko jedno: przeznaczenie postawiło mu ją na drodze życia ponownie. To już musiał być jakiś znak.
Cześć!
No więc, ten part na początku miał inną fabułę, potem znowu inną, znowu, znowu i znowu...
Nie mogłam się zdecydować, ale w końcu wyszło coś takiego.
Z drugiej części dowiecie się czy Violetta wreszcie zaśpiewa, czy przyjmie Leona i czy stawi czoło przeszłości.
W drugiej części wszystko się wyjaśni.
Mam nadzieję, że chociaż trochę was zaciekawiłam.
Chciałabym was także poprosić, abyście nie spamowali pod tym partem i pod żadnym innym. Od tego jest specjalna zakładka.
To chyba tyle ode mnie, teraz tylko czekać na wasze opinie. :)
A już 28 sierpnia zapraszam na parta Agi o Cares, który na pewno będzie cudowny.
Buziaki,
M. ;*
super . maci talent . WSZYSTKIE ! a kiedy następna część o Leonetcie <3 ?
OdpowiedzUsuńNo więc tak:
OdpowiedzUsuńJuż od pierwszych słów zakochałam się.
Zwyczajna historyjka, nieszczęśliwa kelnereczka i spełniony mężczyzna.Świetne połączenie, które się dopełnia. Właściwie wszystko jest wspaniałe. Opisy uczuć bohaterów, a nawet osoby dopełniające cały układ zdarzeń. Tytuł zwykły, choć intrygujący.
I kolejne przesłanie:
Nie zawsze możemy dostać to, czego oczekujemy. Leon nie dostał Violetty... Ona się boi, co sprawia, że on również odczuwa jej strach. Tym sposobem może się wydawać, że są w punkcie wyjścia, że z tego nie wyjdą. Druga część na pewno będzie inna, ponieważ Leon walczy do końca. Jest uparty, wiadomo. Wiesz, czego od ciebie oczekuję.
Dużo, dużo miłości.
A ona w drugie części na pewno będzie.
I to chyba tyle, nie umiem napisać poruszającego komentarza w dzisiejszym dniu.
Życzę weny na drugą część.
X. <3
Jesteś ciotą, bo napisałam skurzaną. xD.
OdpowiedzUsuńOne Part bardzo fajny i podoba mi się fabuła :)
Violetta jest bardzo sceptycznie nastawiona do świata, i to jest powód jej dystansu do Leona.
Nie wiem, czy to ma sens, ale ok. XD
/ W. ♥
Maddy...
OdpowiedzUsuńPokazałaś w tym opowiadaniu jedną z cech Violetty, która mnie nieustannie irytuje - niezdecydowanie. Taki był Twój zamiar? Wydaje mi się, że tak. Ale taki już urok tej dziewczyny. Urzekła mnie prostota fabuły tego one-parta. Zwykła, nic nie znacząca, przestraszona kelnerka i mężczyzna, któremu czegoś brakuje. Niby szczęśliwy, ale nie do końca. Ludmiła? Bardzo się cieszę, że ją tutaj wplotłaś, bo zawsze miałam słabość do tej postaci. Ferro się zmieniła, ale widać, że nie oduczyła się kilku nawyków z przeszłości, co jest intrygujące. Rozbawił mnie wątek Martina, bo pokazałaś tym, że niektóre rzeczy się nie zmieniają, na przykład to, że w panience Castillo zawsze ktoś musi się "zabujać". ;) Podobał mi się także fragment z Angie, bardzo fajnie wymyśliłaś całą historię bolesnej przeszłości Violetty. Ogólnie wszystko w tym one-parcie jest dopięte na ostatni guzik. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Mam tylko cichą nadzieję na happy-end w drugiej części, choć wiem, że ty i tak zrobisz to po swojemu. I na pewno wyjdzie ci wspaniale.
Dobrze się spisałaś, Maddy.
J.
Zakochałam się w pierwszym zdaniu tego one parta.
OdpowiedzUsuńVioletta i jej niezdecydowanie... Szkoda mi Leona. Widzę, jak o nią walczy, czuje że to przeznaczenie postawiło mu ją na drodze.
Ludmiła- nadal zazdrosna i zakochana w Leonie? Cieszę się, że została wplątana w historię.
Mam nadzieję że w kolejnej części Viola zaśpiewa i zrozumie, że nie może być wiecznie źle nastawiona do życia. Troszczą się o nią osoby, które ją kochają.
Pozdrawiam, Caro <3
Świetne! Nie mogę się doczekać drugiej części! < 33
OdpowiedzUsuńCzasem mam wrażenie, że pomimo tego ,że ludzie mówią mi , że jestem uzdolniona muzycznie to tak naprawdę jestem beztalenciem. Tak właśnie poczułam się czytając to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest napisane z taką precyzją jak zegarmistrz robi zegarki. Nie wiem jak ludzie tacy jak ty to robią.
Gdybym nie czytała tego tutaj w internecie powiedziała bym , że zdażyło Ci się to naprawdę.
Czasem fikcję , którą piszemy ludzie przeżywają naprawdę i właśnie chyba dlatego poruszyło mnie to opowiadanie.
Jest po prostu cudowne , prawdziwe i piękne.
Czytając to zakręciła mi się łza w oku a przyznam się ja nigdy na filmach nie płaczę. Nawet najbardziej smutny film nie poruszył mnie nigdy , jestem za bardzo twarda , albo nie potrafię zrozumieć tego co oni czują bo nigdy czegoś takiego nie przeżyłam.
Tu się przyznaje z ręką na sercu zrobiło mi się bardzo smutno i uroniłam dwie łzy. To już coś , nieprawdaż ? :D
Mam nadzieję , że kolejne opowiadania będą równie piękne jak to i życzę Tobie tego abyś kiedyś w przyszłości została sławną pisarką.
Musi :)
Świetny ♥
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać drugiej części ♥
Jestem ogromnie ciekawa czy spróbuje zaśpiewać i czy jej to wgl. wyjdzie :)
Z niecierpliwością czekam na następny :)
Besos ♥
Tinii♥
Madżalena ! :*
OdpowiedzUsuńTy wiesz że ja strasznie czekałam na tą twoja Leonettę a ty nic nie chciałaś zdradzić i jak to przeczytałam to normalnie byłam w szoku...
Niby z pozorów banalne ale to było takie prawdziwe i uczuciowe...
Violetta jak zwykle niezdecydowana i pełna obaw, Leonowaty spełniony człowiek aczkolwiek nie do końca bo brakuje mu czegoś lub kogoś do pełni szczęścia a ta osóbka jest Violetta bez której nie może żyć...
Twój One Part idealnie oddaje miłość, to nie czułe słowka i miłe gesty ale trzeba tez pocierpieć, a na pewno tak jest, oboje cierpią i nadal pewnie będą, wierzę że pogodzisz ich w cudowny sposób i tak będzie :)). Nic więcej nie mogę dodać jak to że czekam na druga część i doczekać sie nie moge, norma u mnie hah xD
Maja ;)
Cudny
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na next
Przecudny! Wiedziałam, że zrobisz Leonettę najlepiej jak się da! :D Jestem dumna, że znam (nawet w internecie) tak wspaniałą i utalentowaną osobę. :)
OdpowiedzUsuńLEONETTA FOREVER!
MADDY FOREVER! XD
Uwielbiam i czekam na następny rozdział! :)
Viel. <333
Piekny ♥ Uczucia jak bajki, choć trochę ciężkie i tak niezwykle. Rzeczywiście, fabuła niby normalna, a jednak zachwyca pomysłem i przemyślanym każdym ruchem i słowem :* Wyjątkowy OP całkowicie w Twoim stylu Maddy ;)
OdpowiedzUsuńTen One-Part bardzo mnie poruszył emocjonalnie. Moje oczy są mokre od łez,które wylałam podczas czytania. Violka stała się zamknięta i zdystansowana do świata i ludzi, ja kiedyś też tak miałam czasami mi się to jeszcze zdarza.
OdpowiedzUsuńDoskonale opisałaś przemyślenia, uczucia, bohaterów co jeszcze bardziej pomogło mi interpretacji czytanego tekstu.
Wow! To jest cudowne!
OdpowiedzUsuńTen one part jest boski.
Leon biedny marzł dl Violetty.
Sweet ;**
Czekam na drugą część ;D
Ach..to było WSPANIAŁE !
OdpowiedzUsuńAch.. ten Leoś, który biedny przez 7 lat tęsknił za Violettą...
I achh... Ta niezdecydowana Viola...
Ja chcę drugą część !!
Maddy, Maddy, Maddy... Twojego one partu najbardziej nie mogłam się doczekać. Nie wiem, czy to przez to, że Leonetta to niewątpliwie moja ulubiona para, czy to z powodu tego jak bardzo lubię Twój styl pisania ;) Od kiedy pierwszy raz przeczytałam, że to Ty będziesz zajmować się Leonem i Vilu byłam strasznie ciekawa jak do tego podejdziesz, jaką historię ich miłości nam przedstawisz. Chociaż Twoje zadanie wielu osobom mogło wydawać się najłatwiejsze, to nic bardziej mylnego. Ja osobiście twierdzę, że relacja między tą dwójką jest niewątpliwie najbardziej skomplikowana. Wiele razem przeszli. Jednak mimo tego, że cały czas ktoś lub coś stawało na ich drodze, oni zawsze się odnajdywali i właśnie za to ich kocham <3
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału, to bardzo mi się podobał, przedstawiłaś w nim całkiem inne spojrzenie na wydarzenia między tą dwójką. Spojrzałaś na ten wątek przez pryzmat czasu, co bardzo mi się podoba. Bohaterowie są starsi i znacznie dojrzalsi, chociaż niektóre z ich cech nadal są bardzo widoczne. I za to właśnie Cię kocham, umiesz przedstawić coś w całkiem inny sposób, zachowując najważniejsze aspekty.
Dobra czas kończyć tę litanię ;D
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i dalszy rozwój wydarzeń <3
Buziaku, Diana ;***
Tam miało być: ,,Buziaki, Diana ;***" Przepraszam za błąd <3
UsuńZapraszam na mojego bloga http://violetta-superdziewczyna.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTwój jest super!!!!!
To jest piękne, kiedy dwójka ludzi, która kilka lat temu rozeszła się nadal o sobie pamięta i coś głębszego do siebie czuje.
OdpowiedzUsuńTak jest w przypadku Leona, mimo że Viola odeszła od niego siedem lat temu, on nadal coś do niej czuje. Jeśli po tylu latach nadal czujesz coś do osoby, z którą byłeś jako nastolatek to znaczy, że to była miłość, a nie zwykłe zauroczenie na pięć minut.
Viola musi się przełamać. Wierzę,że z pomocą Leona jej się uda.
Jaki wzruszający *.*
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na nexta !
Całuski Ciasteczko ;***
Boski, nie mogę doczekać się następnego !!!
OdpowiedzUsuńSuper ssuper
OdpowiedzUsuńSuper i jeszcze raz super czekam na next