Słońce dopiero zaczynało swoją codzienną wędrówkę po niebie. Powoli wstawało i mieniło się najjaśniejszymi kolorami. Promienie delikatnie muskały twarze przechodniów i wieżowce w centrum Buenos Aires. To miasto jest tak niezwykłe, pełne życia, ale ma też zakątki, w których można odpocząć i nie interesować się tą prędkością dni.
Taki zakątek
odnalazła dwójka dzieci. Przyszli tutaj przypadkiem. Zagubieni, szukający
swojego miejsca do zabaw.
Ich kraina
kryła się w lasku za jednym domkiem, który był ostatnim na ich ulicy. Mieszkali
troszkę wcześniej, ale zagłębili się tutaj całkiem świadomie. Byli pewni, że
odnajdą to, czego szukają od bardzo, bardzo dawna. I odnaleźli.
Za kurtyną
pnączy jednego z drzew kryła się mała polanka, w której kwiatki były jeszcze
piękniejsze niż gdziekolwiek indziej, słońce prażyło mocniej niż w mieście, a
ptaki ćwierkały o wiele ładniej niż rankiem przed ich oknem.
Czarnowłosa
dziewczynka zachwyciła się tym widokiem bardziej niż chłopczyk – brunet. Była o
wiele bardziej wrażliwsza i doceniająca wszystko, co było w zasięgu wzroku. Jej
brązowe oczy potrafiły zamienić szarość w jasne kolory tęczy i odnaleźć w
każdej rzeczy punkt, w którym kryło się serce.
Była urodziwa.
Miała śliczne czarne włosy, brązowe oczy i pięknie skrojone usta, których kolor
mógł zachwycić każdą osobę. Była przeurocza. Można było powiedzieć, że jest
idealna. Wesoła, zawsze uśmiechnięta. Nawet wtedy, gdy przewróci się i zbije
kolano. Miała zaledwie pięć lat, ale podziwiała świat i brała z niego więcej
niż niejeden dorosły. Nawet rodzice nie rozumieli własnej córki. Ale Natalia
taka była.
Chłopczyk był w
tym samym wieku, co dziewczynka. Swoje niesforne, kruczoczarne loczki ukrywał
pod kolorową czapeczką, którą dostał od Naty. Miał wiele innych nakryć głowy,
ale tą uwielbiał nosić. Nie wiedział dlaczego, bo przecież małe dzieci nie
wiedzą dlaczego tak jest. Obiecał sobie jednak, że niedługo się dowie.
Jego również
brązowe oczy zawsze błyszczały przez perspektywę wesołej zabawy z rówieśniczką,
odkrywaniu nowych przygód i odnajdywaniu swoich zainteresowań. Chłopczyk miał
starszego brata, który kochał hip hop i rap. Muzyka niosła się przez cały dom,
a lokatorzy wcale nie narzekali, a szczególnie najmłodszy członek rodziny. On
wychwalał ten rodzaj muzyki.
Chłopiec
nazywał się Maximiliano, choć ganiał wszystkich, którzy nazywali go pełnym
imieniem. Był Maxim, tylko Maxim.
- Ale tutaj
pięknie – wzdychała Naty.
- Prawda –
wyjąkał.
Czy był
zachwycony? Był. Lubił myśleć o perspektywie zabawy z dziewczynką. Naty była
wspaniałą towarzyszką, pomimo że nie była chłopakiem. Czasem potrafiła
zachowywać się jak księżniczka, a czasem jak niedobry łobuz. Maxi wbrew swojej
woli bardzo lubił te zmiany.
- Co będziemy
tutaj robić? – zapytał, łapiąc dziewczynkę za tłuściutką rączkę.
Ona spojrzała
na ich splecione ręce i zarumieniła się uroczo, co nie uszło uwadze Maxi’ego,
na którego twarzy rozpaliły się czerwone kolory. Na pewno dla każdego dorosłego
byłby to widok dość nietypowy, ale można powiedzieć, że ta dwójka potrafiła zauroczyć.
Ich rodzice czasem żartowali i mówili, że tylko czekają na huczny ślub i
wesele. Gdy Maxi i Naty to słyszeli zatykali uszy i kręcili się w kółko. Był to
dla nich krępujący temat. Mieli tylko sześć lat, ale wiedzieli co to małżeństwo
i wcale nie lubili o tym rozmawiać.
- Maxi –
dziewczynka puściła jego rękę. – Wyciągnij z plecaka wszystkie zabawki.
Chłopak
posłusznie zdjął z pleców malutki bagaż z motywem moro i wyjął z niego kolorowe
klocki, jedną lalkę ubraną w różową sukienkę i wiele, wiele innych rzeczy,
które dzieci zgromadziły do wspólnej zabawy.
Naty rozłożyła
koc, który trzymała w rękach. Miał ciepły czerwony kolor, a na środku znajdował
się żółty motylek, który siedział na stokrotce. Dziewczynka położyła się i
popatrzyła w błękitne niebo. Zamknęła oczy i zaczęła wyobrażać sobie, że
szybuje na jednej z chmurek. Uwielbiała fantazjować. Mama mówiła, że czasami
powinna się ograniczyć, ale ona na to nie zważała. Po prostu chciała myśleć
optymistycznie, czyli inaczej niż wszyscy. Niektórzy tego nie zalecali, bo w
ten sposób czuli się gorsi. Jedynie Maxi potrafił ją zrozumieć i wyobrażać
sobie z nią zamki, smoki, rycerzy i kolorowe krainy…
- Podaj mi
lalkę – poprosiła dziewczynka.
- A co mi za to
dasz? – zapytał chytrze Maxi.
- Saty…
satyfakcje – odparła po chwili plątania się z językiem.
Chłopak
posłusznie podał jej lalkę i zajął się swoim motocyklem.
Nawet nie
wiedzieli, że całe ich krótkie życie zmieni się diametralnie...
Mały, przytulny
domek tętnił dzisiaj życiem. Kolejne spotkanie sąsiadów. Państwo Ponte i
Navarro zasiedli do stołu, który uginał się pod pysznościami kulinarnymi, które
wykonała mama Natalii. Dzisiaj, tak jak zwykle, wszyscy podzielili się na trzy
grupy. Jedna to ojcowie rozmawiający o wyniku ostatniego meczu, druga to matki
gawędzące o nowej telenoweli i sąsiadce, która wychodzi za mąż. Ostatnia grupka
to dwójka dzieci, dobrze już nam znana. Oni rozmawiają o wszystkim. Zarówno o
nowej bajce w telewizji, jak książce, która ich interesuje. Maxi i Naty nie
potrafią się ograniczyć do dwóch, trzech tematów. Potrafią skomentować
wszystko, co ich bawi, smuci, intryguje, obrzydza. Są sobą i to jest
najważniejsze. We dwójkę tworzą idealną całość.
- Niedługo
kończą się wakacje, Maxi – odparła Naty. – Boisz się pójść pierwszy raz do
szkoły?
Chłopczyk
spojrzał na nią zaciekawiony i powrócił do dalszej zabawy samochodzikiem. Wolał
nie myśleć o nauce w szkole. Nie podobało mu się, że ma trafić do tego
zatłoczonego gwaru. Nie odpowiadało to chyba nikomu. No, może tylko jemu.
- Naty –
westchnął Maxi. – Szkoła jest zła.
Popatrzyła na
niego jak na wariata i zapytała wyjątkowo kpiąco, jak na sześciolatkę:
- Zgłupiałeś do
reszty?
Maxi pokręcił
głową przecząco. Wyglądał na bardzo poważnego, więc dziewczynka uznała, że
wcale nie żartował. Wzruszyła ramionami i powróciła do dalszej zabawy.
- Naty, smutno
mi – odparł nagle Maxi.
Dziewczynka
uniosła brwi do góry ze zdziwienia, ale zapytała:
- Dlaczego?
- Nie wiem –
wzruszył ramionami chłopczyk. – Jak dasz buziaka, to na pewno mi przejdzie –
uśmiechnął się chytrze.
Naty pokręciła
głową z dezaprobatą, ale oznajmiła:
- No dobrze,
ale tylko w policzek.
Zadowolony
chłopiec odwrócił się do niej bokiem i czekał na pocałunek. Dziewczynka wzięła
jedną z maskotek leżących na podłodze i przyłożyła mu ją do policzka. Maxi
szeroko otworzył oczy i wskazał palcem na śmiejącą się Natalię.
- Jeszcze się
policzymy, mała – powiedział śmiesznym głosem.
Naty ponownie
wybuchła śmiechem, a razem z nią chłopczyk.
Rodzice nagle
oderwali się od rozmowy i popatrzyli na wesołe dzieci.
- Byliby
idealną parą – westchnęła pani Ponte.
- Szkoda, że
nie mogą – odezwała się mama Naty, po czym wyszła z pokoju.
Dorośli, którzy
siedzieli przy stole, wiedzieli łzy w
oczach kobiety. Im też było smutno, ale Buenos Aires to nie koniec świata.
Zawsze można tutaj powrócić i zacząć wszystko od początku. Tak, jak dawniej.
Tylko czy to nie za wysoka cena? Czy porzucając to miejsce stracą więcej? Nie,
oni nie. Tylko te dzieci, które nie potrafią bez siebie żyć.
- Widzisz tą
panią? – zapytał Maxi, idącej koło niego Naty.
Mama dziewczynki
poprosiła ją, aby poszła po chleb. Chłopczyk każdego dnia widywał się z nią i
potrafili bawić się godzinami. Rodzicom nie przeszkadzało to aż do teraz, kiedy
zaistniała ta nieprzyjemna sytuacja.
Maxi zauważył
kobietę grającą na gitarze. Wyglądała na szczęśliwą i to zwróciło uwagę
chłopca. Podobały mu się dźwięki, które było słychać z daleka.
- Widzę –
odparła przeciągle Naty.
- Ja też kiedyś
będę grał, śpiewał, tańczył… - wymieniał Maxi.
- Ja też bym
chciała – odpowiedziała cichutko Naty, zawijając kosmyk za ucho.
Dziewczynka
uśmiechnęła się do chłopczyka i razem szybkim krokiem udali się do piekarni.
Mijali jeszcze kilku ulicznych grajków,. Maxi wybijał rytmy klaszcząc, a Naty
nuciła pod nosem melodię, która idealnie pasowała.
Szczęśliwi
udali się w drogę powrotną do domu.
***
- Rodrigo,
musimy wyjechać jak najszybciej – powiedziała pani Navarro do swojego męża.
On spojrzał na
nią znad czytanej gazety i głośno westchnął. Ich sytuacja finansowa nie była
najlepsza. Po prostu. Buenos Aires okazało się jedną, wielką pomyłką.
Przynajmniej dla dorosłego małżeństwa. Rodzice małej Naty doskonale wiedzieli,
że dziewczynka odnalazła tu siebie i wcale nie chce żegnać się z tym miejscem.
A konkretnie jedną osobą. Razem z łobuzem Ponte idealnie się dopełniali. Z
sąsiadami również potrafili się dogadać. Byli po prostu mili i zawsze uczynni.
Państwo Navarro snuło plany na temat połączenia sześcioletnich dzieciaków. Było
wiadome, że to daleka przyszłości i oni sami muszą wybrać. Wszystko było
piękne. Do czasu…
- Nie rozumiem
– pani Navarro rozsiadła się wygodniej w fotelu. – Dostałeś pracę w Hiszpanii.
Lepsze warunki, wyższa stawka. Dlaczego nie wyjeżdżamy?
- Roberto,
chcesz zostawić to wszystko? – zapytał jej mąż.
Kobieta głośno
westchnęła. Barcelona to nie był koniec świata. Tam żyłoby się im lepiej i
tyle. Dlaczego nie spróbować?
- Ale… - nie
dokończyła Roberta.
- Ale dobrze
wiesz, że Natalia czuje się tutaj jak w domu. Nie mogę uwierzyć, że musimy
wyrządzić jej taką krzywdę, wyjeżdżając.
Rozległy się
kroki i sześcioletnia dziewczynka weszła do salonu. Jej oczu szkliły się od
łez, które zaraz miały popłyną po zaróżowionych z emocji policzków. Widok był
okropny. Wyglądała na zrezygnowaną, powoli się poddawała. Nic nie miało już dla
niej sensu. Nawet szkoła, którą codziennie mijała i z zachwytem się jej
przyglądała. Mama mówiła, że tam będzie uczęszczać. Przecież obiecała…
- Wyjeżdżamy na
wakacje? – zapytała z wątpieniem, a jedna łza opadła jak kropla deszczu na
wypolerowaną podłogę. – Nie zostawię Maxi’ego.
Rodzice
spojrzeli na nią, a matka zmrużyła oczy. Jej tata powoli kucnął przed nią i
oznajmił:
- Musimy,
kotku.
Teraz nie
widziała już niczego. Pobiegła do swojego pokoju i płakała, czując się starsza
i bardziej dojrzalsza.
To było
okropne, bo bycie dorosłym, nawet w wyobraźni, nie jest fascynujące.
- Cieszę się,
że przyszedłeś.
Naty
uśmiechnęła się lekko i zrobiło jej się trochę lepiej. Wciąż czuła tą pustkę i
strach przed nowym miejscem, ludźmi. Wszystko nie było takie jak dawniej.
- Maxi, usiądź.
- Okej, okej –
odparł wesoło. – Mam dla ciebie prezent – rozsunął plecak, a z niego wyciągnął
śliczną lalkę.
Wyglądała
identycznie, co ta, którą pokazywała mu na wystawie w sklepie. Miała śliczną
długo suknię do kostek, brązowe włosy i piękne buciki. Przytuliła ją do piersi,
a w jej oczach znów stanęły łzy. Otarła je szybko i zwróciła się do Maxi’ego:
- Kosztowała
fortunę – umilkła. – Skąd wziąłeś tyle pieniędzy?
Maxi lekko się
zmieszał, ale odparł:
- Zbierałem na
nową deskorolkę, ale tak bardzo podobała ci się na wystawie, że postanowiłem ci
ją kupić.
Natalia uśmiechnęła
się, ale nie była świadoma tego, że po jej twarzy płyną łzy.
- Naty –
zaskoczył się Maxi. – Naty, co się dzieje? Nie podoba ci się? Wymienię ją,
spokojnie.
Przytulił ją
bardzo mocno, a ona wyszeptała jedno słowo, wciąż nie wierząc:
- Wyjeżdżam.
Maxi odsunął ją
od siebie i popatrzył na nią swoimi dużymi, brązowymi oczami. Widziała ten ból
w jego oczach. Nie mogła znieść, że ponownie ktoś cierpi przez nią. To błędne
koło, które zatacza swój krąg i szuka ofiar. Ale dlaczego akurat oni?
Bezbronne, słodkie dzieci, które nie widzą poza sobą świata? Dlaczego akurat
teraz, gdy wszystko układa się jak najlepiej? Dlaczego akurat teraz, gdy chcą
po prostu spełniać swoje marzenia?
- Jesteś mi
winna pocałunek w policzek… - wyszeptał Maxi i otarł łzę, która mimowolnie
spłynęła po jego policzku.
- Wiem –
odparła.
Odwrócił się z
impetem w jej stronę i powiedział poważnie:
- Obiecaj, że
gdy się ponownie spotkamy oddasz mi tego buziaka.
- Obiecuję –
wyszeptała i zmarszczyła nosek, by ponownie nie wybuchnąć płaczem. –
Przepraszam i żegnaj…
Usłyszał jej
szept z daleka, choć wcale tego nie chciał. Zamknął oczy, a gdy je otworzył jej
już tam nie było. Zostały po niej tylko wspomnienia i dziecięce zabawy, które
po kilku latach pójdą w niepamięć. Najlepsza przyjaciółka, powierniczka
sekretów odeszła. I nie zanosiło się na to, by miała wrócić szybko.
Drzewa nie były
tak samo zielone, niebo nie było tak samo błękitne, kwiatki nie tak samo
kolorowe, a chmurki nie tak samo puszyste.
Prawda. Już nic nie jest takie samo bez niej.
Xenia dała popis...
Boże, to jest takie beznadziejne. Zaczęłam korzystać z wakacji dopiero pod ich koniec i ta dam! Efekty powyżej.
No nie będę przeciągała.
Ponownie dodaję o 00.00.
Hmmm... Nie wiem, co jeszcze mogę napisać.
Ogólnie nie miejcie mi za złe tego partu. Wiem, że jest... na to nie ma określenia...
Dobra, koniec, bo zaraz będzie 00.01. XD
To do następnego i do fantastycznego parta Mai!
Xenia <3
P.S.: Zajebiście. 00:01. Refleks szachisty...